Kiedy wsłuchać się dokładnie, jak swoją decyzję uzasadniał Donald Tusk, wychodzi na to, że PO w ogóle żadnego kandydata wystawiać nie powinna. No, panu całkiem się w głowie poprzewracało – już słyszę życzliwe głosy czytelników, szczególnie tych tropiących na każdym kroku antyrządowe odchylenia. Skądże znowu. Staram się tylko brać słowa premiera za dobrą monetę – odpowiadam.
Otóż Donald Tusk nie startuje, bo woli realną władzę od zaszczytów, rządzenie od prestiżu, ciężką pracę od spokoju, dokonywanie zmian od gnuśnego trwania. Więcej. Jak zauważył w jednym z wywiadów, wszystko, co w ostatnich dwóch latach było pozytywne, rodziło się w rządzie, a co negatywne – w pałacu. Wniosek: pałac to niebezpieczne miejsce, gdzie gnieżdżą się najmroczniejsze moce zastoju i zwady. Kto tam przybędzie, ani chybi łacno im ulegnie.
W podobnym duchu wypowiadają się też liczni komentatorzy, znani z tego, że światłe idee Tuska potrafią rozwinąć i nadać im swoisty polor. Według tychże znawców Pałac Prezydencki to wieża z kości słoniowej, złote akwarium, czysty pozór itd., itd. Dziwne wprawdzie wydaje się to nagłe nawrócenie premiera na premierowanie po dwóch latach zabiegów o prezydenturę, ale, któż to wie, może faktycznie przejrzał na oczy i dostrzegł kształt rzeczy w ich sensie istotnym. Tym bardziej że po podjęciu wiekopomnej decyzji gratulacje złożył mu sam były premier Tadeusz Mazowiecki, bądź co bądź polityk, który dał się zwieść mirażowi prezydentury i wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle. Pochwała z takich ust wiele znaczy.
Tak czy inaczej wszystko, co mówił Tusk, wyraźnie wskazuje, że kto chce zmieniać Polskę, powinien dać sobie spokój z walką o prezydenturę. W osobliwym świetle stawia to zatem pozostałych kandydatów PO. Wygląda na to, że nie chce im się pracować dla Polski, bo wolą zaszczyty. Że zamiast trudu wybrali łatwy prestiż i zamierzają spocząć na laurach. Nie chciałbym być na ich miejscu: od razu widać, że każdy kandydat to ukryty leń, któremu zachciało się błyskotek i reprezentacji, a nie prawdziwej, ciężkiej roboty. Ale dla takich przecież w Platformie miejsca być nie może, tam sami pracusie i fachowcy.
Zastanawiam się, jakie będzie wytłumaczenie tej sprzeczności. Może takie: dla dobra Polski – powie nowy kandydat PO na prezydenta – godzę się znosić ciężar pustych zaszczytów, byle tylko premier mógł pracować.