Polska droga do równości płci?
Mówił o niej pięknie już Adam Mickiewicz. Na wykładach paryskich w 1842 roku podkreślał, że to nie jest jakaś teoretyczna droga jak na Zachodzie, ale prowadzi ona przez udział w tej samej walce o wolność. W połowie XIX wieku można było przytoczyć na to setki przykładów, a pod jego koniec, w czasach podziemnego Uniwersytetu Latającego, który ukończyło 5 tys. słuchaczek, a wśród nich np. Marysia Skłodowska, to już było zjawisko masowe. To wszystko warto sobie uświadomić, by zrozumieć fenomen odzyskania przez Polskę niepodległości. Nikt nam nie dał tego na tacy.
Nie pobili się trzej mocarze, a później po prostu nie przyszedł dobry prezydent Wilson i nie dał nam wolności, by osłabić Niemcy i Rosję?
Tak myśląc, negujemy wysiłek sześciu pokoleń, które, czy to czynem, czy pracą organiczną, podtrzymały i zmodernizowały tożsamość narodową oraz zdołały ją przekazać chłopom i robotnikom – wbrew zaborcom. Bez rozpoznania tego fenomenu trudno polskość zrozumieć. Dzięki tym sześciu pokoleniom coś się w Europie zmieniło – powstało miejsce dla nas i innych narodów. Czasem nowe projekty narodowe budowano przeciwko Polsce, ale drogę torowała im właśnie polska niezgoda na zniewolenie – aż przez trzy imperia.
I wracamy do tego romantycznego ?„za wolność waszą i naszą"...
Bo to ta nasza uporczywa walka o prawo narodu do istnienia – i to w tym miejscu, w którym chcą istnieć tylko obce imperia – sprawiła, że pojawiło się ostatecznie pole do istnienia nie tylko dla narodu polskiego, ale i ukraińskiego, litewskiego, białoruskiego i innych. Także to, że Polska powiedziała „nie" Hitlerowi i Stalinowi, nie było dowodem żadnej głupoty, jak niektórzy chcą to widzieć, ale było przejawem właśnie tej głęboko zakorzenionej postawy. Rząd, który by się zgodził na podporządkowanie Hitlerowi w 1939 roku, zostałby zmieciony w jeden dzień przez bunt narodowy. Bo czy wyobraża pan sobie, by Polacy zgodzili się iść z Hitlerem na Paryż?
Ale można by zapytać: co nam ta pięknoduchowska postawa dała?
A nie dostrzega pan pozytywów? Czy Polski nie ma dziś na mapie? W tym samym dokładnie miejscu, gdzie tysiąc lat temu było imperium Chrobrego?
W roku 1619 Polska zajmowała terytorium 990 tys. km kw. i była światową potęgą. Dziś gramy chyba w trzeciej lidze...
Bzdura! Rzeczpospolita była potęgą – ale tylko regionalną, na pewno nie światową. A dzisiejsza Polska nie gra w żadnej trzeciej lidze, tylko znów jest regionalną siłą, ma do tego potencjał.
Przede wszystkim jednak w XVII wieku to nie była jedynie Polska, ale właśnie Rzeczpospolita. Dziś na tym obszarze istnieje kilka państw narodowych, o co zresztą sami walczyliśmy, żeby stało się możliwe. I to właśnie nasza niezgoda na zniewolenie sprawiła, że Polska istnieje dziś w dobrych granicach, a obok, na wschodzie, nie ma tylko jednej chmury imperialnej, choć ta oczywiście wciąż nad nami wisi, w postaci Rosji Putina, ale jest też Ukraina, balansująca na krawędzi politycznej samodzielności Białoruś, a także Litwa, Łotwa – to wszystko kraje spadkowe po Rzeczypospolitej. Mapa polityczna Europy Środkowo-Wschodniej świadczy o tym, że coś się jednak zmieniło od czasu, gdy dominowały tu jedynie imperia Katarzyny II, Fryderyka II i Józefa II, czy tym bardziej Hitlera i Stalina. I to jest część dziedzictwa naszej niezgody na zniewolenie.
A dzisiaj jaką lekcję możemy z tego wyciągnąć?
W XXI wieku to raczej lekcja dla tych, którzy wciąż chcą decydować za mniejsze narody, którzy z arogancją głoszą, jak niektórzy politycy francuscy i niemieccy, że w Unii Europejskiej tylko te „stare", „wielkie" – jak przyzwyczaili się myśleć o sobie – narody powinny decydować za niedojrzałych „wschodniaków", słabych i głupszych, którzy nie dorośli do Europy. Znów potrzebna jest postawa niezgody na zniewolenie, na paternalizm i arogancję imperialnych biurokracji.
Polska wciąż jest tak źle postrzegana na Zachodzie?
To się zmienia. 30 lat temu byliśmy widziani jako kraj furmanek i pijanych chłopów. Choć niektórzy publicyści i pisarze starają się utrwalać ten stereotyp, ale on w coraz bardziej oczywisty sposób nie zgadza się z rzeczywistością. Każdy, kto przyjeżdża do Polski, widzi, że nasz kraj tak nie wygląda. Nie spotyka na każdym rogu wykrzywionej nienawiścią mordy pijanego polskiego chłopa, żądnego żydowskiej krwi. Widzi raczej względnie zasobną, a w każdym razie rosnącą w zasobność i aspirację klasę średnią, która po części wciąż jest jeszcze karmiona przez część mediów i tzw. intelektualistów rozmaitymi kompleksami, ale która w konfrontacji właśnie z rzeczywistością zaczyna wreszcie dostrzegać, że Polska wcale nie jest jakoś dużo gorsza niż Francja, Wielka Brytania czy Niemcy. Dlatego też coraz więcej Polaków zaczyna dostrzegać, że nasza tradycja też ma w sobie coś wartościowego.
Ale sam pan przyznaje, że Francuzi czy Niemcy wciąż nas traktują bardzo protekcjonalnie.
Nasze znaczenie gospodarcze i polityczne rośnie i coraz lepiej wszyscy widzą, jak kluczowa jest Polska w Europie Środkowo-Wschodniej. Niektórzy nie chcą się z tym pogodzić. Tymczasem każdy rozsądny polityk niemiecki musi przyznać, że bez dobrych stosunków z Polską jakiekolwiek liderowanie przez Niemcy w Europie jest wykluczone. To nie działa tylko w jedną stronę, że to Polska musi mieć dobre stosunki z Niemcami – Berlin też musi się z nami dobrze dogadywać, bo inaczej słabnie jego centralna pozycja w Unii. Tak trzeba patrzeć na miejsce Polski w Europie, a nie tylko przez pryzmat kompleksów, do których pan stale w swoich pytaniach nawiązuje. Te kompleksy przestają być aktualne – rozmijają się z rzeczywistością. Polska staje się coraz ważniejszą częścią Europy, a to sprawia, że jej głos będzie słuchany z coraz większą uwagą. I nie powinna dawać się spychać do roli petenta czy ucznia.
Tylko że Zachód rozwija się społecznie w kierunku, który wielu Polakom nie odpowiada. I im bardziej Zachód się laicyzuje, im więcej przyjmuje imigrantów, tym bardziej my odstajemy kulturowo. Zachodni intelektualiści coraz częściej będą nas więc widzieć jako zabobonny i nacjonalistyczny kraj. I mają oni uważnie słuchać naszego głosu?
Nie wiem, czy Zachód się rozwija czy raczej zwija. Prawdą jest na pewno, że przynajmniej od czasów Woltera, a może nawet Cromwella czy Lutra, wśród części zachodnich elit panuje swoisty przesąd antykatolicki. Kraj, który podtrzymuje swoją katolicką tożsamość, naturalnie naraża się na konfrontację z tym przesądem. Ale jednocześnie widać, że w zachodnich społeczeństwach, w których wciąż dużą rolę odgrywają elity zdominowane taką postwolterowską myślą, stopniowo do głosu dochodzi przekonanie, że elity te realnie nie mają wiele do zaoferowania, szczególnie jeśli chodzi o wizję przyszłości – dla Francji czy Niemiec. Bo dokąd ma dziś zaprowadzić ta walka z chrześcijaństwem i opartą na nim kulturą europejską?
Kto walczy z kulturą europejską?
Ostatnio szokującym przeżyciem dla mnie była wizyta w Domu Historii Europejskiej w Brukseli. Nie ma tam śladu wielkości kultury Europy, a jedynie jej karykatura, sprowadzona wyłącznie do roli podglebia dla nacjonalizmu i antysemityzmu. Nie ma tam nie tylko Chopina, ale Mozarta, Beethovena, Bacha. Nie ma katedr, sztuki. Wizja Europy jako kontynentu postkulturalnego, który walczy tylko z przesądami, jak wymyślił to kiedyś Wolter, jest wizją już tak mocno oderwaną od rzeczywistego dorobku Europy i rzeczywistych problemów dzisiejszych jej mieszkańców, że wkrótce musi dojść do jej kompromitacji.
I to tradycjonalistyczna Polska stanie się punktem odniesienia dla Europy?
Polska, bardziej przywiązana do tradycji, które są po prostu tradycjami europejskimi, może przestanie być postrzegana jako swego rodzaju przeżytek do wytępienia, a zacznie być punktem odniesienia do refleksji: a może to nie jest źle, że nad Wisłą wolniej postępują te procesy, które niszczą Europę nad Sekwaną czy Renem? Procesy odchodzenia od Europy: jej tradycji religijnych i kulturalnych. Chyba tak zaczynają patrzeć na to np. Francuzi, kiedy słyszą, jak ich minister wzywa, żeby przestali rodzić dzieci, by zrobić miejsce dla imigrantów...
A może Francuzi jednak posłuchają tych apeli, np. w trosce o los planety, bo przecież każdy nowo narodzony człowiek, jak wyliczyli niedawno ekolodzy, to 1350 ton emisji dwutlenku węgla do atmosfery...
Wizja samobójstwa cywilizacji, w którym nie ma już miejsca dla dzieci, nie może być atrakcyjna dla nikogo normalnego. Odpowiedzią inną niż samobójstwo jest dalsza, twórcza ekspansja ludzkości: kosmos czeka. Może powinniśmy to przypomnieć w kraju, w którym przyszli na świat Kopernik i Ciołkowski? W każdym razie bez tradycji, bez ciągłości, bez kultury, jaką zostawiły nam wieki uczestnictwa w europejskiej wspólnocie duchowej, której Polska stworzyła jedną z oryginalnych wersji, Europa nie przetrwa w XXI wieku. Przez pryzmat tych wyzwań warto spojrzeć na Polskę, zamiast powtarzać kompleksy, od których zaczęliśmy naszą rozmowę.
rozmawiał Michał Płociński
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95