Mam 40 lat. Żyję w epoce wojny w Ukrainie oraz komputerów, które uczą się samodzielnie myśleć. Boję się kolejnej wojny światowej, ludobójstwa na Wschodzie, a także globalnego kryzysu demokracji. A najbardziej boję się tego, że moi synowi będą musieli iść na wojnę.
Dla mnie i moich dzieci symbolicznego świata starszych już nie ma. Naprawdę, nie ma już świata Solidarności, Lecha Wałęsy, Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Oni sami oczywiście są, starzeją się mniej lub bardziej godnie; jednak ich wizje, marzenia i wierzenia wsiąkły już w tkaninę czasu. Ich świat rozmył się gdzieś na opłotkach przełomu tysiącleci i uleciał jak dojrzałe kłębki mleczy.