Radio Maryja i jego zwolennicy

Dwa dni temu „Rzeczpospolita” ujawniła, że kontrola skarbowa zakwestionowała przepływy finansowe między warszawską prowincją redemptorystów i fundacją Lux Veritatis założoną przez ojca Tadeusza Rydzyka.

Aktualizacja: 24.07.2009 22:46 Publikacja: 24.07.2009 19:02

Efekt kontroli? Fundacja powinna zwrócić fiskusowi 4,3 mln zł VAT. Tego samego dnia w „Naszym Dzienniku” ukazało się oświadczenie o. Jana Króla. Napisał on, że artykuł dowodzi tego, iż „fundację można nękać środkami prawnymi i bezprawnymi realizowanymi na czyjeś polityczne zlecenie”. Szkoda tylko, że ojciec Król nie odpowiedział na konkretne zarzuty. Podobnie nie napisał, o czyje zlecenie chodzi. Chociaż autorzy później wysyłanych do „Rzeczpospolitej” anonimowych e-maili z wyzwiskami byli bardziej otwarci. Oczywiście, na zlecenie Platformy Obywatelskiej.

Nic nowego pod słońcem. Iluż to polityków reaguje w dokładnie taki sam sposób. Zawsze wszystko okazuje się na czyjeś zlecenie, w czyimś imieniu, na rzecz jakiegoś mocodawcy. Tylko czy akurat przedstawiciele katolickiego radia powinni odpowiadać w taki sam sposób?

To prawda, że każda działalność ojca Rydzyka spotyka się z podwójną podejrzliwością. Jego zwolennicy bywają często wyszydzani, wykpiwani, wyśmiewani, ich religijność traktuje się jako przeżytek, a wobec nich samych często używa się prowokacji po to tylko, by wykazać zacofanie, antysemityzm i ciasnotę umysłu. Rzeczywiście, głupi żart ojca Rydzyka o czarnym misjonarzu, który się nie mył, staje się dla ogółu mediów dowodem rasizmu; słowa guru młodej lewicy Sławomira Sierakowskiego o przeciwniczkach parytetu, zrównujące je najpierw z volksdeutschami, a potem z łamistrajkami, przechodzą bez echa. Skutkiem tego jest jednak też specyficzna mentalność obrońców Radia, mentalność oblężonej twierdzy. Ponieważ widzą oni, że ich duchowego przywódcę spotyka niesprawiedliwość i że traktuje się go gorzej niż innych uczestników życia publicznego, z góry odrzucają każdy zarzut.

Akurat zawsze uważałem, że Radio Maryja odgrywa raczej pozytywną rolę w debacie publicznej. Że jest głosem odrzuconych, których nikt inny słyszeć nie chce. Że włącza do wspólnoty demokratycznej tych ludzi, o których wielkomiejskie liberalne media zapominają i których lekceważą.

Czy z tego ma wszakże wynikać bezkarność ojca dyrektora? W żadnej mierze. Szef Radia Maryja powinien być takim samym uczestnikiem debaty jak pozostali. Oznacza to nie tylko równość praw, ale i obowiązków. Związane z nim instytucje muszą zatem podlegać takiej samej kontroli jak pozostali. O ile nie powinny go spotykać szykany, o tyle też nie może liczyć na przywileje. A tego zwolennicy Radia zrozumieć, wydaje się, nie potrafią. Co gorsza, używana przez nich agresja prowadzi do kompromitacji tych wartości, o których obecność w życiu publicznym Radio Maryja zabiega.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/07/24/radio-maryja-i-jego-zwolennicy/]Skomentuj[/link][/ramka]

Efekt kontroli? Fundacja powinna zwrócić fiskusowi 4,3 mln zł VAT. Tego samego dnia w „Naszym Dzienniku” ukazało się oświadczenie o. Jana Króla. Napisał on, że artykuł dowodzi tego, iż „fundację można nękać środkami prawnymi i bezprawnymi realizowanymi na czyjeś polityczne zlecenie”. Szkoda tylko, że ojciec Król nie odpowiedział na konkretne zarzuty. Podobnie nie napisał, o czyje zlecenie chodzi. Chociaż autorzy później wysyłanych do „Rzeczpospolitej” anonimowych e-maili z wyzwiskami byli bardziej otwarci. Oczywiście, na zlecenie Platformy Obywatelskiej.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”