Hugh Gibson: Biedni Polacy znaleźli się pod ścianą

W drodze powrotnej natrafiliśmy na tysiące ludzi z łopatami, kopiących w polu. Początkowo myśleliśmy, że kopią okopy ze względu na obawę ataku niemieckiego, ale kierowca powiedział, że to są tylko bezrobotni, dla których rząd wyszukał robotę, „żeby ich uchronić przed staniem się bolszewikami" – pisał z Warszawy 28 maja 1919 roku amerykański dyplomata do matki.

Publikacja: 17.08.2018 18:00

Hugh Gibson był też ambasadorem USA w Szwajcarii, Belgii (dwukrotnie), Luksemburgu i Brazylii

Hugh Gibson był też ambasadorem USA w Szwajcarii, Belgii (dwukrotnie), Luksemburgu i Brazylii

Foto: materiały prasowe

Paryż, kwiecień 1919

[...] Rozbawiłoby Cię, gdybyś zobaczyła, jakie stanowisko mi zaproponowano... [...]

Paryż, wtorek, 15 kwietnia 1919

[...] Wciąż pozostaję niezmiernie zdziwiony nominacją i jeszcze trochę w nią nie wierzę. Myślałem, że istnieje pewna szansa na to, żebym pojechał do Pragi, przynajmniej tymczasowo, ale ze względu na to, że Polska w związku z jej relacjami z Rosją i Niemcami, nie mówiąc już o jej własnych problemach, jest zapewne najważniejszą rozpatrywaną przez nas placówką, myślałem, że prezydent zechce posłać tam kogoś, kogo dobrze zna i do kogo ma pełne zaufanie. Myślę o tym jak o wielkiej okazji do wykonania konstruktywnej i pożytecznej pracy. Post scriptum: nie wygląda to na taki całkowity wypoczynek, o jakim myślałem po nastaniu pokoju. [...]

Paryż, środa, 23 kwietnia 1919

[...] Wczorajszego wieczoru szef wydał w swoim apartamencie w Crillon obiad na cześć Paderewskiego... Paderewski pokazał się w swoim najlepszym stylu i na wszystkich obecnych ogromne wrażenie wywarło to, że mąż stanu jest muzykiem. Wszyscy byli bardzo zdziwieni. Powściągliwie i bez emocji mówił o sprawach, które obecnie wszystkich bardzo podniecają, i cierpliwie omawiał niektóre od miesięcy rozwiązywane problemy Polski. [...]

Warszawa, poniedziałek, 28 kwietnia 1919

[...] Jesteśmy tu na naszej nowej placówce i bardzo nas ucieszyło to, co zastaliśmy, chociaż mieliśmy dość wygórowane oczekiwania. [...]

Poszliśmy z Fosterem (Reginald Foster – porucznik armii amerykańskiej, w Warszawie był przedstawicielem Komisji Międzysojuszniczej podczas konferencji pokojowej w Paryżu) na lunch do bardzo wygodnego arystokratycznego warszawskiego Klubu Myśliwskiego (Najbardziej ekskluzywny Klub Myśliwski mieścił się przy ul. Kredytowej). Jedliśmy w prywatnym pokoju jadalnym na górze, a więc mogliśmy swobodnie rozmawiać. Przed lunchem i po lunchu przyszło trochę ludzi, pukali do drzwi i chcieli się przedstawić. [...]

Lunch był prosty, ale znakomity. Zgodnie z obowiązującymi w tym kraju zwyczajami rozpoczęliśmy od kieliszka śliwowicy i malutkiej kanapki. Wypicie więcej niż jednego naparstka skłoniłoby człowieka do wyjścia i szukania zaczepki z policjantem, ale nie przekroczyliśmy granicy ryzyka. Widzę, że będziemy chętnie często korzystać z tego klubu. [...]

Warszawa, wtorek, 29 kwietnia 1919

[...] Nazwiska tych ludzi przyprawiają nas o rozpacz. Dotychczas poznałem zaledwie kilku przy poszczególnych okazjach, a więc przyswajam sobie ich nazwiska i modlę się o to, żebym miał siłę je zapamiętać, kiedy następny raz się z nimi spotkam. Jeżeli przy drugim spotkaniu mogę zwracać się do nich po nazwisku, czuję, że jestem bezpieczny, ale przeraża mnie myśl o wielkim przyjęciu, na którym poznałbym dwieście lub trzysta osób. Po czymś takim nigdy nie dałbym sobie z tym rady.

