Marcin Kulasek: Trzy pierogi i koniec

Chciałbym powołać sejmowy zespół do walki z otyłością. Nawiasem mówiąc, wielu posłów mogłoby się do niego zapisać - mówi Marcin Kulasek, poseł SLD.

Publikacja: 07.08.2020 18:00

Marcin Kulasek: Trzy pierogi i koniec

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Plus Minus: Ile żołądka panu wycięli?

Tylko trzy czwarte.

Tylko?

Innym wycinają nawet cztery piąte.

A ile pan ważył?

143 kilo. Miałem najgorszą otyłość dla facetów, czyli brzuszną. Nie byłem gruby wszędzie, tylko miałem duży brzuch, który wystawał z przodu. Nauczyłem się z nim żyć, a przy odpowiednio dobranej marynarce nie było go nawet specjalnie widać. Problem w tym, że to właśnie przy otyłości brzusznej jest najwięcej zawałów serca.

Jak się żyje z taką wagą i rozmiarem?

Najprostsze rzeczy są bardzo utrudnione. Zakładanie butów jest dużym problemem, wysiadanie ze zwykłego samochodu też. Nadmiernie się człowiek poci. Ubrań nie kupuje się takich, jakie by się chciało, tylko takie, które pasują.

Korzystał pan ze sklepów dla puszystych?

W pewnym momencie rozmiarówka sieciówek stała się za ciasna. Są sklepy XXL, ale nie ma ich za wiele. Wybór jest tam zresztą bardzo ograniczony. Można próbować szyć na miarę.

Całkiem dosłownie: musi być ciężko.

Zwykłe rzeczy są problemem.

Jak można doprowadzić się do takiego stanu?

Trzeba na to pracować kilkanaście lat, mieć uwarunkowania genetyczne albo choroby współistniejące.

W pana przypadku nie będziemy szukać usprawiedliwień.

Nie chodzi o usprawiedliwienia. Jak szedłem na studia, ważyłem 73 kilogramy, a mam 185 centymetrów.




Taki chuderlawy leszcz.

Patyczak, ale jak już te studia kończyłem, to podchodziłem pod 110 kilogramów. Kiedy zostałem sekretarzem generalnym SLD, zmieniłem styl życia. Formacja była poza parlamentem, a my z Włodzimierzem Czarzastym objeżdżaliśmy całą Polskę. Musieliśmy się spotkać ze strukturami SLD w każdym powiecie.

Piękna wymówka, bo Czarzasty w tym czasie schudł.

Dobrze. Dobiło mnie nieregularne odżywianie się na wyjazdach. Zawsze jem śniadanie, ale kolejnym posiłkiem była często dopiero obiadokolacja. Większość czasu spędzaliśmy w samochodzie. Byłem skupiony na celu: pracowaliśmy na powrót lewicy do parlamentu i to udało się osiągnąć.

Pan jest z wykształcenia technologiem żywności, to chyba powinien pan to jakoś kontrolować.

Wracałem z pracy i rzucałem się po 21 na jedzenie, a w ciągu dnia najwyżej fast food. Napędzałem się oczywiście colą i napojami energetycznymi. Organizm robi w ciągu dnia zapasy tłuszczu. Efekt jest taki, że doprowadzamy go do sytuacji, że żadne odchudzanie nic nie zdziała. Zrozumiałem to, gdy byłem na diecie pudełkowej, na której wcześniej schudłem 15 kilo w kwartał. Tym razem nie chciało to już iść w dół.

Ale ile miał pan na tych pudełkach kalorii?

1500.

To niemożliwe, żeby taki chłop tak mało jadł i nie chudnął. Mężczyzna w naszym wieku potrzebuje około 3000 tysięcy kalorii dziennie. Proszę się po prostu przyznać, że pan podjadał.

To są takie stereotypy. Nie dojadałem. Przez miesiąc nie straciłem nawet kilograma. Żona już sprawdzała, czy dobrze działa waga. Organizm ma takie zasoby tłuszczu, że sobie z nich korzysta.

