Czasami po podróży na pierwsze linie frontu wojny narkotykowej w Brownsville albo w Juárez, albo w Mieście Namiotów wracałem do hotelowego pokoju i zadawałem sobie jedno pytanie: dlaczego? Dlaczego ci ludzie giną od kul, obcina się im głowy albo są paleni żywcem? Jaki jest cel tej wojny?
Ponownie przejrzałem oficjalne powody. Organizacja Narodów Zjednoczonych mówi, że celem wojny jest „zbudowanie świata wolnego od narkotyków, co jest możliwe do zrobienia!". Przedstawiciele rządu Stanów Zjednoczonych zgadzają się z tym, podkreślając, że „nie ma czegoś takiego jak zażywanie narkotyków dla relaksu". Nie chodzi więc o walkę z uzależnieniem od narkotyków, które panowało niegdyś w mojej rodzinie, ani o zapobieganie narkomanii wśród nastolatków. Ta wojna ma całkowicie wyeliminować narkotyki wśród całej ludzkości. Trzeba usunąć wszystkie zakazane środki z powierzchni ziemi. O to właśnie walczymy.
Co w Czechosłowacji robiły koniki polne?
Zacząłem postrzegać ten cel inaczej, poznawszy historię pijanych słoni, odurzonego bawołu domowego i rozpaczającej mangusty. Opowiedział mi o nich wszystkich niezwykły naukowiec z Los Angeles, profesor Ronald K. Siegel.
Tropikalne burze na Hawajach zamieniły norkę mangusty w kałużę błota, w której leżało martwe jedno z dwóch mieszkających tu do niedawna zwierząt. Profesor Siegel, siwowłosy naukowiec, oficjalny doradca dwóch prezydentów Stanów Zjednoczonych oraz Światowej Organizacji Zdrowia, przyglądał się tej scenie. Druga mangusta znalazła ciało swojego partnera i podjęła decyzję: chciała o tym zapomnieć.
Dwa miesiące wcześniej profesor zasadził w swoim ogródku Ipomoea carnea, roślinę o silnym działaniu halucynogennym. Próbowały jej wszystkie mangusty z okolicy, ale żadnej nie przypadła do gustu. Zwierzęta kręciły się zdezorientowane przez kilka godzin, a potem trzymały się od niej z daleka. Lecz nie teraz. Ogarnięta rozpaczą mangusta przeszła do ogródka profesora i zaczęła przeżuwać liście halucynogennej rośliny. Wkrótce padła odurzona na ziemię.