Seksowne pisemka dla nastolatków

Gdyby niektórzy rodzice luknęli na młodzieżowe pisma i obczaili ich zawartość, nie byliby bardzo happy

Publikacja: 09.10.2010 01:01

Seksowne pisemka dla nastolatków

Foto: Rzeczpospolita

Co robisz, gdy rodzice znajdują u ciebie prezerwatywę? Wściekasz się, że zaglądają do twoich rzeczy? Czy też spieczesz raka i coś bełkoczesz? A może mówisz, że sama jakoś przyszła, i rysujesz, jak wygląda prezerwatywa z nóżkami? I jak się zachowasz, gdy nakryjesz rodziców na uprawianiu seksu? Wycofasz się z ich sypialni czy też rzucisz w nich swoją prezerwatywą, bo na pewno się przyda?

Jeśli nastolatka odpowie na te pytania, dowie się, czy ma dystans do świata. Tak przynajmniej zapewnia redakcja pisma „Popcorn”. Rozwiązując test w piśmie „Bravo”, nastolatka może natomiast sprawdzić, czy dojrzała już do uprawiania seksu. Jeśli zna anatomię swoją i chłopaka, wie, że w czasie miesiączki można zajść w ciążę, oraz odpowie, że na 100 procent czuje się ze swoim chłopakiem dobrze, to taką dojrzałość wykazuje.

Wśród pytań, jakie weryfikują gotowość do seksu, zabrakło jednego – ile dziewczyna ma lat.

– Jaki jest wiek naszych czytelniczek? Nie mam ochoty o tym mówić. Nie dam się sprowokować. Widzę już, jakie intencje pani przyświecają – irytuje się Michał Wiśnicki, naczelny dwutygodnika „Bravo”. Drażliwych kwestii, na jakie nie może udzielić odpowiedzi, jest więcej – jaka jest filozofia pisma, kto pisze teksty. Ale kwestia wieku jest wyraźnie najbardziej delikatna, i nie bez powodu.

– Jeśli w młodzieżowej gazecie są treści, które można uznać za zachętę do podjęcia życia seksualnego, to sprawa jest prosta: na okładce powinna być informacja, najlepiej czerwonymi literami, że pismo przeznaczone jest dla czytelników od lat 15 – mówi seksuolog prof. Lew-Starowicz. – Bo zgodnie z polskim prawem, osoby poniżej tego wieku nie mogą podejmować życia seksualnego. Dziwię się, że nikt się takim pismom dokładnie nie przyjrzał.

[srodtytul]Pigułka „po” dla dziewicy[/srodtytul]

W warszawskim gimnazjum jedna z dziewczyn przynosiła w każdy poniedziałek do klasy pigułki „po”. Łykały je wszystkie, jak witaminę C. Także te, które nie tylko w czasie weekendu nie miały kontaktów seksualnych, ale nie miały ich nigdy w życiu – opowiada seksuolog prof. Zbigniew Izdebski.

Kiedy przegląda się wielkonakładowe kolorowe pisma dla młodzieży wydawane przez Axela Springera oraz Bauera, trudno oprzeć się wrażeniu, że oparte są na założeniu, że ich czytelnik ma już „pierwszy raz” za sobą albo się do niego właśnie przygotowuje. Zastanawia się tylko, jak powinien wyglądać seks oralny i dlaczego dziewczyna nie osiąga orgazmu.

– Na pewnym etapie rozwoju młodzież takich informacji nie potrzebuje i wręcz nie chce o tym wiedzieć. Bombardowanie jej nimi jest szkodliwie – podkreśla prof. Izdebski.

Marketing zamiast edukacji, dehumanizacja seksu przedstawionego w zwulgaryzowany sposób. Tak seksuolodzy w rozmowie z „Rz” oceniają sposób, w jaki pisma typu „Bravo”, „Bravo Girl” czy „Dziewczyna” informują o sprawach seksu. Jakie skutki ma lektura takich pism dla młodzieży?

– Moja praktyka kliniczna wskazuje, że wzrasta poziom lęku przed seksem. Nastolatek dochodzi do wniosku, że jest nastolatkiem wybrakowanym. Czyta, jakie życie seksualne prowadzą inni, a ponieważ on takiego życia nie prowadzi, i nawet nie ma jeszcze takiej potrzeby, coś jest z nim nie w porządku. I z takim przekonaniem później pozostaje – mówi psychoterapeutka i edukatorka seksualna Anna Lissewska.

Wizję świata, w którym „wszyscy to robią”, nastolatek wynosi w znacznej mierze z pism do niego adresowanych. I nie wie, że jest to trochę świat wirtualny. Niekoniecznie będący odbiciem przeżyć jego rówieśników, choć mogłoby to wynikać z chętnie czytywanych listów do redakcji.

– Takich listów czytelników jest niewiele i bywają preparowane. Tak przynajmniej wyglądało to w gazetach, które znałam. Pojedyncze czy nie zawsze autentyczne listy młodzieży dostarczają tematów, które akurat chce poruszyć redakcja – przyznaje Anna Lissewska, która przed kilku laty współpracowała z młodzieżowymi pismami.