Późnym popołudniem wyszliśmy z Fosterem i Dolbeare'em (Frederick R. Dolbeare był drugim sekretarzem w Bernie (1918), zanim dołączył do Gibsona w Warszawie) na długi spacer po mieście. Wcale nie wygląda ono tak, jak się spodziewałem. Zobaczyliśmy szerokie, czyste ulice, duże, porządnie zbudowane domy i ogólną atmosferę trwałości. Ulice były zapełnione ortodoksyjnymi Żydami w długich czarnych chałatach i czarnych nakryciach głowy, z czarnymi lub rudymi brodami i niekiedy z długimi, przetłuszczonymi pejsami przy twarzach. Nie byliśmy jeszcze w dzielnicy żydowskiej, ale wcale nie trzeba do niej pójść, żeby ich zobaczyć. Małe dorożki gwałtownie skręcają na skrzyżowaniach ulic i należy odskakiwać, żeby nie wpaść pod nie, albo mocno się w nich trzymać, jeżeli się nimi jedzie. Dorożkarze noszą duże metalowe płytki z numerami, zawieszone z tyłu przy kołnierzach, nie mają plakietek.

Naszym głównym punktem orientacyjnym w trakcie poruszania się po mieście jest wielka cerkiew rosyjska (sobór Aleksandra Newskiego) w pobliżu naszego hotelu. [...]

Wieczorem wszyscy razem poszliśmy do opery. Okazała się wspaniała. Jest to coś, na co zawsze możemy liczyć. Grano Fausta. Gdzieniegdzie tam, gdzie była ku temu okazja, wstawiono występy baletu. Śpiew był dobry, a balet stanowił najlepszą część przedstawienia. Tancerki i tancerze w ogóle nie cechowali się znudzonym, protekcjonalnym podejściem, jak ci w Paryżu, lecz oddawali się tańcowi tak, jak gdyby woleli tańczyć, niż jeść. [...]

Warszawa, sobota, 3 maja 1919 (polskie święto narodowe)

[...] Jest to polskie święto narodowe, pierwsze, jakie pozwolono im obchodzić od 1791 roku, i podeszli do tego z entuzjazmem, żeby nadrobić utracony czas. [...]

Wkrótce przyjechał swoim samochodem Naczelnik Państwa, wysiadł z niego, przywitał nas i wyruszyliśmy razem wzdłuż szeregu żołnierzy, podczas gdy cała masa ludzi wydawała okrzyki radości i rzucała w powietrze swoje czapki. Wiele słyszałem o tłumach rzucających w górę czapkami, ale nigdy przedtem nie widziałem, żeby to robiono na dużą skalę. Całe pole i wzgórze było morzem czarnych czapek, wzlatujących w górę i opadających w dół. [...]

Warszawa, niedziela, 11 maja 1919

[...] Paderewski wrócił dzisiaj rano z Paryża specjalnym pociągiem. Dowiedzieliśmy się o tym dzięki wiwatowaniu tłumu, kiedy wysiadał przy naszym hotelu (Bristolu). Powitano go bardzo przyjaźnie. [...]

Warszawa, sobota, 17 maja 1919

[...] Wreszcie wyrwaliśmy się i wróciliśmy do hotelu mniej więcej o północy. Było czymś zdumiewającym zobaczyć, jak ludzie na ulicy odnosili się do Paderewskiego. Dorożkarze, żebracy, śmieciarze – wszyscy, gdy przechodził, z czcią zdejmowali nakrycia głowy; a on witał ich równie serdecznie jak oni jego. Powiedział, że nie był w tej sali od czasu, kiedy jako chłopiec znalazł się w Warszawie i tam po raz pierwszy koncertował. Powiedział: „O Boże, ależ się denerwowałem".

Gdy znaleźliśmy się w pobliżu hotelu, mali gazeciarze, którzy mieli tam coś w rodzaju swojego centrum, podbiegli do nas i zaczęli się wokół nas tłoczyć. W ich oczach widać było uwielbienie dla bohatera, a wszyscy energicznie się kłaniali, jak grupa baletmistrzów. Paderewski zatrzymał się i rozmawiał z nimi przez dwie lub trzy minuty, a oni przez cały czas nie przestawali się kłaniać. [...]

Warszawa, środa, 28 maja 1919

[...] W drodze powrotnej natrafiliśmy na tysiące ludzi z łopatami, kopiących w polu. Początkowo myśleliśmy, że kopią okopy ze względu na obawę ataku niemieckiego, ale kierowca powiedział, że to są tylko bezrobotni, dla których rząd wyszukał robotę, „żeby ich uchronić przed staniem się bolszewikami". [...]

