Tuba propagandowa dobrze ustawiona

- Jeśli sami nie zadbamy, by istniały odpowiednie wzorce bohaterów, choćby żołnierzy walczących w Powstaniu Warszawskim, to takim wzorcem może się stać ktoś typu Batman – a więc postać, której nie da się naśladować w rzeczywistości - mówi wykładowca Akademii Obrony Narodowej Płk Marek Wrzosek

Aktualizacja: 07.05.2016 19:25 Publikacja: 05.05.2016 14:09

Płk Marek Wrzosek, wykładowca Akademii Obrony Narodowej

Foto: archiwum prywatne

Plus Minus: Krążą plotki, że to, co dzieje się w Polsce – działalność KOD czy sztucznie wywoływane gorące debaty publiczne – to elementy wojny psychologicznej prowadzonej przeciw naszemu państwu...

Działania psychologiczne to bardzo niebezpieczna broń, ale też atrakcyjne pole do spekulacji. Postawię tezę, że im mniejsza znajomość tematu, tym więcej wyobraźni, ale zapewniam, że nawet poprzestając na naukowym materiale na temat wojny psychologicznej, i tak można by napisać „nową historię świata".

W rocznicę katastrofy smoleńskiej słychać było pytania o przetrzymywany w Rosji wrak tupolewa...

Kwestia zwrotu szczątków tego samolotu jest specyficzną formą oddziaływania psychologicznego Rosji na polskie społeczeństwo. Po pierwsze, przetrzymywanie wraku jest sposobem demonstrowania roli i pozycji Rosji w stosunkach międzynarodowych. Po drugie, taka sytuacja uniemożliwia przeprowadzenie prac dochodzeniowych, w tym ekspertyz, przez co wciąż jesteśmy utrzymywani w niepewności co do przyczyn katastrofy.

Jest jakiś trzeci aspekt?

Owszem. Trzeci aspekt to próba nacisku na polskie władze, by zaakceptowały rosyjskie rozwiązania w kwestii ustalenia przyczyn katastrofy – a wówczas Rosja będzie skłonna zwrócić wrak. Dlatego za każdym razem, gdy podnoszony jest temat katastrofy smoleńskiej, pojawia się pytanie o szczątki samolotu.

Termin „wojna psychologiczna" istnieje.

Bez wątpienia. Co więcej, każdy konflikt: czy będzie to wojna hybrydowa, otwarta, czy asymetryczna, posiada aspekt psychologiczny. Jest przecież starciem woli i przekonań dwóch różnych stron. Sztuka zaś polega na tym, by właściwie wykorzystać element intelektualny: przyjaźnie, wrogość, niezdecydowanie niektórych lub mocne zaangażowanie innych. Elementy te mogą wpływać na końcowy wynik konfliktu. Z punktu widzenia nauki o obronności, mówiąc o wojnie psychologicznej, używamy terminu „operacja informacyjna", a działania psychologiczne są jej istotną częścią.

Czemu służą?

Kształtowaniu świadomości społecznej. Takie operacje podejmowane są we wszystkich sferach oddziaływania państwa. Na przykład w procesie interwencji dyplomatycznej czy wobec nacisków ekonomicznych, gdy „dobrze poinformowani ludzie" przedstawiają swoje stanowisko. Działania psychologiczne wspierają nie tylko aktywność biznesmenów czy przywódców politycznych, ale również dowódców wojskowych. Pole takich działań może zaś być dwojakie: obejmować obszar innego państwa (jak czyni to Federacja Rosyjska, wcale się z tym nie kryjąc) lub dawać wsparcie siłom własnym, np. żołnierzom kierowanym na misje.

Mówi pan o podnoszeniu morale?

Owszem, często odwołujemy się przecież do takich pojęć, jak inicjatywa, wysokie morale czy przekonanie do realizacji własnych zadań. Działania psychologiczne potrafią je wzmocnić...