[srodtytul]Bądź jak szmula[/srodtytul]

Wyluzuj. Szkoła nie zając, nie ucieknie. Teraz poleż do góry brzuchem. Taką życzliwą radę można przeczytać w horoskopie w jednym z wysokonakładowych pism. Czasem tylko twórca horoskopu przestrzega, żeby nie przegiąć z nieuczeniem się, bo mogą być problemy. A tak ogólnie szkoła byłaby w porządku, gdyby nie matma, fiza, biolo i lengłydże.

Z artykułów w młodzieżowej prasie wynika jednak jasno, że do szkoły nie przychodzi się raczej po to, by przyswajać wiedzę. Dla wyluzowanej nastolatki – a każda taka chce być – szkoła jest terenem łowów. Należy luknąć na gostka, obczaić, czy jest niezłym ciachem, i pojechać po bandzie.

– Nagromadzenie elementów charakterystycznych dla jakiegoś żargonu jest typowe dla tekstów parodystycznych – mówi językoznawca prof. Jerzy Bralczyk. Język pism młodzieżowych razi go, zwłaszcza jeśli chodzi o słowa będące hybrydami z języków obcych – fan, luk, bojfriend. – Nie podoba mi się to jako językoznawcy i, choć to może głupio zabrzmi, Polakowi – mówi prof. Bralczyk.

Artykuły w pismach młodzieżowych stają się nieświadomą i groteskową autoparodią, traktowaną jednak śmiertelnie poważnie przez nastolatki. Specyficznym językiem opisywany jest specyficzny obraz rzeczywistości. O swoich idolach bardzo młody człowiek może się dowiedzieć ciekawych rzeczy. „Ke$ha, jak przystało na zbuntowaną laskę, wszystko robi na maksa, albo wciąga solidnie i zwykle doprowadza się do nawalenia na miarę falochronu w czasie sztormu. Lilly Allen gratulujemy totalnego ścięcia białka, a Kate Moss nie pije i »nie pudruje noska« tylko na wybiegu”.

Czy można się dziwić, że skoro osiągnęły one sukces, jedna z gazet proponuje: „Zrzuć ciuszki i bądź jak szmula. Tak osiąga się sukces!”. Jeśli ktoś ma wątpliwości, co znaczy „szmula ” – bo nie jest stałym czytelnikiem pism młodzieżowych – to zerknięcie do słownika gwar młodzieżowych je rozwieje – definicja mówi o „bezpłatnej prostytutce”, ew. „pannie, co robi laskę pod stołem”.

Ale w końcu, jak pisze inne pismo, „liczy się lans i bauns”. Cokolwiek to drugie słowo znaczy.

Moralizowanie nie jest trendy. Kiedy więc dwie dziewczyny napiszą do redakcji pisma dla nastolatek, że utrzymują związek z „mężczyznami z wyższych sfer”, którzy zabierają je w różne miejsca i dbają o ich wszystkie potrzeby, nie spadną na nie przesadne gromy. Owszem, redaktor odpisująca na list zdziwi się, że tak lekko traktują sprawę, i wspomni z lekkim wyrzutem, że mężczyźni zapewne są żonaci. Ale nikt nie będzie rozdzierał szat, że seks nie powinien się wiązać z pieniędzmi. Nie padnie żaden apel o przerwanie tego procederu. Ani też nie zada nietaktownego pytania, ile dziewczyny mają lat.

– Zachodnie koncerny prasowe mają duże pieniądze , by lansować swe pisma i zawarty w nich światopogląd. Filozofia naszego pisma jest inna . Ale nie mamy możliwości się z nią tak przebić – mówi Ewa Drygała, redaktor naczelna „Victora Juniora”, który już na pierwszy rzut oka wygląda jak spełnione marzenie rodzica o tym, co powinno czytać jego dziecko.

[srodtytul]Ta cyfrówka da radę[/srodtytul]

Jeśli będziesz miał mp3 za 1349 złotych, która miga diodami w rytm muzyki, twoi znajomi zaniemówią z wrażenia. Owszem, jest tańsza cyfrówka niż ta za 1299 złotych, ale czy da radę? I oczywiście telefon komórkowy także za 1299 jest bardziej wypasiony niż tańsze modele.

Kiedy przegląda się rubrykę z gadżetami polecanymi przez jedno z pism młodzieżowych, można odnieść wrażenie, że czyta się coś przeznaczonego do zupełnie innego odbiorcy. Pismo wygląda jak wszystkie pisma młodzieżowe wydawane przez zachodnie koncerny – produkt z niższej półki, dla masowego odbiorcy, utrzymany w kiczowatej estetyce tabloidu. Jednak jeśli chodzi o polecane dobra konsumpcyjne – może śmiało konkurować z lifestyle'owymi pismami dla dobrze zarabiających menedżerów.

Ale czy można się temu dziwić, skoro hobby większości opisywanych w pisemkach idoli jest tak oryginalne jak „zakupy”? A typowy i entuzjastyczny opis stylu życia młodego aktora zawiera takie elementy, jak „wielkie auto typu SUV, ciuchy od najlepszych projektantów i lanserskie imprezy w wypasionych klubach”.