Warszawa, czwartek, 29 maja 1919

[...] Dach się nad nami zawalił. Znaleźliśmy się w centrum zawieruchy. Codziennie otrzymujemy z Ameryki telegramy o rzekomych masakrach Żydów w Polsce, z poleceniami przekazania informacji. To oznacza wiele telegramów, żeby wyjaśnić sytuację. Łatwiej byłoby, gdyby rzeczywiście nastąpiły takie masakry, bo mielibyśmy o czym informować, ale trudno wyjaśnia coś, co się nie wydarzyło. Na początku kwietnia zabito pewną liczbę Żydów w Pińsku, mieście w regionie wschodnim, zajętym przez polską armię. Żydzi stanowią tam ponad połowę mieszkańców. Byli wrogo nastawieni względem polskiego rządu, otwarcie wyrażali swoją niechęć i narazili się na podejrzenia. Pewnego wieczoru, kiedy było całkowicie niejasne, czy bolszewicy odbiją miasto, czy nie, Żydzi zgromadzili się w bardzo podejrzanych okolicznościach.

Po dokonaniu na nich nalotu część mężczyzn wyprowadzono i rozstrzelano. Była to z pewnością sprawiedliwość doraźna, taka, jaka może być wymierzana na każdym froncie, a oficer dowodzący mógł przekroczyć swoje uprawnienia. Polski rząd tak uznał i następnego dnia usunął go ze stanowiska. Ale mleko się rozlało i Żydzi na całym świecie od tamtego czasu ekscytowali się tą sprawą. Nigdy dotąd nie miałem do czynienia z czymś, o czym rozpowszechniano by tyle wersji. Codziennie dostaję jakąś nową. Na miejsce natychmiast wysłano misję międzysojuszniczą, która przeprowadziła tam gruntowne dochodzenie, przesłuchując świadków itd. Nie ma żadnej wątpliwości, że ci Żydzi zostali zabici; ale oczywiste jest też, że zachowywali się w taki sposób, jakby sami prosili się o kłopoty. W żadnym wypadku nie była to sprawa związana z religią. [...]

W Kownie, niedaleko Wilna, znajduje się wielkie niemieckie biuro propagandowe, którego główną funkcją jest wysyłanie długich informacji o zabijaniu Żydów w Polsce, bez względu na fakty. Berlińskie gazety drukują te opowieści, które przenikają do prasy neutralnej, a stopniowo do naszej własnej. Oczywiście wywoływanie możliwie wielkiej niezgody w Polsce, aby osłabić ten kraj, leży w interesie Niemców (Nie jest jasne, czy przypuszczenia Gibsona dotyczące niemieckiej propagandy o okropnościach są oparte na faktach). [...]

Warszawa, sobota, 31 maja 1919

[...] O czwartej poszedłem na spotkanie z gen. Piłsudskim, żeby z nim ogólnie porozmawiać o kwestii żydowskiej. W pełni zdaje on sobie sprawę ze znaczenia tej kwestii i jest gotowy zrobić wszystko, czego potrzeba, żeby rozwiązać ten problem, ale jego zadanie nie jest łatwe. [...]

Lida, środa, 11 czerwca 1919

[...] Nieco po piątej po południu dojechaliśmy do Grodna, przekroczyliśmy Niemen i następnie przez gęste lasy pojechaliśmy w stronę Lidy. Bezpośrednia droga do Wilna jest jeszcze częściowo w niemieckich rękach i uznano, że lepiej będzie, jeżeli nią nie pojedziemy i nie zaryzykujemy nieprzyjemnych incydentów z Niemcami. Mieszkańcy całego tego terenu zostali ostatnio uwolnieni z rąk bolszewików i czuło się to w powietrzu. Praktycznie biorąc, nie było żadnego zboża, a odnosiło się wrażenie, że wszyscy chłopi siedzą w swoich chałupach, z wyjątkiem niektórych kobiet, pracujących na polach. [...]

Wersal, sobota, 28 czerwca 1919

– DZIEŃ, W KTÓRYM PODPISANO TRAKTAT POKOJOWY

[...] Nigdy się nie spodziewałem, że będę świadkiem tego dnia, nawet jeszcze wczoraj, kiedy powiedziano mi, że znajdzie się dla mnie miejsce w tym wielkim wydarzeniu. [...]

Gdy Paderewski pochylił się, żeby złożyć swój podpis, wyszło słońce i zalało salę światłem, a w parku rozległ się huk wystrzałów armatnich. Samolot przeleciał nad pałacem, a salę wypełnił szum. Był to odpowiedni moment, żeby stać się przesądnym. [...]

