Po następnych – ciągle skrótowych – opisach zamierzonej działalności nowego urzędu doszłam do wniosku, że ktoś się zabawił i na prima aprilis wymyślił doskonały pastisz projektu uniwersalnej państwowej instytucji. Ten pastisz – wymyśliłam sobie – trafił do prezesa PAN, który wpadł w popłoch, że jest to prawdziwy projekt, i zaalarmował prasę. Potem przeczytałam jednak tekst, który nazywa się „Projekt ...ustawa ... z dnia ... o Narodowym Programie Kopernikańskim", i tu sprawa zaczęła być poważna, bo tekst ma 34 strony, 80 artykułów i w dodatku wygląda na to, że urywa się przed końcem. Ciągle wygląda na pastisz, ale zawiera tyle punktów i szczegółów, że nawet wariatowi by się nie chciało tracić tyle czasu i energii. (Zanim pojawiły się nowoczesne leki psychiatryczne, zdarzały się osoby psychicznie chore, które spędzały dnie, miesiące czy lata, wymyślając bardzo dokładne rozkłady jazdy pociągów, kreśląc mapy wszechświata czy pisząc konstytucje wyimaginowanych państw. Pociągi przejeżdżały przez oceany, wszechświat wyglądał jak rysunki Eschera, obywatelami państw były jaszczury, ale wewnątrz schematu panowała wewnętrzna logika, podejrzany porządek i bardzo dużo było podkreśleń, tłustego druku, dużych liter i cyfr).