To była jedna z najbardziej oczekiwanych premier roku na Netfliksie. Nie – jak to bywa – kupiona do dystrybucji VOD na jakimś festiwalu i zareklamowana widzom jako własna, tylko faktycznie zrealizowana pod kontrolą amerykańskiej platformy streamingowej przez berlińskie studio produkcyjne. W niemieckiej obsadzie i z niemieckim reżyserem Edwardem Bergerem za kamerą. Film ten stał się również niemieckim kandydatem do Oscara.
I chociaż film Bergera jest dziełem niewątpliwie udanym – wciągającym i bardzo sprawnie zrealizowanym, a kilka scen zostaje w głowie jeszcze długo po seansie – wątpliwe, by wpłynął na historię kina. Między innymi dlatego, że raczej zbiera wszystko, co najlepszego widzieliśmy w ostatnich latach na temat wojny w kinie, lecz nie idzie dalej, także formalnie. A to – jak pokazują losy takich filmów jak „1917”, „Przełęcz ocalonych”, „Dunkierka” czy „Furia” – jest kluczem do wpisania się w kanon jakże wyeksploatowanego i na wszystkie sposoby skonsumowanego gatunku.