Kiedy w latach 90. pisma zachodnich koncernów wchodziły na nasz rynek, badacze prasy donosili z lekką zgrozą, że napędzają one sprzedaż szminek, kremów na pryszcze i lakierów. Tamte czasy wydają się dziś wręcz antykonsumpcyjną idyllą.

A reklamy szminek i kremów są teraz w pismach młodzieżowych zupełnie inne. Nikt nie nazywa ich reklamami. To strony zatytułowane „zdrowie” lub „gwiazdy”. Nastolatka, czytając odpowiedź redakcji na listy o menstruacji, czyli „jak być happy w te trudne dni”, wśród wielu informacji dowie się mimochodem, że „always da radę”. Albo że wschodząca gwiazdka zawdzięcza swą urodę produktom pewnej określonej firmy. I oczywiście na dole strony zawsze znajdzie jej reklamę.

[srodtytul]Rodzice nigdy nic nie wiedzą[/srodtytul]

Jak namówić rodziców, żeby pozwolili kupować mi „Bravo”? Mam 11 lat. Sama nie będę kupować, bo mama zawsze wywęszy – martwi się „Dynamitka”, zalogowana na jednym z młodzieżowych portali. Dobrych rad jest dużo – można powiedzieć rodzicom, że wszystkie koleżanki kupują tę gazetę i się śmieją, że jej rodzice zabraniają. Tak zrobiła inna 11-latka i poskutkowało. Internautka o nicku „Reden” jest jeszcze bardziej radykalna: trzeba kupować, gdy rodziców nie ma w domu, albo zaraz po szkole i chować do plecaka. A tak w ogóle, pisze „Dynamitce” „Reden”, to „nie mogą ci zabronić kupować gazety, sorry, ale gazety są ogólnodostępne więc, sorry wielkie, ale twoi rodzice mają troszkę nie po kolei w głowie”.

Czytelniczki „Bravo” są bardzo młode – zdecydowanie młodsze, niż przyznają to wydawcy. Pismo przyciąga je plakatami, nalepkami i plotkami z życia gwiazd, ale też trochę przeraża. „Czytam wszystko oprócz seksu” – pisze jedna z nich i na wszelki wypadek straszne słowo „seks” trochę wykropkowuje. Całe szczęście, że rodzice dziesięciolatki nie wiedzą, że kupuje to pismo, „ale oni w ogóle nic nie wiedzą”.

– Jeśli gazety są wyłożone w kiosku, to rodzice na ogół myślą, że ktoś kontroluje ich treść i czuwa, by była odpowiednia dla nastolatków. Internet kojarzy się z niebezpieczeństwem, prasa oczywiście nie – mówi jeden z moich rozmówców.

Polska prasa młodzieżowa wydawana przez zachodnie koncerny przeżyła już zresztą trudny moment – parę lat temu, gdy jedna z rozgłośni radiowych zaczęła czytać fragmenty tekstów, niektórzy rodzice doznali szoku. Kroplą, która przelała czarę, było opublikowanie przez magazyn „Popcorn” zdjęcia rapera Snoop Dogga w trakcie seksu. Biuro rzecznika praw dziecka skierowało wówczas wniosek do prokuratury, zawiadamiając, że mogło dojść do przestępstwa rozpowszechniania pornografii.

Co stało się z tym wnioskiem? Ślad po nim przepadł. W biurze rzecznika nie udaje mi się znaleźć odpowiedzi, było to przecież za innej kadencji.

Prywatnie osoby związane z młodzieżowymi pismami skłonne są przyznać, że rozpętana wówczas burza nauczyła je „pewnej ostrożności”. Tak ostre zdjęcia jak kiedyś już się raczej nie pojawią.

Ale i tak, gdyby niektórzy rodzice luknęli na młodzieżowe pisma i obczaili ich zawartość, nie byliby bardzo happy.

Co robisz, gdy rodzice znajdują u ciebie prezerwatywę? Wściekasz się, że zaglądają do twoich rzeczy? Czy też spieczesz raka i coś bełkoczesz? A może mówisz, że sama jakoś przyszła, i rysujesz, jak wygląda prezerwatywa z nóżkami? I jak się zachowasz, gdy nakryjesz rodziców na uprawianiu seksu? Wycofasz się z ich sypialni czy też rzucisz w nich swoją prezerwatywą, bo na pewno się przyda?

Jeśli nastolatka odpowie na te pytania, dowie się, czy ma dystans do świata. Tak przynajmniej zapewnia redakcja pisma „Popcorn”. Rozwiązując test w piśmie „Bravo”, nastolatka może natomiast sprawdzić, czy dojrzała już do uprawiania seksu. Jeśli zna anatomię swoją i chłopaka, wie, że w czasie miesiączki można zajść w ciążę, oraz odpowie, że na 100 procent czuje się ze swoim chłopakiem dobrze, to taką dojrzałość wykazuje.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”