Wojna stylów w architekturze

Nadchodzi wojna stylów, twierdzi znany architekt Patrik Schumacher. Czy styl parametryczny zastąpi pudełkowate formy wywodzące się od modernizmu?

Publikacja: 21.05.2011 01:01

Nowy ratusz w Londynie, zaprojektowany przez Normana Fostera i Kena Shuttlewortha

Nowy ratusz w Londynie, zaprojektowany przez Normana Fostera i Kena Shuttlewortha

Foto: AP, Sang Tan Sang Tan

– Tsni bidin – powiedział umundurowany pracownik nowojorskiego lotniska Kennedy'ego, wskazując ręką na terminal TWA. Osłupiałam. Było po zmierzchu, budynek widzieliśmy z daleka, z wiaduktu przy innym terminalu za 40 minut odlatywał mój samolot. Ale choć mężczyzna gładko połykał spółgłoski, treść słów była jasna. – To nowy budynek – powtarzał z uporem. Przed nami biały, betonowy ptak rozkładał skrzydła, by wzbić się do lotu. Nawet oglądany od strony kupra, wciąż był jednym z najsłynniejszych dzieł XX-wiecznej architektury, pięknie właśnie odnowionym. Długo tu pan pracuje? – Pięć lat – odpowiedział bez wahania. – Zaczęli go budować jakieś dwa lata temu, wcześniej stała tu jakaś ruina. Zresztą kiedyś się tak nie budowało, to bardzo nowoczesny budynek, niech pani spojrzy, wygląda jak ptak.

Pożegnałam się i ruszyłam na przełaj – windy, rampy, schody, trawniki, ogrodzone parkingi – coś, co dla kierowcy samochodu było na wyciągnięcie ręki, pieszemu umykało w skomplikowanym układzie komunikacyjnym lotniska. Po drodze spytałam jeszcze jednego umundurowanego. To nowy budynek? – Skąd, stoi tu od zawsze, to Snake Eye – Oko Węża.

Ten nie opuszczał sylab, był też zdecydowanie bliżej prawdy, a ja bliżej celu. Oka Węża pilnowała biała furgonetka, w niej kobieta w obowiązkowym uniformie: Nie wolno tu robić zdjęć!

Rozumiem, względy bezpieczeństwa – beton na stalowym szkielecie uformowano tak, by przyjmował niebezpiecznie swobodne formy. Wznoszące się i przenikające linie, z których żadna nie była prosta. Ławki, pulpity, tablice informacyjne we wnętrzu wyrastały z podłogi, tworząc z budynkiem jedną płynną całość – żywy organizm i jego niepokojące zakamarki. Sztandarowy przykład biomorfizmu w architekturze pochodzący z czasów, gdy dominowały kubiczne, pudełkowe formy.

Geometria końskiego siodła

W tym roku mija 50 lat od śmierci twórcy nowojorskiego TWA Eero Saarinena (nie doczekał otwarcia terminalu, które nastąpiło rok później). Amerykański architekt fińskiego pochodzenia był jednym z ważniejszych twórców stylu zwanego biomorfizmem. Jego projekty przyjmowały formy bliskie światu zwierząt i roślin, krzesła były jak tulipany, fotele jak kobiece łona, budynki jak wieloryby.

„Latający" terminal TWA okazał się za mały, by sprostać międzynarodowym połączeniom lotniczym, i został zamknięty. Ale pracownik lotniska w pewnym sensie miał rację, mówiąc: tsni bidin. Estetyka, którą terminal ucieleśniał, właśnie powraca, a zdaniem niektórych – może zdominować miasta w XXI wieku.

Złośliwi twierdzą, że niekoniecznie będą to nasze miasta, że rewolucję, o ile to w ogóle rewolucja, najłatwiej dostrzec w państwach Bliskiego Wschodu i Chin, co ją w ich oczach dyskredytuje. Jednak u Zahy Hadid, Brytyjki o irackich korzeniach, najbardziej konsekwentnej przedstawicielki tego stylu i jedynej kobiety laureatki Pritzkera, przeważają projekty europejskie. Hadid buduje w 22 państwach europejskich i tylko w 19 na pozostałych kontynentach. To rzymskie muzeum MAXXI jej projektu zwyciężyło w zeszłym roku na Festiwalu Architektury w Barcelonie i dostało prestiżową nagrodę Stirlinga od Królewskiego Instytutu Architektów Brytyjskich. Dopiero jury Nagrody im. Miesa van der Rohe wstrzymało ten pochód do absolutnego zwycięstwa, przyznając to najważniejsze wyróżnienie architektoniczne Europy Davidowi Chipperfieldowi za jego w 100 proc. dyskretny i powściągliwy projekt przebudowy Neues Museum.

Swój najnowszy budynek – oficjalnie otwartą w końcu lutego operę – Hadid postawiła jednak właśnie na Wschodzie, w Kantonie, prężnym morskim porcie i stolicy prowincji Guangdong, jednej z najbogatszych w Chinach, ulokowanej w rzecznej delcie nad Morzem Południowochińskim.

Projektanci porównują budynek do dwóch otoczaków, białego i szarego, wyłowionych z dna i rzuconych na brzeg rzeki Perłowej. Obie części nachodzą na siebie, na elewacji chropowaty granit miesza się ze szkłem. Części przeszklone odsłaniają innowacyjną konstrukcję ukośnych krat. Sala główna na 1800 miejsc składa się jakby ze złotych wstęg, w niektórych miejscach na ścianach ma wzór przypominający skórę gada czy płaza, niekoniecznie z naszej galaktyki.

Miłośnicy Euklidesa mogą się tu poczuć nieswojo, linie i wszelkie krzywizny są płynne, to jest geometria hiperboli, paraboli, elipsy, geometria końskiego siodła (lub dziecięcego nocnika, jak powiedzieliby złośliwi), która zdecydowanie odrzuca postulat równoległości prostych. Z operowymi salami Wiednia czy Mediolanu łączy ją atmosfera wzniosłości, spotęgowanej wspaniałości, która tu nie wydaje się jednak być dziełem człowieka, ale przyrody.

Opera stanęła w miejscu, gdzie jeszcze pięć lat temu były puste pola. Dziś w bezpośrednim sąsiedztwie ma wieżę międzynarodowego centrum finansowego, ponad 20 pięter Ritza i drugie tyle Hyatta – zupełnie nowe miasto założone dla biznesmenów z dala od starych buddyjskich świątyń śródmieścia, którego historia sięga II wieku p.n.e.

Lord Vader architektury

Przez lata futurolodzy zastanawiali się, jak będą wyglądały miasta przyszłości, już nie muszą się gryźć – prorokuje Edwin Heathcote, krytyk architektury »Financial Timesa«. – Budynek Hadid wydaje się wciągać otaczający krajobraz w jedno wielkie kłębowisko, tworząc pełną ruchu, wirującą przestrzeń".

Heathcote, tak chętnie przyjmując rolę jasnowidza, idzie w sukurs rzecznikom nowego stylu, wśród których najbardziej zagorzałym i konsekwentnym jest Patrik Schumacher, zawodowy partner Zahy Hadid, z którą prowadzą jedno z najbardziej wpływowych biur architektonicznych na świecie.

Przed kilkoma miesiącami Schumacher wydał książkę zatytułowaną „Autopoieis w architekturze", w której teorię architektury i jej język porównuje do samowytwarzających się systemów biologicznych. Termin „autopoiesis" ma swój źródłosłów w grece, wprowadzili go w 1972 roku dwaj chilijscy biolodzy Maturana i Varela do opisu systemów, które potrafią się reprodukować i samoodnawiać, reagować na zmieniające się warunki otoczenia. Czyli do opisu procesów życiowych. Co mogą mieć one wspólnego z nieruchomościami, statecznymi konstrukcjami z żelbetu i stali?

Schumacher przekonuje, że „prawdziwa architektoniczna awangarda" od dziesięciu lat pracuje nad nowymi, zupełnie oryginalnymi formami i dziś jest gotowa, by z marginesu przejść do głównego nurtu. Na łamach poważnych pism architektonicznych, jak brytyjski „Architects Journal", publikuje żarliwe manifesty nowego stylu, który nazywa „parametrycznym". „Zamiast idealnych prostych i sztywnych, hermetycznych figur, jak kwadraty, prostopadłościany, cylindry czy półsfery, formy geometryczne parametryzmu są ożywione (dynamiczne, adaptujące się, interaktywne)" – pisze.

I wywołuje estetyczną wojnę. Dosłownie. Mówi o nadchodzących Style Wars, odwołując się do tytułu znanego cyklu filmowego „Star Wars", w którym w odległej galaktyce rebelianci toczą partyzancką, nierówną walkę z groźnym i mrocznym Imperium. W roli czarnego charakteru, Dartha Vadera światowej architektury, oczywiście – modernizm. To bohater od ćwierćwiecza pogrążony w kryzysie. Dekonstruktywizm i postmodernizm, które chronologicznie nadeszły po nim, wystąpiły jedynie w rolach epizodycznych. Owszem, skłoniły niektórych krytyków do przekonania, że nasza cywilizacja nie wyda już nigdy zunifikowanego stylu, że po sekwencji gotyk, renesans, barok, historycyzm i modernizm historia się skończyła. Tymczasem według Schumachera, tak jak secesja była tylko symptomem nadchodzącej rewolucji, przewrotu, jakiego dokonała maszyna do mieszkania Le Corbusiera w architekturze historyzującej, tak wielorakość stylistyczna form współczesnej architektury świadczy, że znajdujemy się w okresie przejściowym. Można ją i należy przezwyciężyć, zamiast sprzedawać pod sloganem pluralizmu.