Warszawa, niedziela, 27 lipca 1919

[...] O piątej po południu zebrałem moją służbową rodzinę i przeszliśmy na drugą stronę ulicy do Resursy Kupieckiej, gdzie Marszałek Sejmu wydawał oficjalne przyjęcie.[...]

W tej tęczy kolorów pojawił się Naczelnik Państwa w mundurze, który prezentowałby się skromnie na szeregowcu. Zatrzymał się i przez pewien czas ze mną rozmawiał, zaczął od żartobliwej uwagi na temat tego, że dowiedział się, iż mieliśmy pogrom w Nowym Jorku i że zastanawiał się, czy nie należałoby wysłać tam misji, która przeprowadziłaby dochodzenie, żeby uciszyć polską opinię publiczną. [...]

Warszawa, poniedziałek, 18 sierpnia 1919

[...] To straszny dzień, a jeszcze się nie skończył. Dziś rano nastąpił wybuch w kwestii Śląska, tak jak to przewidywaliśmy, a w efekcie zachwianiu uległa cała równowaga ekonomiczna Europy (W dniach 16–26 sierpnia 1919 nastąpiło pierwsze z trzech powstań na Śląsku). [...]

Poznań, sobota, 18 października 1919

[...] Wyjechaliśmy dzisiaj rano około wpół do dziesiątej. Słońce jasno świeciło i odbyliśmy wspaniałą jednodniową podróż. [...]

Wsie, które mijaliśmy po drodze, miały zupełnie inny charakter niż te w rosyjskiej części Polski. Drogi były węższe, ale wszystkie drzewa ponumerowano, ptaki śpiewały na przemian chórami, liście spadały z drzew w porządne, małe kupki i wszystko wykazywało wyraźnie niemieckie zabarwienie.

W rosyjskiej Polsce nie widzi się żadnych rosyjskich znaków ani niczego, co mogłoby posłużyć jako przypomnienie stu pięćdziesięciu lat okupacji rosyjskiej. Natomiast w niemieckiej Polsce wszystkie sklepy mają napisy zarówno polskie, jak i niemieckie, a ludzie chętnie rozmawiają z nami po niemiecku. W Warszawie mówienie po rosyjsku to zaproszenie do rozruchów. [...]

Warszawa, piątek, 5 grudnia 1919

[...] Znowu wszystko poszło źle. Po lunchu otrzymałem wiadomość od Paderewskiego, że chce się ze mną zobaczyć, więc poszedłem na zamek. W rzeczywistości chciał sam tu przyjść, ale niedokładnie przekazano jego wiadomość i kiedy doszedłem do zamku, właśnie miał wychodzić do poselstwa. Chciał mi powiedzieć, że jego kłopoty tak bardzo się nasiliły, że został zmuszony do złożenia rezygnacji na ręce Naczelnika Państwa i poproszenia go o utworzenie nowego rządu. [...] On szczerze ma nadzieję, że nie zostanie ponownie przywołany, gdyż chce wyjechać do Szwajcarii, żeby odpocząć, co, przyznaję, jest mu niezbędne. [...]

Warszawa, niedziela, 14 grudnia 1919

[...] Po południu odbyła się duża manifestacja chłopów, którzy zebrali się przed hotelem Paderewskiego i wysłali do niego delegację. Przywódca delegacji padł na kolana i płakał. Powiedział, że nie będą prosić Paderewskiego, żeby pozostał na czele rządu, jeżeli tego nie chce, ale błagają go, żeby nie wyjeżdżał z kraju – że patrzą na niego nie jako na rządzącego, ale jak na ojca, i nie mogą znieść tego, że odjeżdża. [...]

Warszawa, czwartek, 29 stycznia 1920

[...] Długi i wyczerpujący dzień pracy, kończący się przygnębiającymi najróżniejszymi wiadomościami o rozmowach z bolszewikami. Biedni Polacy znaleźli się pod ścianą i nie podoba mi się to, jak sprawy stoją. [...]

Warszawa, piątek, 30 stycznia 1920

[...] Śnieg jest głęboki, a przygnębienie jeszcze głębsze. Dopuszczono do tego, żeby o zniesieniu blokady wobec Rosji Radzieckiej dowiedziano się z prasy, a nie z oświadczenia rządów alianckich. Wobec tego wszyscy wichrzyciele i czerwoni swobodnie mogli wskazywać, że Polska została całkowicie opuszczona i że każdy czuje, iż nadszedł koniec. [...]