...lub osłabić.

Właśnie. Dlatego wyodrębniamy trzy cele działań psychologicznych. Oprócz wspomnianego wzmocnienia zaangażowania wojsk własnych czy sojuszników dwoma innymi są: osłabienie woli potencjalnego przeciwnika lub odbiorców informacji oraz pozyskanie do współpracy środowisk niezaangażowanych. Weźmy przykład Rosji – bardzo często, wykorzystując stosowną manipulację polityczną, Moskwa pokazuje, że przyłączenie Krymu to tylko odzyskanie ziem, które kiedyś tajemniczym sposobem trafiły w ręce ludności ukraińskiej.

Ale mieszkają tam w większości Rosjanie...

(śmiech) Argument, którego pani użyła, jest właśnie efektem działania psychologicznego, podobnie jak popularny argument numer dwa: gdyby mieszkańcy Krymu faktycznie uważali, że jest u nich rosyjska okupacja, wybuchłaby wojna domowa, a jakoś jej nie ma. Tymczasem takie opinie to tylko echo rosyjskiej tuby propagandowej, skutecznie, jak widać, przekonującej do swoich racji. Podam inny przykład: w 1993 roku Amerykanie wysłali swoje wojska do Somalii. Porażające wrażenie zrobiły na amerykańskim społeczeństwie zdjęcia, na których zarejestrowano, jak Somalijczycy pastwili się nad zwłokami amerykańskich żołnierzy.

Wleczono je nagie po ulicach Mogadiszu, co upubliczniła Al-Dżazira...

...wiedząc, jaki będzie efekt. Był to istotny czynnik, który przekonał Billa Clintona do wycofania wojsk z całej Afryki, bo drastycznie spadło społeczne poparcie dla tej operacji.

Ridley Scott nakręcił o tamtej akcji film „Helikopter w ogniu", wcześniej amerykański dziennikarz Mark Bowden wydał książkę pod tym samym tytułem. Wróćmy jednak do teorii wojny psychologicznej...

Istotnym jej elementem jest wykorzystanie tak zwanych modeli skali zachowań. Typ pierwszy to nastawienie wrogie, drugi neutralne, czyli obojętne, trzeci ambiwalentne, czyli trudne do przewidzenia (nie wiemy, czy będą za czy przeciw), i ostatnie – przyjazne. Wiedząc, z jakim nastawieniem mamy do czynienia, możemy odpowiednio reagować. Podam przykład: w Iraku czy Afganistanie prowadzone były działania zwane walką o serca i umysły lokalnej społeczności.

Jakie to były działania?

Proste: organizacja wyborów lokalnych, otwarcie szkoły czy szpitala, uruchomienie wodociągu. Dzięki temu osoby popierające działania wojsk koalicyjnych odczuwały satysfakcję. Ci, którzy byli przeciw, musieli przyznać: „Faktycznie, nie tylko strzelają, lecz dbają, by żyło nam się lepiej". Ambiwalentni zaś nabierali przekonania, że działania sojuszu są wymierne i poprawiają jakość ich życia.

Zadziałało?

Owszem. Pokazało, że dobrze wykorzystane „zdarzenie" potrafi przewartościować system postrzegania lokalnej społeczności. Co więcej, broń psychologiczna okazuje się obosieczna. Wyjaśnię to, wracając do konfliktu Rosja–Ukraina. Przekaz medialny Moskwy jest jasny: żołnierze Federacji Rosyjskiej nie walczą na terenie Ukrainy. To rebelianci, ludzie miejscowi, mający przekonanie, że władza w Kijowie jest zła. Rosja zaś tylko ich wspiera. Retoryka ta była skuteczna dopóty, dopóki Ukraińcy nie odnaleźli na forach internetowych zdjęć rosyjskich żołnierzy walczących w Gruzji i Czeczenii. A ukraiński kontrwywiad błyskawicznie ustalił, że żołnierze ze wschodniej Ukrainy to te same osoby. Z jednej strony udowodniono wtedy opinii publicznej, że walczą tam żołnierze Federacji. Z drugiej zaś padło czytelne ostrzeżenie: „Panowie, wiemy, kim jesteście, znamy wasze nazwiska, stopnie wojskowe i... miejsce zamieszkania waszych rodzin". Cóż, element zastraszenia i terroru w działaniach psychologicznych także jest obecny.

Kilka tygodni temu szwedzkie służby specjalne opublikowały raport ujawniający, że Rosja prowadzi na terenie ich kraju wojnę psychologiczną...

Moim zdaniem jest to podsumowanie ciągu zdarzeń trwającego od lat 90. XX wieku. Szwedzi to raptem 10-milionowa populacja, z punktu widzenia dużego sąsiada łatwa do kształtowania jej przekonań. Dopóki jednak była elementem neutralnym, nie przeszkadzała nikomu; dopiero wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej zaczęły się jej kłopoty. Mało tego, w 2009 roku Szwecja przyjęła też doktrynę solidarności nordyckiej, czyli współpracy z krajami sąsiednimi.

Rosja przełknęła jednak te gorzkie pigułki.

Owszem, szybko jednak pojawiły się informacje o marnym stanie szwedzkiej armii: że jest w niej tylko 30 tys. żołnierzy, z czego połowa to poborowi itd. Zaczęła się kampania dyskredytowania szwedzkich sił zbrojnych, oliwy do ognia dolewała zaś aktywność Rosji w rejonie Arktyki, gdzie wznowiono loty bombowców strategicznych. Rosjanie dali tym samym sygnał, że są w stanie wtargnąć bombowcami w przestrzeń powietrzną Szwecji. W 2013 roku siły powietrzne Rosji wykonywały tam różnego rodzaju manewry, prezentując swoje możliwości. A w 2015 roku Szwecja poinformowała o symulowanym ataku bombowców rosyjskich na swoim terenie, co było kolejną demonstracją siły Kremla. Innym ciekawym elementem owego szeregu działań była aktywność rosyjskich okrętów podwodnych na terytorium morskim Szwecji. Oficjalnie były to, rzecz jasna, obiekty „niezidentyfikowane".

Rosjanie zapewniali wtedy, że to nie oni.

W tym przypadku ważny jest jednak przekaz, jaki poszedł w świat: oto Szwedzi, cokolwiek by mówić – morskie państwo, nie potrafią upilnować niewielkiego akwenu. Proszę zrozumieć: z punktu widzenia działań informacyjnych jest to ciąg zdarzeń mających na celu pokazanie słabości szwedzkiego systemu obronnego, a przy okazji możliwości rosyjskich sił zbrojnych. Albo inny przykład: działania psychologiczne doprowadziły do rozpadu byłej Jugosławii.

W jaki sposób?

Poszczególnym grupom narodowościowym zaszczepiono mniemanie, że są niewłaściwie traktowane przy podziale produktu krajowego brutto. Co więcej, przekonano każdą z tych grup, że to właśnie ona odegrała na Bałkanach najważniejszą rolę w historii. Moim zdaniem zawinił brak odpowiedzialności dziennikarzy i redaktorów, dopuszczających, by teksty pokazujące zmanipulowaną wersję różnych faktów z historii oraz nawołujące do przejęcia władzy trafiały do druku. Nakręciło to spiralę nienawiści, która w latach 90. XX wieku wywróciła ten kraj do góry nogami.

Bywa, że taka operacja po prostu się nie udaje?

Owszem. Pamięta pani, jak w 2007 roku Belgia miała się rzekomo rozpaść na dwa państwa? Działania psychologiczne trafiły tam na wysoce niepodatny grunt, społeczeństwo nie chciało bowiem takiego podziału.