To chyba na tym polega odchudzanie: żeby spalić te zasoby.

Powinna spadać waga, ale to się nie działo. Wszyscy myślą, że otyłość bierze się z tego, że ludzie dużo jedzą i mało się ruszają.

Ja tak właśnie myślę. Są oczywiście wyjątki: ludzie, którzy mają poważne problemy zdrowotne, ale nie ma co się oszukiwać co do faktycznych przyczyn otyłości większości z nas. Żeby była jasność: również mojej nadwagi.

Może na początku tak jest. Potem waga może się wymknąć spod kontroli i sytuacja robi się skomplikowana. Przy otyłości olbrzymiej mechanizmy spalania są tak zakłócone, że trudno być mądrym.

Pewnie tak jest, ale jeszcze nie słyszałem o takim grubasie, który wziął się za dietę Dąbrowskiej, wsuwał surowe warzywa i nie schudł.

Byłem na niej cztery miesiące. Schudłem, ale jak przestałem ją stosować, to w ciągu kwartału wróciłem do poprzedniej wagi. W dodatku wskoczyły trzy–cztery nowe kilogramy. Byłem też na diecie kopenhaskiej. Ona polega na tym, że je się głównie białka. Za pierwszym razem schudłem 20 kilogramów. Problem w tym, że potem wszystko szybko wróciło do normy. Przy drugim podejściu schudłem znacznie mniej, a przy trzecim dieta przestała działać. Tak było zresztą za każdym razem, z każdym kolejnym sposobem odchudzania. W sumie testowałem różne diety przez 20 lat. To po prostu przestało w pewnym momencie działać.

Trzeba było ciąć żołądek.

Do tej operacji dopuszczają tych, którzy mają ponad 40 BMI, chodzi o współczynnik masy do wzrostu. Ja oczywiście się łapałem. To jest już ta wspomniana otyłość olbrzymia. Przy takiej otyłości możliwość odchudzenia się za pomocą diety i sportu spada do 5 albo i mniej procent. Tak mówią wszystkie badania. Przed operacją trzeba poddać się szczegółowym badaniom: pełna morfologia (cukier, cholesterol), USG brzucha, gastroskopia, spirometria, EKG, a także odbyć spotkania z dietetykiem i psychologiem. Te badania ocenią stan zdrowia i pozwolą podjąć lekarzowi decyzję, czy pacjent się kwalifikuje. Paradoksalnie, żeby być do niej dopuszczonym, trzeba być w miarę zdrowym. Sama operacja w pełnej narkozie trwa ponad 2,5 godziny.

Był strach?

Przy takich operacjach jest zawsze pewne niebezpieczeństwo... Wygląda to tak, że część żołądka jest odcinana i zakładane są klamry. Największe ryzyko przy operacjach bariatrycznych jest związane z nieszczelnością żołądka. To jest narażanie życia.

Coś się już zmieniło?

Dwa tygodnie po operacji straciłem 12 kilogramów i mam normalne ciśnienie. Kiedyś, żeby je utrzymać, musiałem brać tabletki. Zresztą miałem je łykać do końca życia.

Pierwsza myśl po wybudzeniu?

Pamiętam, że bardzo bolał mnie lewy bark i cała ręka. Lekarz powiedział, że to przez dwutlenek węgla. Trochę byłem skołowany i nie do końca zrozumiałem, o co chodzi. Potem dopiero dowiedziałem się, że operacja jest prowadzona w ten sposób, że robi się pięć otworów w brzuchu, przez które wprowadza się kamerę wraz ze źródłem światła oraz narzędzia. Jednym z nich jest dostarczany dwutlenek węgla, by powiększyć brzuch.

To się u pana jeszcze w ogóle dało zrobić?

Musiało. Na szczęście skóra jest rozciągliwa. Lekarz musi mieć tam przestrzeń, by móc manipulować narzędziami. Odcięta część żołądka zostaje zmielona i wyjęta specjalną rurką. To, co wychodzi, jest w postaci półpłynnej.

Wiemy już, co się dzieje w brzuchu, a w głowie?

Żeby być dopuszczonym do operacji, trzeba mieć też pozytywną opinię od psychologa. Ja miałem przed operacją kilka spotkań. Tu chodzi nie tylko o zmniejszenie żołądka, ale w ogóle o zmianę całego życia, trzeba być przygotowanym psychicznie i fizycznie. Sama operacja to tylko pierwszy krok. Ona daje możliwość schudnięcia, gdy zawodzą konwencjonalne metody. Później trzeba się zastosować do zaleceń chirurga i dietetyka. Normalnie, żeby człowiek dobrze funkcjonował, powinien jeść około pięciu posiłków dziennie. Po operacji jest ich od sześciu do ośmiu. Je się co dwie godziny i jest jedna podstawowa zasada: nie łączy się jedzenia z piciem. Trzeba pamiętać, że pojemność żołądka to maksymalnie 150 mililitrów. Najlepiej pić 30 minut przed posiłkiem, to też pomaga, by mniej jeść. Ewentualnie godzinę po, ale nigdy w trakcie. Wiele receptorów łaknienia jest w mózgu i trzeba nad tym zapanować. Bo operacja sprawia, że po prostu nie da się więcej zjeść. Jeśli ktoś będzie próbował, to mu się uleje jak małemu dziecku.

Czyli, jeśli ktoś chce sobie wypychać żołądek, to musi jeszcze poczekać.

Tak, choć nie słyszałem o takich przypadkach. Ja jestem w początkowym etapie, przez pierwsze dwa tygodnie po operacji przyjmuje się tylko płyny. Teraz mogę już jeść kremy, bo wcześniej nawet to nie było możliwe. To jest trudna droga i dlatego są te spotkania z psychologiem, który musi stwierdzić, że ktoś jest odpowiednio zmotywowany do tego i da radę.

A co trzeba zrobić, by nie zostać dopuszczonym do operacji?

Wykluczane są na przykład osoby ze zdiagnozowanym ADHD. Amerykańskie i europejskie badania dowodzą, że takie osoby po operacji rozciągają swój żołądek i wracają do dawnej wagi. Ja mam wszystko przemyślane i będę się tego trzymał.

Co pan ma przemyślane?

Na przykład to, że moja mama robi na Wigilię świetne pierogi. Kiedyś jadłem ich 25, a teraz wiem, że będę musiał poprzestać na trzech. To zresztą będzie mi musiało wystarczyć za 12 potraw. Kolega po operacji najadł się dwoma kawałkami sushi. Bardzo chciał zjeść więcej, ale za wiele już tam nie wcisnął. Sam organizm nie pozwala jeść więcej.

I na wszystko wystarczy energii?

Bywa różnie. Niestety, może to też się odbyć kosztem mózgu. Organizm w pierwszej kolejności dba o oddychanie i układ krążenia, a głowa jest na jednym z ostatnich miejsc. Znajomy, który zszedł ze 180 do 100 kilogramów, zauważył u siebie problemy ze skupieniem i kojarzeniem. Słuchał ludzi, ale nie zawsze potrafił im odpowiedzieć i zrozumieć, co do niego mówią. W takim przypadku wprowadza się białko wysokiej jakości. Takie, którego używają sportowcy. Dlatego trzeba być cały czas pod nadzorem lekarza i dietetyka. Zdarza się tak, że organizm nie potrafi skorzystać z tych zapasów, które sobie robił przez lata, a energia jest dostarczana tylko na podstawowe procesy.

Otyłość jest w skali kraju coraz większym problemem. Polskie dzieci są dziś pod tym względem liderami w Europie, a z dorosłymi też nie jest za dobrze.

