Chciałabym wierzyć, że Eliza Michalik rzucająca pomysły na odpowiednio podniosłe odcelebrowanie przejęcia władzy przez koalicję Donalda Tuska w swoim rozmarzeniu jest odosobniona. Obawiam się jednak, że całkiem trafnie oddała emocje dużej części nie tylko wyborców, ale i dziennikarzy. I choć same emocje po odebraniu Jarosławowi Kaczyńskiemu władzy – który jako osoba niewiele rozumiejąca z demokracji nigdy nie powinien jej dostać na wyłączność – są całkowicie zrozumiałe, źle by się stało, gdyby nowa władza poczuła, że to w zasadzie jedyne, czego się od niej oczekuje.
Czytaj więcej
Dorota Stalińska: „To nie był gwałt, a stosunek z nieletnią za jej przyzwoleniem. Wiemy przecież,...
Niezależnie od tego, jak bardzo się zwycięskiemu obozowi kibicowało, to 15 października nadal jest tylko dniem odebrania władzy Jarosławowi Kaczyńskiemu. Czy ostatecznie zapisze się też w historii jako symboliczny początek odradzania się prawdziwej demokracji, to już – jak to mówią – „czas pokaże”. Niestety, w naszej najnowszej historii polityczna rzeczywistość rzadko nadążała za społecznym entuzjazmem i zazwyczaj „momenty przełomowe” kończyły się dużym rozczarowaniem. Jestem już wystarczająco stara, żeby pamiętać nadzieje rozbudzone zwycięskimi wyborami w 1989 roku i słabe, skorumpowane, zepsute państwo, jakie po nich zbudowano. Świetnie też pamiętam swoje własne emocje po wyborach w 2005 roku, kiedy zwycięstwo PO-PiS wydawało się nieuchronnym początkiem końca „Rywinlandu” – jak wtedy nazywano dość powszechnie panujący w III RP system – bo głębokie przeoranie polityki i uzdrowienie państwa obiecywały zgodnie obie wygrane partie. Zanim się pokłóciły przy formowaniu rządu i rozstały na zawsze. Ostatecznie państwa nie uzdrowił ani rządzący przez kolejne dwa lata PiS – bynajmniej nie dlatego, że zabrakło mu czasu – ani rządząca po nim przez dwie kadencje Platforma Obywatelska, a negatywni bohaterowie „afery Rywina”, której ujawnienie miało dać impuls do oczyszczania państwa, są dziś po obu stronach politycznej barykady. Niektórzy nawet w koalicji, która właśnie przejmuje władzę.
Niezależnie od tego, jak bardzo się zwycięskiemu obozowi kibicowało, to 15 października nadal jest tylko dniem odebrania władzy Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Sama wiążę pewne nadzieje z nową władzą, ale daleko mi do entuzjazmu. Nie tylko dlatego, że politykom może zabraknąć woli, determinacji, umiejętności. Także – a może przede wszystkim – dlatego, że zbyt wielu osobom wystarczy, jeśli rozliczą PiS. Władza może nie mieć dla kogo starać się o coś więcej.