Od pierwszego dnia wojny Stach ślęczy godzinami nad wielką mapą Polski, próbując wyobrazić sobie ruchy wojsk. Nie chce pakować dobytku, szukać kryjówek, mimo że bomby z samolotów Luftwaffe spadają kilka razy dziennie na różne dzielnice Warszawy. Wszyscy liczą jeszcze na interwencję Anglii i Francji. Nie wyobrażają sobie, że wolny świat pozostanie bierny; wierzą, że z pomocą sojuszników polska armia poradzi sobie z nowym potopem. Czynne są jeszcze kina, teatry, cukiernie. Warszawska ulica rozprawia na każdym rogu, komentuje, przewiduje, załamuje ręce. Na Powązkach wiele grobowców jest zniszczonych, w nalotach giną pierwsi mieszkańcy Pragi, Koła, Okęcia. Tymczasem w Salach Redutowych Teatru Narodowego odbywa się premiera spektaklu „Baba-Dziwo” Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, ciętej satyry na hitlerowską dyktaturę, ze Stanisławą Wysocką w roli tytułowej i w jej reżyserii. Mimo prawie pustej widowni Zelwerowicz próbuje utrzymać w miarę normalny rytm pracy instytucji. Ani Nina, ani Stach nie wybierają się jednak na tragifarsę Lilki. (…)