DNA budynku

Hadid zarzuca się, że jej budynki mogłyby stanąć wszędzie. Ten, który jej biuro zaprojektowało dla Warszawy, kojarzy się raczej z Dubajem. To, co Schumacher nazywa sloganem, dla innych architektów stanowi bowiem o istocie architektury. „Każde miejsce jest inne, każdy klient jest inny. Każde społeczeństwo jest inne. Pod względem kulturowym, historycznym, psychologicznym, antropologicznym, topograficznym każdy projekt jest inny. Prawdziwe ryzyko polega na tym, że jako architekt skończę, stawiając swoją pieczątkę, swój znak firmowy w jakimś miejscu, zanim zrozumiem jego specyfikę, jego kontekst – mówił Renzo Piano w wywiadzie dla »Architectural Record«. – Trzeba rozróżnić pojęcie stylu i spójności. Kiedy zaczyna się mówić o stylu, robię się podejrzliwy. Wolę mówić o spójności. Kiedy mówimy o spójności, nie zależy nam na tym, żeby samemu być rozpoznawalnym. W architekturze chodzi przecież o eksplorację, poznawanie świata".

Tymczasem zdaniem Schumachera pojęcie stylu wymaga rehabilitacji. Powszechnie redukuje się styl do wyglądu budynków – ich zewnętrznej formy, rzutu, proporcji, rodzaju ornamentów lub ich braku. Schumacher proponuje, by spojrzeć szerzej, potraktować styl jak paradygmat w naukach ścisłych, obejmując całościowy program badawczy, który stoi za danym projektem.

Z tego punktu widzenia zestawianie nowojorskiego terminalu sprzed 50 lat z budynkami Hadid to zwykła trywializacja. Budynek Saarinena z biologią łączy jedynie zewnętrzna postać. U Hadid i Schumachera ostateczny kształt bryły jest efektem procesów przypominających powstawanie żywego organizmu, reagującego na świat zewnętrzny, mutującego jak gatunki w toku ewolucji. Styl parametryczny wszystko zawdzięcza komputerowej technologii, bez której byłby niemożliwy.

Określenie „parametryczny" pochodzi od zaawansowanych programów graficznych kontrolujących w procesie projektowania ogromną ilość zmiennych – parametrów. Architekt przygotowuje matematyczny algorytm, nazwijmy go DNA budynku, na podstawie którego program przekształca zadany mu wcześniej kształt, tak jak w procesie morfogenezy z zarodka rozwija się dojrzały organizm i wszystkie jego narządy. Zmiana któregokolwiek z parametrów skutkuje zmianą formy projektowanego obiektu.

Bloby na blogach

Polscy specjaliści od projektowania parametrycznego nie słyszą jeszcze szczęku oręża w zastępach rebeliantów. Dużą wątpliwość, czy czeka nas wojna stylów, ma Michał Piasecki, architekt, współorganizator kursów projektowania parametrycznego na Politechnice Warszawskiej.

– Jest zdecydowanie zbyt wcześnie, by mówić o stylu – podkreśla. – Z projektowaniem parametrycznym mamy ten problem, że stosunkowo łatwo jest uzyskać formy, które robiły wrażenie dziesięć lat temu, takie rzeczy widzimy bardzo często w blogach studentów szkół architektonicznych. I to są dziś rzeczy wtórne. Schumacher, moim zdaniem, niepotrzebnie podkreśla bardzo konkretny rodzaj form, które powstają z użyciem narzędzi komputerowych. Utożsamia nowy styl z obłymi, płynnymi formami, tzw. blobami. To bardzo ogranicza jego koncepcję. Tymczasem jest dużo architektów, którzy wykorzystują te same techniki parametryczne do tworzenia form zupełnie tradycyjnych. Na przykład Foster and Partners korzysta z nich w niemal każdym projekcie. Uważam, że istotniejszy od samej formy budynku jest jego performance – sposób działania, który dzięki modelowaniu parametrycznemu można optymalizować – przekonuje Piasecki.

A zatem z jednej strony budynek może wyglądać najzwyczajniej w świecie i być zaprojektowany parametrycznie. Z drugiej – nie każdy „dziwny" budynek musiał koniecznie powstać w tej technologii.

Według Krystiana Kwiecińskiego, współorganizatora wspomnianych kursów, parametryczne są na pewno Muzeum Mercedesa w Stuttgarcie proj. UnStudio oraz londyńskie budynki Normana Fostera: Swiss Re i Urząd Miasta (Town Hall) naprzeciw Tower Bridge. Modele parametryczne tworzy też Frank Gehry.

– To tylko narzędzia – mówi Kwieciński. – Wiele zależy od tego, jak długo jeszcze będzie aktualna ekonomia architektury ikony. Moim zdaniem wkrótce nastąpi przesyt.

Ile trwa ciąża u architekta

Efektywność, jaką gwarantują programy parametryczne, nieosiągalna przy desce kreślarskiej, ma swoją cenę. Ogromna rola, jaką we współczesnej architekturze pełnią komputery pozwalające zoptymalizować wszystkie parametry budynku, skłania do pytania, czy twórcą nadal jest człowiek, czy może już maszyna.

„Komputery stają się tak inteligentne, że zaczynają przypominać te pianina, w których wystarczy nacisnąć jeden klawisz, żeby usłyszeć cza-czę, a zaraz potem rumbę. Można grać bardzo słabo, ale uważać się za wielkiego pianistę. Tak samo jest dziś w architekturze – mówi Renzo Piano w tym samym wywiadzie. – Człowiek w tej sytuacji zaczyna czuć, że może zbudować wszystko, wystarczy wcisnąć właściwy guzik. Ale architektura polega na myśleniu. Potrzeba na nią czasu. Wadą komputerów jest to, że dzięki nim wszystko przebiega bardzo szybko, tak szybko, że można mieć dziecko w ciągu dziewięciu tygodni zamiast dziewięciu miesięcy. Tymczasem, żeby urodzić dziecko, trzeba jednak miesięcy, a nie tygodni" – dodaje staroświecko.

Potrzeba Schumachera, by z awangardy przejść do głównego nurtu, może zastanawiać, jest w niej jakaś wewnętrzna sprzeczność. Wizja miast w całości obłych i płynnych też jest dość przerażająca. Miejmy nadzieję, że ten, który dziś widzi się w roli rebelianta, nie będzie miał okazji powtórzyć za Imperatorem Palpatine, mrocznym lordem Sithów i bezwzględnym, wszechwładnym przywódcą Imperium w „Gwiezdnych wojnach": „wszystko, co się stało, stało się tak, jak ja to zaprojektowałem".

– Tsni bidin – powiedział umundurowany pracownik nowojorskiego lotniska Kennedy'ego, wskazując ręką na terminal TWA. Osłupiałam. Było po zmierzchu, budynek widzieliśmy z daleka, z wiaduktu przy innym terminalu za 40 minut odlatywał mój samolot. Ale choć mężczyzna gładko połykał spółgłoski, treść słów była jasna. – To nowy budynek – powtarzał z uporem. Przed nami biały, betonowy ptak rozkładał skrzydła, by wzbić się do lotu. Nawet oglądany od strony kupra, wciąż był jednym z najsłynniejszych dzieł XX-wiecznej architektury, pięknie właśnie odnowionym. Długo tu pan pracuje? – Pięć lat – odpowiedział bez wahania. – Zaczęli go budować jakieś dwa lata temu, wcześniej stała tu jakaś ruina. Zresztą kiedyś się tak nie budowało, to bardzo nowoczesny budynek, niech pani spojrzy, wygląda jak ptak.

Pożegnałam się i ruszyłam na przełaj – windy, rampy, schody, trawniki, ogrodzone parkingi – coś, co dla kierowcy samochodu było na wyciągnięcie ręki, pieszemu umykało w skomplikowanym układzie komunikacyjnym lotniska. Po drodze spytałam jeszcze jednego umundurowanego. To nowy budynek? – Skąd, stoi tu od zawsze, to Snake Eye – Oko Węża.

Ten nie opuszczał sylab, był też zdecydowanie bliżej prawdy, a ja bliżej celu. Oka Węża pilnowała biała furgonetka, w niej kobieta w obowiązkowym uniformie: Nie wolno tu robić zdjęć!

Rozumiem, względy bezpieczeństwa – beton na stalowym szkielecie uformowano tak, by przyjmował niebezpiecznie swobodne formy. Wznoszące się i przenikające linie, z których żadna nie była prosta. Ławki, pulpity, tablice informacyjne we wnętrzu wyrastały z podłogi, tworząc z budynkiem jedną płynną całość – żywy organizm i jego niepokojące zakamarki. Sztandarowy przykład biomorfizmu w architekturze pochodzący z czasów, gdy dominowały kubiczne, pudełkowe formy.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Kobiety i walec historii
Plus Minus
Inwazja chwastów Stalina
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Elon Musk na Wielkanoc
Plus Minus
Piotr Zaremba: Reedukowanie Polaków czas zacząć