Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Aktualizacja: 23.06.2012 01:00 Publikacja: 23.06.2012 01:01
Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze
Wy, konserwatyści – tak nie cierpicie multi-kulti, ale restauracje z zagraniczną kuchnią to owszem! – rzucił mi kiedyś w twarz panelista w debacie nad kwestią imigrantów w Polsce. Była to demagogia, bo konserwatyści lubią i szanują obce kultury, ale oponują przeciwko utopijnym wzorcom multikulturowości i gwałtownemu wzrostowi liczby imigrantów, który prędzej czy później generuje konflikty.
Jeśli zaś idzie o kulinarne multi-kulti, Polacy znają ten fenomen od stuleci. Już w czasach sarmackich Ormianie sprowadzali do Polski tureckie łakocie, takie jak rachatłukum, czyli galaretki z soku winogronowego. Holendrzy przywozili nam tłuste śledzie matiasy, a węgierscy kupcy robili fortuny na sprowadzaniu tokaju. Potem kolejni kupcy przywieźli nam z Zachodu ziemniaki, a po rewolucji francuskiej bezrobotni kucharze zgilotynowanych arystokratów przywozili nad Wisłę recepty przyrządzania beszamelu czy majonezu. Sławę zdobyli tureccy mistrzowie cukierniczy.
Imigranci byli zresztą zawsze najlepszymi ambasadorami obcych kuchni. W Berlinie na początku XVII wieku pojawili się hugenoci, uchodźcy religijni z Francji, którzy odkryli, że na brandenburskich piaskach nikt nie hoduje ich ukochanych nowalijek. Historyk Prus Berndt Engelmann pisze: „Protestanccy uchodźcy z Francji, którzy osiedlili się na takich berlińskich przedmieściach, jak Moabit i Zehlendorf (...) sprowadzali z Francji i Holandii nasiona owocowe, szlachetne rośliny, krzewy, drzewa, z uporem uprawiając piaszczystą ziemię marchii. Wielu berlińczyków posądzało obcych o sztuczki i czary, gdy ujrzało potem na rynku szparagi z Beelitz czy buraczki z Tetlow. (...) Początkowo starzy mieszkańcy Berlina odnosili się bardzo nieufnie do tych przeważnie nieznanych, rzekomo jadalnych produktów, ale po przezwyciężeniu pierwszej nieufności próbowali raz tego, raz owego. Już po krótkim czasie (...) warzywa wyhodowane przez nowych mieszkańców miasta zaczęły cieszyć się popularnością".
Najszybciej spopularyzowali swoje potrawy na całym świecie ci imigranci, którzy zaczęli od zachwycenia swoimi daniami Amerykanów. Jak sama nazwa wskazuje, hamburgery i frankfurterki to dzieło przybyszów z Niemiec, ale przebili ich Włosi, głównie z południa Italii, ze swoją pizzą i spaghetti. Te potrawy podbiły cały kontynent: paradoksalnie dla wielu ludzi na świecie były symbolem Ameryki, a nawet amerykańskiej mocarstwowości. Nigdy nie zapomnę, jak w 1976 roku nauczycielka w mojej szkole w Gdańsku pokazywała nam zamieszczone w tygodniku „Perspektywy" zdjęcia z Sajgonu „wyzwolonego" przez siły komunistycznego Vietcongu. Pod zdjęciem przedstawiającym, dwóch żołnierzy wietnamskich walących kolbami w szyld „Pizza", widniał podpis: „Znikają ostatnie ślady obcego panowania". Pamiętam, że zapytałem panią, po co niszczyć napis, skoro to całkiem smaczna potrawa. Odpowiedź była rutynowa: „Semka, jesteś bezczelny, wyjdź z klasy".
„28 lat później” to zwieńczenie trylogii grozy, a zarazem początek nowej serii o wirusie agresji. A przy okazji...
„Sama w Tokio” Marie Machytkovej to książka, która jest podróżą. Wciągającym odkrywaniem świata bohaterki, ale i...
Lubił się wygłupiać, miał dar naśladowania, był spontaniczny. Tymczasem utrwalono w Polakach wizerunek Fryderyka...
„The Alters” to jedna z najciekawszych w tym roku wizji eksploracji dalekich planet.
Mam wrażenie, że czasami ludzie chcą być zdiagnozowani, bo to uwalnia od odpowiedzialności. Mogą powiedzieć: „Ma...
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas