[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/04/03/andrzej-nowak-wielkosc-i-nedza-w-historii-lecha-walesy/]skomentuj na blogu[/link][/b]
"How is Lech Walesa doing?” – to było pierwsze pytanie, jakie usłyszałem od czarnoskórego taksówkarza na lotnisku w Newark, kiedy tylko dowiedział się, że przylatuję z Polski. Taksówkarz był z Wybrzeża Kości Słoniowej. To nie jest tylko anegdotka, ale potwierdzenie pewnego faktu. Jeśli Polska jest kojarzona w świecie z jakąś historyczną postacią, to na pierwszym miejscu wśród owych skojarzeń pojawia się Lech Wałęsa (bardziej od niego znany Jan Paweł II nie zawsze postrzegany jest jako Polak).
Możemy z tego faktu wyciągać rozmaite wnioski. Ja wyciągam ten, iż warto się zajmować fenomenem Lecha Wałęsy. To przekonanie wzmocniły we mnie reakcje na książkę Pawła Zyzaka, będącą próbą biografii politycznej przywódcy „Solidarności”. W szczególności obszerna recenzja poświęcona tej książce na łamach „Gazety Wyborczej” przez Mirosława Czecha oraz niewielki objętościowo, ale ważki [link=http://www.rp.pl/artykul/61991,283025_Lisicki__Walesa_miedzy_wielkoscia_i_sikaniem.html]tekst Pawła Lisickiego[/link] w „Rzeczpospolitej” wydają się warte refleksji.
Pierwszy z owych tekstów jest – ująłbym to może tak – nieco tendencyjnym streszczeniem książki Zyzaka i prezentacją jej autora. Estetykę recenzji redaktora Czecha wyraża najlepiej jej tytuł: „prawicowe sikanie pod wiatr”.
Nie będę się nią zajmował, chodzi mi tylko o interesującą uwagę interpretacyjną podsumowującą tę recenzję. Otóż uznaje ona książkę Pawła Zyzaka za „zwieńczenie przepisywania historii Polski »od nowa«”. Celem tego procesu – podsumowuje ironicznie redaktor „Gazety Wyborczej” – jest stworzenie „prawdziwej historii Polaków drugiej połowy XX wieku”, która miała wykazać, że bohaterowie nie byli tacy bohaterscy, autorytety zaś nie były rzeczywistymi autorytetami.