Rozmowa Mazurka z malarzem ikon Mateuszem Środoniem

Rozmowa z Mateuszem Środoniem, malarzem ikon

Publikacja: 28.08.2010 01:01

Mateusz Środoń. Absolwent Szkoły Malarstwa Bizantyjskiego w Pireusie, jest współtwórcą szkoły ikon p

Mateusz Środoń. Absolwent Szkoły Malarstwa Bizantyjskiego w Pireusie, jest współtwórcą szkoły ikon przy dominikańskim Studium Chrześcijańskiego Wschodu, obecnie pracuje nad polichromią kaplicy w Muzeum Powstania Warszawskiego (na zdjęciu). ?

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

[b]Rz: Umie pan narysować misia?[/b]

Kogo?

[b]Misia, takie zwierzę. Dzieciom.[/b]

Jak się bardzo postaram, to umiem, choć to nie jest takie proste.

[b]Edward Dwurnik przekonywał mnie, że proste: kółko u góry na łepek, większe na brzuszek i małe na łapki czy uszy. I gotowe.[/b]

Ja mam ambicje, by mój był bardzo podobny do niedźwiedzia, więc jestem niezadowolony, gdy wychodzi koślawy, niedokładny.

[b]Przecież ikona jest sztuką prostoty.[/b]

Tak, ale prostoty nie poniżej rzeczywistości, ale powyżej jej. To sztuka prosta, ale nie prymitywna. Ikona antycypuje odkrycia malarstwa europejskiego XX wieku! Fernand Leger, jeden z klasyków nowoczesności, stosował uproszczenie formy polegające na malowaniu kubicznych czy walcowatych palców. Proszę spojrzeć na ikony z XVI wieku – Leger jak się patrzy!

[b]Ale Leger stosował to celowo, a może oni nie potrafili namalować innego palca?[/b]

Potrafili, potrafili.

[b]Skąd ta pewność?[/b]

Ikona przeszła odwrotny do sztuki zachodniej rozwój. W sztuce Zachodu do końca XIX wieku dążono do jak najwierniejszego odwzorowania rzeczywistości: od prymitywnych form średniowiecznych do jak największego realizmu. W świecie ikony było odwrotnie – najbardziej realistyczne były te najstarsze zachowane, z VI wieku, a później jest już coraz bardziej umownie, forma pozostaje przetworzona. Co ciekawe, ten kierunek w rozwoju sztuki został zaakceptowany przez Kościół. Na jednym z soborów stanął problem, czy sztuka sakralna ma być – jak to określano – podobna czy niepodobna, wiernie oddająca rzeczywistość czy nie. I decyzja ojców soboru była jasna – sztuka sakralna nie ma dążyć do dosłownego podobieństwa do widzialnej oczyma rzeczywistości.

[b]Dlaczego? Bo tajemnicy Boga i tak nie da się oddać w sztuce?[/b]

Oczywiście ojcowie soboru mieli swoje motywacje, ale zastanawiałem się nad tym i też doszedłem do wniosku, że język niedosłowny jest najbardziej adekwatny, bo w samym obrazie jest komunikat: „To tak nie było, to nie jest zdjęcie”. Nawet najmniej obeznanego ze sztuką człowieka taki obraz nie oszuka, nie pomyśli on, że oto ma zdjęcie Jezusa wstającego z grobu.

[b]Ale z drugiej strony prawosławni wierzą, że ikona to coś więcej niż obraz, coś więcej niż zdjęcie – to obecność.[/b]

Tak właśnie wierzą.

[b]Stąd niesamowita scena, którą widziałem w muzeum w Pskowie, gdzie starsza pani klękała i żegnała się przed ikonami. W galerii Uffizi nikt nie odmawia brewiarza...[/b]

To prawda, to jest właśnie różnica między sztuką sakralną Zachodu a ikonami.

[b]To wróćmy do tego, co mówią ikony. Z jednej strony przestrzegają: „To tak nie było”, z drugiej mówią: „to nie obraz, to obecność, to po prostu jest”.[/b]

„To tak nie było, to jest” – a to zupełnie inna sprawa, tu nie ma sprzeczności. Ikona ma przedstawić wydarzenie biblijne, ale nie zrekonstruować jego historyczny przebieg. To nie jest dokładny zapis. On przedstawia prawdziwe zdarzenia, uwzględnia realia, ale tylko pewne, nie wszystkie i nie w szczegółach. Tu ikona jest bardzo podobna do Pisma Świętego, gdzie też mamy z jednej strony bardzo drobiazgowe opisy niektórych wydarzeń, a inne są opatrzone zdawkowym komentarzem, nie ma choćby opisów przyrody.

[b]A w „Nad Niemnem” są.[/b]

Dlatego „Nad Niemnem” nigdy nie zdołałem przeczytać (śmiech). Nie wiem, czy jestem zrozumiały, ale choćby pan pojechał na górę Tabor, dokładnie ją sobie obejrzał, to i tak nie może pan szczerze i uczciwie zrekonstruować Przemienienia Pańskiego.

[b]Tworząc ikony, chciałby pan nadać im swój indywidualny rys?[/b]

Absolutnie nie mam takich ambicji, a jednocześnie wiem, że każdy jest indywidualną osobą i jakiś styl temu nadaję, choćbym tego nie pragnął.

[b]I oczywiście nie podpisuje pan swoich ikon?[/b]

A po co? Miałem taki okres, że podpisywałem inicjałem, oczywiście z tyłu, bo uważałem, że trzeba brać odpowiedzialność za prace, ale przestałem.

[b]To skąd ludzie mają wiedzieć, że to Środoń?[/b]

A dlaczego mieliby wiedzieć?

[b]Zupełnie panu nie zależy?[/b]

Chciałbym, by mi zupełnie nie zależało.

Jest pan młodym malarzem, a tworząc ikony, narzucił sobie ogromne rygory w sztuce: i tematyczne, i formalne.

To bardzo zachodnie myślenie, no, ale w końcu jesteśmy na Zachodzie.

[b]Konkretnie w Hajnówce.[/b]

Na Zachodzie, w Hajnówce – dobrze brzmi (śmiech).

[b]W kenijskim Kisumu jest pizzeria reklamująca się jako „The best pizza in the West”. Chodziło im o zachód Kenii.[/b]

(śmiech) No tak, zachód to pojęcie względne.

[b]Wracając do ograniczeń. Jak może się rozwijać malarz, który nie może nawet dowolnie dobrać koloru tła?[/b]

Ale ja te ograniczenia w pełni akceptuję, ja chcę malować zgodnie z kanonem!

[b]Jest pan jak muzułmanka, której Europejki mówią: „Zdejmij czador”, a ona odpowiada: „Ale ja chcę go nosić!”.[/b]

Bo są ważniejsze powody, dla których to robię. To jest moja w pełni świadoma decyzja...

[b]Tak mówi każda zakwefiona kobieta.[/b]

Wolność, jeśli nie wypełni się w wyborze, pozostaje bezpłodna! To nie jest wartość samoistna. Żeby stała się wartością, musi nastąpić wolny wybór i ten czador jest moim wyborem.

[b]I pozostanie pan artystą zakwefionym?[/b]

Tak sądzę.

[b]A w wyniku kryzysu wieku średniego zechce pan malować gołe baby?[/b]

Już się ich namalowałem w akademii.

[b]Zostają panu tylko wizerunki świętych?[/b]

A co jest ciekawszego?!

[b]Mówi pan jak mój kolega teatrolog, który po studiach uznał, że teatr skończył się na misteriach paschalnych.[/b]

I chodzi tylko na misteria paschalne?

Nie, bo jest niewierzący, więc nie chodzi w ogóle.

A to dramatyczny pech (śmiech).

[b]Pański wybór bycia malarzem ikon nic panu nie narzuca?[/b]

On mnie tylko mobilizuje do modlitwy, do radykalnego traktowania relacji z Bogiem.

[b]Wierzę, że to pański wybór, ale sztuka ikony jest jednak bardzo rygorystyczna, zostawia niewielkie pole manewru twórcy.[/b]

Wrażenie rygoryzmu bierze się też stąd, że przykłada ona dużą wagę do zachowania pewnych wzorców, które się sprawdziły w Kościele, bo to jest sztuka w pewnym sensie użytkowa. Ona ma na celu przekaz wiary. Ikona to nie tyle obraz, ile zapisana w obrazie wiara Kościoła, przez ten Kościół zaaprobowana. Tak rozumiem powstawanie kanonu – spośród wielu prób wykształca się struktura formalna, nawet sposób kompozycji i dobór barw, która została w Kościele przetestowana i zaakceptowana.

[b]Bo się spodobało?[/b]

Kościół wierzy, że działa w nim Duch Święty, że go prowadzi.

[b]Malarza ikon także?[/b]

Oczywiście! Tu dotykamy kolejnej kwestii – stosunku Kościoła do artysty. Na Wschodzie panuje silne przekonanie, że artysta powinien być osobą głęboko zakorzenioną w Kościele, żyjącą modlitwą, także modlitwą liturgiczną. Czyli twórca przez własną osobowość, własne doświadczenie powinien uosabiać wiarę Kościoła. Na Wschodzie mawia się, że sztuka jest procentem od kontemplacji.

