W kategorii „Najładniejszy pomijany region turystyczny” Morawy są w pierwszej trójce, a jak odliczymy wyjazdy na któryś z długich weekendów, to palmę pierwszeństwa dzierżą samodzielnie. Jadąc na południe, mijamy Brno i pędzimy na Wiedeń. Wszystko to, co pomiędzy, to Morawy i tubylcy dbają o podkreślanie odrębności. Pewien tamtejszy winiarz, gdy jedzie do Pragi, mówi, że wyjeżdża do Czech i to tylko w naszych, polskich uszach brzmi zabawnie, bo przecież i tak jest w Czechach. Otóż nie do końca. Na Morawach chodzi się, przynajmniej czasem, do kościoła, a po mszy nie idzie się do karczmy na kufel piwa tylko na szklaneczkę wina.