33 proc. ośmiolatków jest otyłych. To robi wrażenie. Mamy 700 tys. ludzi z otyłością olbrzymią. Nie więcej niż 5 proc. z nich jest w stanie wyjść z tego bez operacji. To pokazuje skalę problemu. Z otyłości się nie odchudza. Z otyłości się leczy.

Czyli trzeba zacząć działać politycznie. Co z tym podatkiem od cukru?

Myśmy poparli ten podatek. Wiem, że lobby producentów napojów z cukrem jest bardzo mocne, ale Europa robi to już od dawna. Trzeba też zwiększyć dostępność dietetyków. Dziś taką pomoc za darmo mogą otrzymać tylko ci, którzy mają największą otyłość. Te porady powinny być dziś dostępne i refundowane dla wszystkich. Ludzie często nie mają świadomości, jak sami sobie szkodzą. Chciałbym też powołać sejmowy zespół do walki z otyłością. Nawiasem mówiąc, wielu posłów mogłoby się do niego zapisać.

Singapur zakazał reklam słodkich napojów. W Europie zaczęto dyskusję na ten temat. To jest w ogóle możliwe?

Jestem zdziwiony, że mamy cały czas reklamy czipsów. Te przekąski doprowadzają do otyłości i rujnują zdrowie. Ich zakaz trzeba rozważyć. Warto też zmieniać świadomość. Nie można mówić, że otyła osoba to jest ta, która za dużo je i mało się rusza.

Panie pośle, często tak jest. Wiem, że nie zawsze, ale ciągłe podkreślanie tego, że od nas nic nie zależy, może zabierać ludziom motywację i sprawić, że przestają się czuć odpowiedzialni za swoje życie.

Nikt nie chce być otyły. Trzeba pamiętać, że jak już ktoś ma za dużo kilogramów, to często nie chce wychodzić z domu, bo czuje się źle. Z dzieciakami jest ogromny problem. Kiedyś wyglądało to zupełnie inaczej.

Za moich czasów w każdej klasie był jakiś „gruby", którego stawiało się na bramce. Dziś problem polega na tym, że kilku grubych siedzi zamkniętych w domu, grając godzinami na konsoli.

Ich jest jedna trzecia. Od dzieciństwa muszą się mierzyć z problemami. Mnie dużo uświadomiły rozmowy z psychologiem, które musiałem przejść przed operacją. Ktoś taki powinien być dostępny nie tylko dla dorosłych, ale również dla dzieci. Chodzi zwłaszcza o te osoby, które mają nadwagę, ale nie mają jeszcze otyłości. Tego nie można zaniedbać. Dietę też należy dobierać do czyjejś pracy. Ktoś może mieć tak, że faktycznie nie da rady zjeść pięciu posiłków dziennie, ale z czterema już sobie poradzi. Mamy też otyłość związaną z depresją. To takie zderzenie dwóch poważnych chorób cywilizacyjnych. Wiele osób stara się zajadać nerwy i problemy.

A kiedy po tej operacji będzie pan mógł w końcu zapić?

Mówi pan o alkoholu?

Tak.

Najwcześniej za pół roku.

Dla działacza SLD to musi być prawdziwy dramat. Czarzasty też już nie pije. Jak wy chcecie z działaczami rozmawiać i partię tworzyć? To jest w ogóle nie w porządku wobec całej historii tej formacji.

Pan sobie żartuje.

No właśnie nie.

Po operacji zmniejszenia żołądka pije się znacznie mniej. Kolega kilka miesięcy po niej wypił dwa kieliszki wódki i trzeba go było odholować do domu. Piwa prędko się nie napiję, bo ono rozciąga żołądek.

A kiedyś...

Bardzo je lubiłem. Dziś już wiem, że nie powinno się pić żadnych gazowanych napojów. 

—rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsatnews.pl

Marcin Kulasek (ur. 1976) – sekretarz generalny SLD, poseł na Sejm, doktor nauk rolniczych

Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
Tajemnice pod taflą wody