Rzadko kiedy (nigdy?) promuję w tym miejscu prezenty gwiazdkowe, ale „Get Back" to coś absolutnie wyjątkowego. Niemal osiem godzin kroniki pracy Beatlesów nad nowym repertuarem i publicznym koncertem, który miał być powrotem pokiereszowanego podziałami zespołu do życia. Nie ma znaczenia, kto był ojcem pomysłu; w styczniu 1969 roku wynajęto w Londynie wielką halę telewizyjną, zatrudniono reżysera, ekipy filmowe oraz dźwiękowe, które dzień po dniu rejestrowały muzyków i ich przygotowania do wielkiego show. Pracę wykonano iście gigantyczną; to ponad 150 godzin zapisu audio, rozmów, komentarzy, prób muzycznych, improwizacji, z których wyłaniały się powoli znane później przeboje, kolejnych wersji szlifowanych wielokrotnie nagrań. To również 60 godzin równoległego zapisu na taśmie filmowej. Cały materiał leżał odłogiem przez ponad pół wieku. Znaliśmy tylko fragmenty, eksperci wiedzieli, że istnieje, ale nikt nie miał pomysłu, co z nim zrobić. W końcu zatrudniono Jacksona, perfekcjonistę sprawdzonego przy kolejnych częściach „Władcy pierścieni", i to on odpalił... arcydzieło.