Spór o Górski Karabach bywa określany mianem nierozwiązywalnego. Może równać się w tym względzie chociażby z konfliktem izraelsko-palestyńskim. Ormianie i Azerbejdżanie walczą ze sobą od dekad, wychowując kolejne pokolenia w nienawiści do przeciwnika oraz (skutecznie) budując własne tożsamości narodowe na sprawie karabaskiej. W rezultacie zwykło się zakładać, że jeżeli tylko władze w Erywaniu lub w Baku zgodziłyby się na ustępstwa względem drugiej strony, wówczas natychmiast musiałyby się liczyć z masowym wybuchem niezadowolenia społecznego.
Prawdziwość powyższego twierdzenia sprawdza właśnie na własnej skórze premier Armenii. Choć do niedawna Nikol Paszinjan pozostawał liderem ormiańskich rankingów zaufania (w lipcu 2020 r., po dwóch latach od przejęcia władzy, pozytywnie oceniało go aż 85 proc. obywateli), to dziś jego przyszłość wisi na włosku. Wszystkie siły polityczne w Armenii, wraz z niezależnym prezydentem Armenem Sarkisjanem, domagają się bowiem dymisji obecnego rządu oraz rozpisania przedterminowych wyborów do parlamentu, a służba bezpieczeństwa doniosła nawet o wykrytej próbie przeprowadzenia zamachu stanu. Powodem pozostaje oczywiście przegrana wojna z Azerbejdżanem i podpisana przez Paszinjana kapitulacja, która 10 listopada zakończyła ostatnią odsłonę konfliktu o Górski Karabach.
Zbawiciel narodu
Nikol Paszinjan, z zawodu dziennikarz, pojawił się w armeńskiej polityce ponad dekadę temu, opowiadając się przeciwko rządzącemu wówczas układowi polityczno-oligarchicznemu. Trafił zresztą za to do aresztu, a potem do więzienia na blisko dwa lata. Choć już wtedy był w Armenii postacią rozpoznawalną, to niewielu ludzi spodziewało się wówczas, że dekadę później to właśnie on stanie na czele narastającego ruchu niezadowolenia w kraju.
Punkt zwrotny stanowiły protesty – armeńska aksamitna rewolucja – które wybuchły wiosną 2018 r. Wtedy to Ormianie odsunęli od władzy Serża Sarkisjana, reprezentującego tzw. klan karabaski. Bezpośredni sygnał do zmian dał osobiście Paszinjan, odbywając wzorowany na Marszu Solnym Mahatmy Gandhiego 200-kilometrowy pochód przez Armenię. Gdy po dwóch tygodniach dotarł do stolicy kraju, szybko wyrósł na lidera protestów, a następnie – w maju 2018 r. – został uznany za niekwestionowanego kandydata na nowego premiera.
Za sprawą aksamitnej rewolucji Paszinjan stał się kimś więcej niż politykiem – jego pozycję lepiej określałoby bowiem miano zbawiciela narodu. Podobizna nowego premiera zaczęła pojawiać się na koszulkach i najróżniejszych akcesoriach, a piosenki mu poświęcone zyskiwały milionowe zasięgi w internecie. Każdy ruch Paszinjana był gloryfikowany przez absolutną większość armeńskich obywateli, co potwierdziły zresztą wybory do parlamentu w grudniu 2018 r. Blok polityczny Mój Krok (nawiązujący swoją nazwą do wiosennego marszu Paszinjana) zdobył ponad 70 proc. głosów, gwarantujących premierowi większość konstytucyjną w Zgromadzeniu Narodowym.