Waszyngton, czwartek, 3 czerwca 1920

[...] Dzisiaj Norman Davis został wezwany do Prezydenta i po długiej dyskusji o sytuacji przywołał mnie, żeby mi powiedzieć, że moim obowiązkiem jest przyjęcie funkcji zastępcy sekretarza stanu. Powiedziałem mu szczerze, że nie uważam, żeby tak było, że mogę lepiej pracować i osiągać zadowalające wyniki w moim obecnym miejscu pracy. [...]

Waszyngton, poniedziałek, 12 lipca 1920

[...] Być może uda się wypracować dla moich Polaków rozwiązania nieoznaczające jeszcze całkowitej klęski. Mocno się za nich modlę. Biedny stary Paderewski jest w Londynie, ze złamanym sercem. Strasznie mi go żal. [...]

Waszyngton, wtorek, 13 lipca 1920

[...] Dostałem dziś rano wiadomość od HCH [Hoovera], w której prosi mnie, żebym przekazał [Agencji] Associated Press oświadczenie o konieczności pomocy dla uchodźców napływających do Polski, którzy potrzebują wsparcia w ucieczce przed armiami sowieckimi. [...]

Środa, 18 sierpnia 1920, na pokładzie RMS Adriatic

[...] Telegraficzne wiadomości o Polsce są skąpe, ale na razie dobre. Mówią nam, że nie tylko powstrzymali bolszewików przed wkroczeniem do Warszawy, ale odepchnęli ich aż do Ciechanowa, co jest nie lada osiągnięciem dla cofającej się armii. Mam nadzieję, że to oznacza zdecydowane utrzymanie się tam, gdzie teraz są. [...]

Paryż, wtorek, 24 sierpnia 1920

[...] Jadłem obiad z Paderewskimi, Zamoyskim, hr. Adamem Sobańskim (Gibson mógł pomylić Adama hr. Sobańskiego z Władysławem hr. Sobańskim (1877–1943)) i Horodyskim. Wszyscy byli w dobrych nastrojach po dzisiejszych wiadomościach o wzięciu do niewoli 70 tysięcy jeńców i zdobyciu wielkich ilości amunicji. Sprawy z pewnością idą dobrze; mam tylko nadzieję, że [Polacy] będą dalej skutecznie działać. Żeby tylko nie przesadzili. [...]

Warszawa, wtorek, 31 sierpnia 1920

[...] Jestem z powrotem w tym smutnym, poobijanym mieście. Był to długi, pozbawiony ważniejszych wydarzeń dzień jazdy do polskiej granicy, czekania, podczas gdy biednych pasażerów poddawano przesłuchaniom trzeciego stopnia, a później powolnego tłuczenia się i obserwowania scen przypominających o wojnie, wśród żołnierzy, ładunków artylerii i zapasów, żywności, koni i wszystkich tych wojennych akcesoriów. W przeciwną stronę jechały pociągi wiozące uchodźców ewakuowanych w kierunku Krakowa, biednych nieszczęśników, stłoczonych w otwartych wagonach, sprawiających wrażenie tak bezradnych i pozbawionych nadziei, jak to tylko jest możliwe. Od czasu do czasu pociąg z bolszewickimi jeńcami; niektórzy z nich wyglądają na zatwardziałych kryminalistów, ale wielu wśród nich to młodzi chłopcy i chłopi – zdają się tępi, niezbyt zainteresowani tym, co ich czeka. Sześć takich lat, Rosjanie, a potem Niemcy, teraz na przemian bolszewicy i Polacy – i nie widać końca. Nie mam pojęcia, jak oni w tym wszystkim w ogóle mogą się trzymać. [...].

Książka Hugh Gibsona, „Amerykanin w Warszawie. Niepodległa Rzeczpospolita oczami pierwszego ambasadora Stanów Zjednoczonych", przeł. Andrzej Ehrlich, ukaże się za kilka dni nakładem wydawnictwa Znak. Do publikacji wybraliśmy fragmenty listów Gibsona do matki Mary S. Gibson, w tamtym czasie komisarza ds. imigracji stanu Kalifornia. Codzienne pisanie do mamy po śmierci taty Hugh Gibson traktował jako formę pisania pamiętnika. W nawiasach () podajemy wyjaśnienia lub komentarze umieszczone w książce jako przypisy.

Autor był pierwszym przedstawicielem dyplomatycznym USA w odrodzonej Rzeczypospolitej – minister pełnomocny Stanów Zjednoczonych w Polsce w latach 1919–1924

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą