30 lat temu wysyłałam do Polski duże ilości grubej książki, którą każdy urzędnik państwowy (czyli federalny) w USA miał na swoim biurku i nawet z niej często korzystał: „Przewodnik etyki rządowej". Nie pamiętam, by ktokolwiek w Polsce podziękował mi za tę książkę, a tym bardziej, by przeczytał ją bądź tym bardziej przetłumaczył fragmenty.
Książka była napisana prostym stylem, na przykład: „Rolą rządu i urzędników jest służba w interesie publicznym ze świadomością etycznego postępowania". Żeby urzędnicy od sprzątaczki do prezydenta nie łamali sobie bez przerwy głowy, co jest, a co nie jest etyczne, w książce można było znaleźć szczegółowe opisy tego, co można, a czego nie można robić, co jest niedozwolone i karalne, a co po prostu niewłaściwe. Taki państwowy podręcznik savoir-vivre'u. Z towarzyskim podręcznikiem savoir-vivre'u jest podobnie: pewne zachowania (kradzież srebrnej łyżeczki) mogą być karalne, ale inne (polizanie kiełbaski i odłożenie jej na półmisek) są po prostu naganne i sprawca powinien sobie co najmniej z tego zdawać sprawę, a jeszcze lepiej, żeby się wstydził i już nie powtarzał tego zachowania.