Rosyjski agent Jurij Bezmienow mówił, że aby dokonać przewrotu, trzeba najpierw osłabić społeczeństwo, dezintegrując je i demoralizując.

Owszem, działania psychologiczne muszą być rozłożone w czasie. Mówi się wręcz o wychowaniu pokolenia. Nie da się przecież zmienić społecznych przekonań w ciągu jednego dnia. Czy zna pani historię Bezmienowa? To były pracownik rosyjskiej ambasady w Indiach odpowiedzialny za propagandę i dywersję ideologiczną. Pracował tam w czasach rozkwitu ruchów hipisowskich i – przyłączywszy się do jednej z komun – z łatwością przedostał się do USA.

Jaki miał plan?

Teoria Bezmienowa zakładała, że w okresie tzw. rewolucji seksualnej możliwe będzie ideologiczne przekonanie młodych Amerykanów, by na gruncie miłości i dobra wspólnego propagować rozwiązania rodem z systemu komunistycznego. Rosjanie szacowali, że pierwszy etap, zwany demoralizacją, potrwa dekadę.

Demoralizacja w tym wypadku to...

...załamanie wyznawanych przez młodych ludzi wartości, a więc podważenie zasad amerykańskiego kapitalizmu. Kolejnym etapem miała być destabilizacja społeczeństwa. Chodziło o to, by umożliwić ludziom już zdemoralizowanym głoszenie poglądów degradujących poprzedni system. To zaś doprowadzić miało z kolei do kryzysu, zmiany systemu wartości większości narodu i przekształcenia państwa w nowy byt formalny, a więc we wspólnotę komunistyczną. Etapem finalnym miała być stabilizacja nowego porządku.

To znany wcześniej wzorzec działania?

Tak, podobny mechanizm jest stosowany przez sekty. Rosjanie uważali, że metody przez nie używane można zastosować także do całego państwa. Nie docenili jednak roli wykształcenia, kultury, a przede wszystkim wartości chrześcijańskich obecnych w amerykańskim społeczeństwie.

Polskie społeczeństwo jest już podzielone... Czyżby sztucznie?

Proszę pani, mówimy o kampanii informacyjnej. W ramach owej kampanii różne elementy można z sukcesem przemycać. Gdy prowadzi się ją, by – na przykład – zlikwidować jeden z filarów ZUS czy wybudować elektrownię atomową, trzeba najpierw przekonać społeczeństwo dlaczego jest to konieczne i jakie będą z tego korzyści. I tu jest właśnie pole do wykorzystania instrumentów psychologicznych. Bardzo łatwo podzielić Polaków w kategoriach politycznych, bo są między nami silne tarcia. Z jednej strony mamy żywą jeszcze legendę „Solidarności", z drugiej – legendę „kapitalizmu z ludzką twarzą". Pojawia się też wizja społeczeństwa socjalnego, czyli osłony dla tych, którzy nie odnalazłszy się na kapitalistycznym rynku, potrzebują pomocy. I każda z tych wizji ma swoich zwolenników...

...i podobnie każda będzie miała zagorzałych przeciwników.

Właśnie. Weźmy teraz pod uwagę media i dziennikarzy. Zamieszczanie sponsorowanych artykułów i zamawianych wyników badań to nic innego jak psychologiczne oddziaływanie na społeczeństwo. Czy zwróciła pani uwagę, że niektóre wyniki sondaży robionych w celu badania opinii publicznej obarczone są błędem metodologicznym?

Po co?

By ich wyniki wyszły zgodnie z zamówieniem. Prezentacja wyników badań społecznych czy socjologicznych to wykorzystanie aparatu psychologicznego do kreowania określonych rozwiązań i postaw społecznych. To jak z konsumpcją kawy i herbaty. W zależności od profilu prezentującej wyniki firmy raz pijemy więcej jednej, raz drugiej.

Mówił pan o wychowaniu pokolenia. Czy ktoś może „robić to" nam, Polakom?

Widzi pani, każde pokolenie ma wartości, do których się odwołuje. Są więc wzorce, które warto promować. Jeśli sami nie zadbamy, by istniały odpowiednie wzorce bohaterów, choćby żołnierzy walczących w Powstaniu Warszawskim, to takim wzorcem może się stać ktoś typu Batman – a więc postać, której nie da się naśladować w rzeczywistości. Dlatego warto zadawać sobie pytanie, czym wyraża się dziś patriotyzm. Czy jest to jedynie gotowość złożenia życia na szali wolności ojczyzny? Czy może także gotowość podjęcia np. dodatkowej pracy, by stworzyć lepsze warunki rozwoju społecznego? A może patriotyzm to także dbałość o rodzinę i wychowanie pokolenia, które przejmie rodzinny interes z takim trudem budowany przez rodziców?

Przed wywiadem powiedział pan, że wychowanie to nie tylko kwestia zdjęcia czapki, gdy flaga wędruje na maszt.

Nie tylko, to także wartości, które realizujemy w życiu. Nie te deklarowane, bo nawet Dekalog łatwo możemy zlekceważyć, licząc na rozgrzeszenie. Wychowanie polega na tym, by pewne zachowania powtarzać tak długo, aż młody człowiek zrozumie, że to jest właściwe, dobre i tak należy postępować. A to działanie na lata.

Wychowanie może ustrzec dzieci przed indoktrynacją?

Tego nie jestem pewien. W Polsce działa cała armia trolli naszego sąsiada ze Wschodu, która komentując online różne wydarzenia, kształtuje nasze opinie. Kiedy czytamy, że Ola z Częstochowy, Jurek z Helu i 100 innych komentatorów popiera jakiś pogląd, a my go nie popieramy, to z wolna zaczynamy się zastanawiać, czy z nami jest coś nie tak. A to tylko efekt tuby propagandowej ustawionej we właściwym kierunku.

Wpuszcza się między zwykłych ludzi specjalnie wyszkolone osoby?

(śmiech) Pyta mnie pani o kwestie dyskretne. O polskich działaniach wolałbym nie mówić. Pozostanę przy Federacji Rosyjskiej. Agentami bywają często tzw. turyści, biznesmeni lub śpiochy – ludzie dobrze i długo funkcjonujący w danym społeczeństwie, uruchamiani wtedy, gdy zajdzie potrzeba. Często ustaleniem podatności społecznej na oddziaływanie zajmują się także attaché wojskowi czy pracownicy dyplomatyczni. W pewnym zakresie niebezpieczne są też stosunki tzw. studentów. Młodzi ludzie przyjeżdżają do Polski, by studiować, ale także aby rozpoznać środowisko i wyjechać. Za dekadę lub dwie wracają, nie tracąc po drodze kontaktu z kolegami ze studiów.

Tyle że owi koledzy często są już w strukturach władzy.

I o to chodzi. „Przyjacielska" rozmowa wybitnie sprzyja uzyskiwaniu informacji pożądanych przez przeciwną stronę. Operacje informacyjne, jak tłumaczyłem, podając przykład Szwecji, składają się z wielu etapów zamykających się w pewną całość i dopiero po dłuższym czasie społeczeństwo orientuje się, że było celem oddziaływania innego państwa.

Do takich operacji wykorzystuje się jakieś specjalne technologie?

Potrzeba głównie dobrych specjalistów z zakresu psychologii czy socjologii i... pieniędzy, bo operacja informacyjna, jak mówiłem, to kwestia lat. Co więcej, faktycznie wykorzystuje się do tych operacji najnowsze technologie. Są ludzie, którzy w ciągu tygodnia są w stanie nauczyć się na przykład języka obcego.

Chyba w reklamie...

Proszę uwierzyć, że ta reklama jest oparta na faktach. Spróbujmy zapamiętać takie oto zdanie: „Natarcie związku taktycznego po podejściu z głębi bez zajmowania rejonu wyjściowego w pierwszym rzucie operacyjnym...".

Słabo...

Tego się spodziewałem, bo to jest typowa terminologia wojskowa. Ale wystarczy obniżyć poziom języka do poziomu rozmówcy, a wtedy bardzo łatwo go do czegoś przekonać. Zauważyła pani, jak podatne są na to nasze dzieci? Zdarza się, że pewnego dnia przychodzi na zastępstwo do klasy inny nauczyciel. I nagle uczniowie doznają olśnienia: to, co dotąd wydawało im się niezrozumiałe, okazuje się banalnie proste. Owa nowa pani potrafi bowiem dotrzeć do dzieci, mówiąc ich językiem i używając zrozumiałych, bliskich im przykładów. A teraz kolejny, istotny w oddziaływaniu psychologicznym, element, czyli wykorzystanie odpowiedniego momentu.

Gdy spotyka nas tragedia, jesteśmy rozbici wewnętrznie i potrzebujemy pomocy.

Tę pomoc można ukierunkować i o to chodzi. Są osoby, które pomogą nam wrócić do równowagi, lecz pojawią się i takie, które podszepną: „Twoje życie już się skończyło. Po co żyć, gdy nie ma jego czy jej? Chodź z nami, mieszkaj we wspólnocie, oddaj pieniądze". Albo też proszę sobie wyobrazić, jak reagują żołnierze, którzy prowadząc walkę, odcięci od bezpośredniego kontaktu z rodziną, dowiadują się, że w ich domach panuje stan zagrożenia i niedostatek, nie ma prądu, brakuje żywności i opieki medycznej.

„Co ja tu jeszcze, k..., robię?!" – zakrzyknąłby, mam nadzieję, mój mąż.

Właśnie. W tym momencie ludzie stają się bardzo podatni na wszelkie psychologiczne oddziaływania negujące zasadność bycia poza domem. Oto powód, dla którego w przypadku żołnierzy przebywających na misjach, marynarzy czy formacji specjalnych tak istotna jest budowa sieci umożliwiającej komunikację z bliskimi: od internetu po świąteczne paczki. Zresztą podobne działania psychologiczne odniosą sukces także w świecie cywilnym. Jak zmotywowany poczuje się lekarz na nocnym dyżurze, dowiedziawszy się, że u niego w domu w najlepsze trwa impreza? Jest to cały wachlarz zabiegów, które odpowiednio użyte stają się bronią.

Czy możliwe jest użycie tych metod w Polsce na szeroką skalę i wywołanie np. społecznego poczucia zagrożenia?

Cóż, mamy ruch bezwizowy z obwodem kaliningradzkim. Czy pani wie, jak daleko obywatele Federacji Rosyjskiej mogą wejść w głąb terytorium Polski? Zapewniam, że wystarczająco daleko, by zameldować się w okolicach koszar którejś z jednostek wojskowych. A wtedy z czasem może się powtórzyć sytuacja, jaka zdarzyła się na Krymie.

Wydaje się to mało realne.

Tak pani sądzi? A czy wie pani, jaki sprzęt posiada nasza armia? W części zachodni, w części wschodni. A zatem jeśli będzie to jednostka mająca wschodni typ uzbrojenia, bezwizowi przybysze przesiądą się na sprzęt bojowy, który dobrze znają. Widzę, że zasiałem niepokój...

Bo jestem laikiem, a pan ostrzega z pozycji eksperta.

O to chodzi. Jest to kwestia dobrania scenariusza do aktualnej sytuacji politycznej i militarnej. Nawiążę też do tragedii smoleńskiej. Gdy to się stało, byliśmy wstrząśnięci i cały kraj pogrążył się w żałobie. Ale wraz z upływem czasu zaczęły się pojawiać coraz to nowe teorie, które rozwijane są zresztą do dziś. Począwszy od wypadku lotniczego, przez sztuczną mgłę, elementy walki elektronicznej, zakłócenia działania systemów pokładowych samolotu i awarię techniczną, łącznie z wirusem komputerowym wprowadzonym do systemu nawigacji w czasie, gdy samolot był remontowany w Rosji. A każda z tych teorii, poparta odpowiednimi argumentami, może trafić do odpowiednio dobranego audytorium.

Istotne jest zatem, czy odbiorcami takich informacji będą osoby przygotowane i znające realia, czy też...?

Czy podatne na przekaz informacyjny, a więc takie, którymi łatwo można sterować. Dlatego tak ważne jest dążenie do tego, by poziom wykształcenia obywateli był na tyle wysoki, żeby nie oddziaływały na nich tzw. prymitywne chwyty psychologiczne. Ale cóż, wystarczy, że podczas zgromadzenia ktoś zaczyna uciekać, a już biegnie za nim cały tłum. Albo wystrzeli petarda i natychmiast wybucha panika.

To czasem może być przypadek, a nie wojna psychologiczna.

Oczywiście, że tak może być. Niemniej musimy pamiętać, że jeśli udoskonalimy sztukę panowania nad sobą, to wzrośnie w nas odporność na różnego rodzaju „wpuszczanie w kanał".

Z pańskich słów wynika, że Rosja nie tylko w Szwecji, ale i w Polsce prowadzi wojnę psychologiczną. Możemy temu przeciwdziałać?

Są pewne przesłanki, że prowadzi. Nie jesteśmy jednak w stanie do końca zapanować nad takim oddziaływaniem. W momencie bowiem, gdy plotka (dezinformacja) powstaje, nie mamy o tym pojęcia. Reagować możemy, dopiero gdy wieść do nas dotrze. Co więcej, plotka, mimo że jest tylko plotką, jest tak skonstruowana, by nie dało się wykluczyć, iż jest prawdziwa.

Jak pańska sugestia o inwazji turystów rosyjskich z Kaliningradu na Polskę?

Proszę podzielić się nią to tu, to tam, a za miesiąc gdzieś pod Olsztynem powstanie brygada obrony terytorialnej w celu przeciwdziałania przejęciu tych ziem przez „zielone ludziki"...

Jasne. Proszę lepiej podsunąć jakiś pomysł, jak się przed tym bronić...

Proszę bardzo. Zdaniem wspomnianego już Jurija Bezmienowa jedynym czynnikiem zdolnym uchronić społeczeństwa przed niszczącym działaniem z zewnątrz jest siła duchowa i wyższość moralna płynąca z wiary. Dlatego zalecał powrót do religii. W jednym z wykładów mówił: „Czy kiedykolwiek spotkali państwo kogoś, kto poświęciłby swoje życie dla prawdy, że dwa plus dwa to cztery, choć jest to prawda? Miliony jednak oddały życie, wolność, majątek dla prawdy takiej jak Bóg, jak Jezus Chrystus. Niektórzy męczennicy umierali w sowieckim obozie śmierci i umierali w pogodzie ducha, w przeciwieństwie do tych, którzy krzyczeli: »Niech żyje Stalin!«". Brzmi to bardzo patetycznie, ale przecież wskazywano wielokrotnie, że cywilizacje takie jak Egipt, Babilonia, Majowie czy Inkowie upadły, gdy utraciły religię. Bóg, Honor i Ojczyzna są, jak widać, wartościami niezbywalnymi. A kształtowanie ducha narodowego to skuteczny środek przeciwdziałania wszelkim psychologicznym zagrożeniom.

Pułkownik prof. dr hab. Marek Wrzosek jest wykładowcą na Wydziale Zarządzania i Dowodzenia Akademii Obrony Narodowej, specjalistą w dziedzinie technik prowadzenia wojny informacyjnej

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy