Zapewne wiele osób wykształciło się na jego książkach. Nie zawsze dokładnych, rzeczowo precyzyjnych, ale za to niezwykle wciągających. Można się zastanawiać, czy ktoś w polskim dziejopisarstwie bardziej sugestywnie przedstawił Władysława Jagiełłę, Stanisława Augusta Poniatowskiego, Fiodora Dostojewskiego, Georges'a Clemenceau czy Józefa Piłsudskiego. Mackiewicz potrafił wciągnąć czytelnika do historycznej krainy baśni.

Natomiast jego listy (pisane do przyjaciół, rodziny, znajomych) zdecydowanie ściągają czytelników na ziemię. Styl oczywiście jest bez zmian – to ten sam stary, dobry Cat, sypiący anegdotami, przykuwający uwagę. Ale to jednocześnie Cat wciąż utyskujący na brak pieniędzy, ujawniający, delikatnie mówiąc, erotomańskie oblicze i niepotrafiący ułożyć sobie życia z najbliższymi. Rzecz jasna, nic wyjątkowego, nic specjalnie bulwersującego, ale jednak trochę smuci takie oblicze naszego pisarza.

Nie zmienia to faktu, że książka jest świetna. To kapitalne źródło historyczne i swoista powieść historyczna (sam Cat wskazywał, że książka przedstawiająca dobrze realia i umysłowość danej epoki musi powstać w tej epoce). Dzięki niezmiennie świetnemu pióru publicysty możemy z zainteresowaniem śledzić szczegóły życia londyńskiej emigracji, a także realia PRL już po powrocie literata do kraju.

Jednakże, nie tracąc sympatii do Cata, czytelnik może się dziwić, że ten sam człowiek potrafił kiedyś tak skutecznie go wciągnąć w pełne ideałów i herosów historie.