[b]Czyli im głębszy mistyk, tym lepsza sztuka?[/b]

Z pewnością wszyscy wielcy twórcy ikon byli ludźmi bardzo głęboko wierzącymi. Na Zachodzie mówimy, że kreska czy plama to środki wyrazu. Używamy tego sformułowania, nie zastanawiając się nad tym, ale to bardzo poważna sprawa, wszak nimi artysta wyraża siebie, swoje wnętrze! To samo jest z ikoną, ona w jakimś sensie jest portretem duchowym twórcy.

[b]Nie da się tego oddzielić? Caravaggio czy Michał Anioł tworzyli piękne dzieła sztuki sakralnej, choć nie byli przykładami pobożnych mnichów.[/b]

To bardzo trudny i niejednoznaczny moment w ocenie dzieła sztuki, zwłaszcza sztuki sakralnej, bo z jednej strony ma pan temat dzieła, a z drugiej jego realne oddziaływanie. Może być sztuka formalnie chrześcijańska, a w głębokiej warstwie zdecydowanie niechrześcijańska.

[b]Jakieś przykłady?[/b]

Tryptyk „Ukrzyżowanie” Francisa Bacona jest formalnie jak najbardziej, najgłębiej wręcz chrześcijański, ale sposób jego ujęcia służy pchnięciu widza w zupełnie innym kierunku.

[b]W jakim?[/b]

Zabrania nadziei.

[b]W ikonach też to się zdarza?[/b]

W jednym z albumów trafiłem na piękną bizantyjską ikonę Chrystusa, niezwykłą w warsztacie, ale jednocześnie Chrystus miał na niej taki grymas, że mnie odrzuciło. I pytanie, czy tylko ja nie mogę przyjąć tej duchowości. I szerzej, czy wizerunek Chrystusa może odrzucać odbiorcę? To był właśnie ten problem – ikona wybitna w wykonaniu, ale z przekazem wątpliwym.

[b]Często zdaje się nam, iż różnice między twórcami ikon sprowadzają się do tego, że tworzyli w różnych okresach. A między przywoływanymi już Caravaggiem a Michałem Aniołem jest gigantyczna różnica.[/b]

Teofana Greka od Andrieja Rublowa odróżnia wszystko, zapewniam pana. To problem percepcji. Dla nas Murzyni czy Chińczycy są tacy sami, a dla nich my jesteśmy identyczni, bo nie mamy odpowiednich narzędzi percepcyjnych, by ich od siebie odróżnić. Tak samo jest z naszym odbiorem ikon. I być może dla człowieka Wschodu wszystkie obrazy barokowe są takie same. Wiem po sobie, że gdy się człowiek z ikonami opatrzy, to każda mozaika ma inny styl, bo każda epoka ma swój styl, jest odrębność geograficzna.

[b]Jak to się zaczęło? Jest sobie młody chłopak z dobrego krakowskiego domu. Pobożny?[/b]

Owszem. Z domu wyniosłem przekonanie, że mam do wyboru dwie drogi: sztuka albo nauka. Zdałem więc z asekuracji na fizykę, ale ponieważ przyjęli mnie na akademię, to ją wybrałem, z tym że od razu wziąłem dziekankę i pojechałem na rok do Francji, gdzie chodziłem na zajęcia tamtejszej akademii. Co tydzień w muzeum siadaliśmy nad obrazem i dyskutowaliśmy. To ugruntowało moją wcześniejszą intuicję, że świat sztuki nowoczesnej mnie nie interesuje.

[b]Bo?[/b]

Jest zbyt hermetyczny, bo problemem przed stworzeniem dzieła jest bardziej wymyślenie jakiegoś nowego języka niż posłużenie się takim, który ktoś rozumie. To trochę tak, jakby przed napisaniem wiersza musiał pan stworzyć nowe esperanto, bo esperanto jest zbyt popularne. W każdym razie już po tym roku miałem silne przekonanie, że nie chcę iść w kierunku abstrakcji, że chcę szukać takiej drogi w sztuce, która nie zamknie mnie na odbiorcę. Bardzo bliskie było mi zdanie Dostojewskiego, które dostałem na maturze: „Prawdziwa sztuka jest zawsze współczesna”. A rozumiałem tę „prawdziwą sztukę” w opozycji do „sztuki nowoczesnej”, która po dwóch latach już jest stara, już nie jest współczesna. A ja chciałem sztuki prawdziwej.

[b]Szukał jej pan daleko w historii, dalej byłyby tylko freski skalne z Lascaux.[/b]

Piękne rzeczy...

[b]To może trzeba było tak?[/b]

Ale proszę nie zapominać o tym specyficznym kącie, pod którym spoglądałem na sztukę i ją skanowałem, czyli mojej tak zwanej pobożności.

[b]I stąd ikona?[/b]

Na początku to nie była ikona, tylko malarstwo sakralne w ogóle, a potem stopniowo szedłem w stronę ikony. Gdy na początku studiów zacząłem chodzić do galerii i antykwariatów, trochę w poszukiwaniu inspiracji, a trochę kryteriów w sztuce, złapałem się na tym, że gdy tylko widziałem jakąś martwą naturę, która mnie zainteresowała, okazywało się, że to wczesny Nowosielski. I zacząłem się interesować tym, co robił, czytałem jego teksty, zainteresowałem się prawosławiem.

[b]I trafił pan do Pireusu, do Aten.[/b]

Zaraz po dyplomie pojechałem w podróż poślubną do ciotki do Grecji i przez jej syna trafiłem do tej szkoły. Przyjęli mnie bez kłopotu na dwumiesięczny kurs, bo mnie się wydawało, że skoro jestem malarzem po akademii, to wystarczy mi tylko liznąć tej praktyki. Okazało się, że przez ten czas ledwo nauczyłem się gruntować deskę.

[b]I przyjechał pan na dłużej.[/b]

Po roku wróciłem jako student, jestem więc dyplomowanym absolwentem Szkoły Malarstwa Bizantyjskiego Świętej Metropolii Pireusu.

Pięknie brzmi. Można po tym robotę znaleźć?

Profesor Christos Liondas, który widział moją drogę krzyżową z kościoła w warszawskim Międzylesiu, powiedział, żebym się zgłosił do greckiego Związku Malarzy Ikon (śmiech).

[b]Może trzeba było od razu pojechać na świętą górę Atos?[/b]

Byłem tam kilka razy, trafiłem nawet do pracowni mnicha Nikona, ale gdy powiedziałem, że chodzę do szkoły w Pireusie, to wszyscy cmokali z zachwytem: „Ach, to świetna szkoła...”, i nie chcieli mnie niczego nauczyć (śmiech).

[b]Mnichem też pan nie został.[/b]

Może dopiero skończę jako mnich, wraz ze wzrostem pobożności. Na razie muszę nieść swój krzyż małżeński.

[b]To się zostawi.[/b]

Żona mnie przestrzegała, bym skrupulatnie autoryzował każde słowo.

[b]Tylko że ja nie uwzględniam autoryzacji, bo w moich rozmowach nie obowiązuje prawo prasowe ani żadne inne, ale zostawmy to. Ikony się pisze czy maluje?[/b]

To „pisanie” wzięło się z rosyjskiego, ale tam użyto tego słowa, by podkreślić, że ikona czymś się różni od zwyczajnego obrazu jako dzieła wyobraźni, które się maluje. Tu mamy nawiązanie do tradycji przepisywania ksiąg.

[b]Wiele osób trudni się w Polsce tworzeniem ikon?[/b]

W Kościele prawosławnym jest kilka osób, które zajmują się tym serio i mają poważne dokonania. Jest też wielu katolików, którzy się ikonami inspirują.

[b]A pan?[/b]

Bardzo chciałbym zostać uznany także przez Wschód, przez tę tradycję, za malarza ikon.

[b]To możliwe?[/b]

Tu powstaje pytanie o kanoniczność tego, co robię, i niektórzy prawosławni uznają, że moje ikony są zgodne z kanonem ikon, inni mają wątpliwości.

[b]Bo jest pan katolikiem?[/b]

Nawet nie, choć nie wiadomo, jak traktować ikonowe przedstawienie czegoś, co nie ma swojego odpowiednika w tradycji prawosławnej. W Międzylesiu namalowałem na przykład ikonę Jezusa Miłosiernego według wzoru św. Faustyny i pytanie o kanoniczność takiej ikony jest bardzo ciekawe. Teraz, pracując nad polichromią kaplicy w Muzeum Powstania Warszawskiego, tworzę procesję 108 męczenników z czasów II wojny światowej. Wszystkich ich znamy ze zdjęć i jako malarz na granicy Wschodu i Zachodu mam problem. Bo z jednej strony rozumiem, że powinienem przedstawić każdego z męczenników, oddać ich rysy twarzy, ale z drugiej strony pozostaję w tradycji ikony, która narzuca pewne uproszczenia.

Ale problemy nie dotyczą tylko styku katolicyzmu z prawosławiem. Pojawia się choćby pytanie o kolor złoty w ikonie. On w tradycji uznawany jest za dobry do przedstawiania transcendencji, bo to kolor, który świeci, ale jednocześnie zasłania, nie przepuszcza światła.

[b]Są przecież ikony na innym tle: zielonym, błękicie...[/b]

Ja też tak rozumuję, ale jest pytanie, czy to dobrze czy źle. Ja operuję abstrakcyjnym tłem, często wręcz surową, drewnianą deską, zachowując rys słojów. I niektórzy twierdzą, że to kłóci się z celem ikony, bo rozprasza, a to dla mnie bardzo ważna opinia, bo rolą ikony jest pomoc w modlitwie. Jeśli więc jakiś ruch plastycznie ciekawy kłóci się z tym głównym celem, to należy z niego zrezygnować.

[b]Mieszka pan w Warszawie, przyjechał tu alfa romeo. Co z pana za Teofan Grek?![/b]

Oczywiście, że współcześni malarze ikon są z gruntu podejrzani, i to nie tylko ze względu na styl życia. Tworzenie ikon dzisiaj to nieudolne uczenie się od mistrzów o nieprawdopodobnym poziomie artystycznym i duchowym. Tylko że nie jest to zjawisko nowe, bo w zasadzie sztuka tradycyjnej ikony zanika od XVI wieku.

[b]To widać choćby w XIX-wiecznych ikonach rosyjskich, które wyglądają jak kopie malarstwa sakralnego Zachodu.[/b]

Nie tylko tam, nawet na górze Atos wszyscy malują tematy wschodnie na sposób niemal zachodni. To wynik siły kulturowego wzorca renesansowego i barokowego malarstwa Zachodu. I powrót ikony to dopiero XX wiek.

[b]Da się do tego wrócić? Nie będzie to cepelia?[/b]

To pytanie nie tylko o walory artystyczne współczesnych ikon, ale i o ową głębię twórców. W każdym razie ruch powrotu do ikony jest masowy i sprzyja temu renesans prawosławia w takich krajach, jak Rosja, Ukraina, Rumunia, gdzie fundowane są nowe klasztory. Z kolei na Zachodzie jest to związane z poszukiwaniem głębokiej duchowości.

[b]I jak patrzy na to prawosławie?[/b]

Część duchownych nie widzi żadnych przeszkód, by katolicy tworzyli ikony, i spogląda na to z sympatią. Są też tacy, którzy patrzą na to z niepokojem, czy ta tradycja nie zostanie przez katolików wypaczona, użyta w niegodny sposób. I kiedy obserwuję niektórych katolików, którym się wydaje, że sztuki malowania ikon można się błyskawicznie nauczyć, i już zaczynają przy tym majstrować, to uważam niepokój części prawosławia za niepozbawiony podstaw.

[b]Ikony są modne?[/b]

Mam nadzieję, że to nie moda, ale pewien trend w duchowości.

[b]Ikony zamawiają świeccy czy księża?[/b]

W większości świeccy, którzy zaczynają instynktownie traktować ikonę tak, jak traktuje ją Wschód, i z okazji ślubu czy chrztu dziecka zamawiają ikonę. Część księży patrzy na nie nieufnie, uważa, że to nie jest katolicka tradycja, że próbuje się w ten sposób coś przemycić.

[b]Ikon nie kupuje się dla ozdoby?[/b]

Ja sam mam niemal wyłącznie zlecenia motywowane religijnie, choć raz ktoś chciał kupić ikonę jako lokatę kapitału.

[b]Bo Środoń to dobra marka?[/b]

Nie wiem, chciał inwestować, ale jakoś nie doszło do realizacji zamówienia.

[b]Co, prócz poznania prawosławia i doświadczeń religijnych, dało panu tworzenie ikon?[/b]

Joseph Conrad powiedział kiedyś, że gdyby nie poznał angielskiego, to nigdy nie byłby pisarzem. Ja mógłbym powiedzieć to o tradycji ikony – gdybym jej nie poznał, nie wiem, czy byłbym malarzem.

[b]Rz: Umie pan narysować misia?[/b]

Kogo?

[b]Misia, takie zwierzę. Dzieciom.[/b]

Jak się bardzo postaram, to umiem, choć to nie jest takie proste.

[b]Edward Dwurnik przekonywał mnie, że proste: kółko u góry na łepek, większe na brzuszek i małe na łapki czy uszy. I gotowe.[/b]

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Taka debata o aborcji nie jest ok
Plus Minus
Europejskie wybory kota w worku
Plus Minus
Waleczny skorpion
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa”, Jacek Kopciński, opowiada o „Diunie”, „Odysei” i Coetzeem
Plus Minus
Do ostatniej kropli czekolady