Jadwiga Staniszkis: Rząd udaje, że nic nie robi

W przemyśle zatrudnienie spadło głównie z tego powodu, że część tam pracujących wypchnięto na samozatrudnienie - mówi prof. Jadwiga Staniszkis w rozmowie z Małgorzatą Subotić

Publikacja: 06.11.2010 00:01

Jadwiga Staniszkis: Rząd udaje, że nic nie robi

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Czy to, co widać dzisiaj w polityce, to chocholi taniec, w którym PO i PiS się zakleszczyły?[/b]

W każdej nieracjonalności warto szukać czegoś, co jest jakąś strategią, czymś racjonalnym. Utrzymanie tej spirali emocji w momencie bardzo trudnych dla Polski decyzji politycznych i ekonomicznych jest w interesie PO. Tym bardziej że taka sytuacja wywołuje wrażenie, że PiS nie spełnia roli kontrolnej, jaką powinno, będąc opozycją w momencie trudnych wyborów. A przynajmniej tak to wygląda w mediach. 

[b]To co może być racjonalnego w tej sytuacji?[/b]

Paradoksalnie jest to dobry moment, by wrócić do czegoś, co wydawało się zbyt symboliczne, zbyt ogólnikowe. A mianowicie do przeciwstawiania Polski solidarnej i liberalnej. 

[b]Chodzi o przeciwstawienie, na którym PiS i Lech Kaczyński wygrali pięć lat temu?[/b]

Tak. Wydawało się, że nie należy tego ciągnąć, bo jest możliwe połączenie solidarności, sprawiedliwości i wolności poprzez kombinacje instytucjonalne. Ale kiedy przyglądam się, w jakim kierunku idą przygotowywane przez rząd zmiany, na przykład w projektach ustawy okołobudżetowych, to uderzające jest, jak dalece następuje odejście od wizji Polski solidarnej. 

[b]W czym to odejście miałoby się przejawiać?[/b]

Rząd w tych próbach reform zarządza ryzykiem w ten sposób, że nadmiernie obciąża nim pracowników. Zdejmuje się natomiast odpowiedzialność i ryzyko w sferze finansów publicznych oraz polityki społecznej. A także z pracodawców. Nigdy to przeciwstawienie solidarności i liberalizmu nie było tak ostre jak teraz. 

[b]Z tego wynika, że wbrew temu, co mówi wielu komentatorów, rząd coś robi?[/b]

Tak. Jeszcze do niedawna wydawało się, że rząd nic nie robi, bo boi się odpowiedzialności i nie chce sobie zaszkodzić w kolejnych wyborach. Ale ekipa Donalda Tuska uczyniła następne przełożenie. To znaczy teraz udaje, że nic nie robi. Że też znajduje się w tej spirali emocji. Jednak udając, że nic nie robi, zaczął wprowadzać bardzo radykalne posunięcia.

[b]Najpierw udawał, że coś robi, a teraz udaje, że nic nie robi?[/b]

Dokładnie tak. Też udaje, ale w drugą stronę. 

[b]Może dobrze, że rząd zaczął reformować?[/b]

Ale kierunek tych reform jest błędny, bo tworzy dzikie stosunki pracy. Widać to na kilku poziomach. 

[b]A na jakim etapie tego tworzenia się znajduje?[/b]

Niektóre rzeczy są już faktami dokonanymi. Bo nie wymagają zmian ustawowych. 

[b]Na przykład?[/b]

Międzynarodowa Organizacja Pracy w Genewie zauważyła, że po kryzysie bezrobocie w Polsce wprawdzie się zwiększyło o 3,5 proc., ale w przemyśle spadła liczba stanowisk pracy aż o 10 proc.

W administracji zatrudnienie natomiast wzrosło. Jest to kuriozalne.

[b]Taki trend jest chyba wszędzie na świecie?[/b]

Nie, bo u nas to nie jest żadna racjonalizacja. W przemyśle zatrudnienie spadło głównie z tego powodu, że część tam pracujących wypchnięto na samozatrudnienie. W sumie 1,5 miliona osób. I zakwalifikowano ich jako sektor prywatny.

[b]Jakie to ma konsekwencje? [/b]

To oznacza, że nie podlegają pod kodeks pracy, pod okres wypowiedzenia itp. Całe ryzyko jest przerzucane na samozatrudnionego. Jeśli nie ma zamówień, to koniec pracy. Taki samozatrudniony sam płaci składki, co oznacza, że płaci je na najniższym poziomie. A to produkuje przyszłą biedę. I zniechęca inwestorów, którzy przewidują mniejszą konsumpcję w przyszłości.  

Innym przykładem przerzucania na pracownika ryzyka jest propozycja pełnej kapitalizacji systemu rent. Tyle, ile pracownik zapłaci składek, tyle dostanie. A ten, kto nie ulegnie wypadkowi, nic nie dostanie. Rezygnuje się z solidarności płacących składki. 

[b]Po co rząd to proponuje?[/b]

Rozpaczliwie szuka oszczędności. W sposób chaotyczny. W Sejmie takich projektów czeka na przyjęcie wiele. I posłowie pod presją czasu będą je bez zastanowienia przyjmować. Jednocześnie jest wielkie marnotrawstwo, w tym w administracji. To wszystko jest nieefektywne, niesolidarne i zwiększające ryzyko tych ludzi, którym jest najtrudniej. Po raz pierwszy ta metafora solidarni-liberalni wyraża rzeczywistość. 

Natomiast polityka polega przede wszystkim na emocjach, i to jest dla mnie trudne do przyjęcia. 

[b]Przecież te emocje rozbudza przede wszystkim Jarosław Kaczyński.[/b]

Nie. Jarosław Kaczyński jest w spirali emocji, ale ona jest nakręcana przez PO. Spójrzmy choćby na sprawę krzyża. Jak ona się zaczęła?

[b]No jak?[/b]

Jacek Michałowski, który wydaje mi się czasem bardziej podmiotowy niż prezydent Komorowski, wpadł na pomysł. Zresztą przypisał sobie ten pomysł. 

[b]Mówi pani o przeniesieniu krzyża, niczym w jakiejś grze strategicznej, do najbliższego możliwego miejsca?[/b]

Tak. Ale nie mówmy już o krzyżu. Przypatrzmy się jeszcze kierunkowi, w którym zmierzają tzw. reformy PO. 

[b]I co pani widzi?[/b]

Ekonomiści, nawet po kryzysie, uważają, że w tej fazie należy jednocześnie uaktywniać kapitał ludzki. Nie spychać ludzi, m.in. przez zwiększanie ryzyka, o którym mówiłyśmy, w determinację. A to idzie w innym kierunku. Produkuje się nowe pokolenie emigrantów. W tej sytuacji kraj padnie, bo nie będzie pieniędzy na emerytury, pogłębią się procesy starzenia społeczeństwa. Odpłyną ludzie lepiej wykształceni. I ten rząd nam to właśnie teraz zapewnia. 

[b]Nie ma pani nic do zarzucenia Jarosławowi Kaczyńskiemu?[/b]

Był może za ostry wobec swoich współpracowników. Niesłychanie lojalnych. Widzi, że nadal są mu oddani. I lubiący go. 

[b]Teraz to już chyba nie wiadomo, czy rzeczywiście są tak oddani. I czy to lubienie nadal trwa. Może się zakończyć po wyborach samorządowych.[/b]

Nie. Rozmawiam z tymi ludźmi. Wiem, że to lubienie trwa. Jednak Jarosław Kaczyński przez te pięć minut, gdy istnieje w mediach, powinien bardziej zbalansować wątki pragmatyczne. Tak mówić o nich, by to się jednak bardziej przebijało. 

[wyimek]Niektóre rzeczy są już faktami dokonanymi. Bo nie wymagają zmian ustawowych. Kierunek tych reform jest błędny, bo tworzy dzikie stosunki pracy[/wyimek]

[b]A Jarosław Kaczyński powinien mówić, że ten ma odejść, tamten ma odejść z polityki, a jeszcze inny ma zniknąć na zawsze?[/b]

Nie. Pamiętajmy jednak, co mówił Janusz Palikot. Ale Palikot szczęśliwie już jest skończony. 

[b]Tak pani uważa?[/b]

Tak. Po prostu go nie ma. Liczył się, póki był mit, że to, co mówi Palikot, to tak naprawdę myśli Tusk. Sądził, że jeszcze załapie się u prezydenta Komorowskiego. Ale załapali się tam inni. Tacy, którzy pomagają Komorowskiemu wizerunkowo – jak ludzie z dawnej Unii Wolności – lub posiadają kwalifikacje, które Komorowskiemu odpowiadają – typu sam Michałowski czy jego dawny szef Jerzy Koźmiński, Andrzej Gdula, Tomasz Nałęcz bądź żona pana generała Marka Dukaczewskiego. 

[b]Co dalej więc z Palikotem?[/b]

W tej sytuacji Palikot został na lodzie. Na którym te wszystkie jego gierki po prostu ludzi nie biorą. Podobno nawet jego książeczka „Ja, Palikot” też się kiepsko sprzedała. 

[b]Niektórzy próbowali ją kupić i podobno było bardzo trudno.[/b]

W każdym razie Palikot nie jest interesujący. 

[b]A chyba był?[/b]

Nie. Dla mnie nie był. Nie chcę powiedzieć, czym był, bo nie chcę być ordynarna. Jak zaczął tworzyć ten swój ruch z wynajętymi zadymiarzami, z gierkami w stylu muzyka z „Gwiezdnych wojen” podczas swojego kongresu itd. – było widać, że jest kabotynem. I szczęśliwie tak ludzie to ocenili. Jest frajerem i frajerem zostanie. Nawet Agnieszka Graff, feministka, powiedziała, że już minął czas tego typu ataków na Kościół. To znalazło wyraz choćby podczas konferencji z czołowymi filozofami politycznymi Europy w Warszawie. 

[b]W jaki sposób znalazło ten wyraz?[/b]

Miałam tam swój referat. Razem z Marcinem Królem i Maciejem Ziębą byliśmy jedyni z Polski. A oni przyjechali, by zrozumieć fenomen tego, co się myśli, kiedy się wierzy. Ponieważ dostrzegli, że cały liberalizm pooświeceniowy jest bezradny w świecie wielokulturowym. I że pozytywna wiara – podkreślająca godność osoby ludzkiej – jest kapitałem. Mającym przełożenie z poziomu jednostki na poziom społeczny. 

[b]Wracając do Jarosława Kaczyńskiego. Czy nie zmierza pani zdaniem jednak ku zgubie?[/b]

Nie. Jeździ teraz po Polsce i przedstawia w kampanii samorządowej bardzo sensownie program zrównoważonego rozwoju. Jest też przygotowana koncepcja zmian w służbie zdrowia. Częściowo korzystająca z pomysłów Zbigniewa Religi, ale i wprowadzająca nowe elementy. Z zejściem wreszcie na poziom materialny. Z próbą odpowiedzi na problem, co można z tej substancji materialnej, jaką ma służba zdrowia, wykrzesać, żeby jej lepiej użyć. Te pomysły zmierzają w dobrym kierunku. 

[b]I PiS też pani zdaniem idzie w dobrym kierunku?[/b]

W każdej ekipie pojawiają się rysy. Nawet wewnątrz początkowo jednolitej ekipy rządowej Tuska widać poważne rysy. 

[b]Jakie rysy?[/b]

Choćby między Bogdanem Klichem a Jerzym Millerem w sprawie tragedii smoleńskiej. Czy lot do Smoleńska był cywilny czy wojskowy? Odpowiedź na to pytanie jest ważna, bo naprawdę przesądza bardzo wiele rzeczy. Widać brak danych po polskiej stronie, widać jednostronność dochodzenia. 

[b]Jednak Jarosław Kaczyński w tej eskalacji konfliktu z PO, przede wszystkim właśnie wokół tragedii smoleńskiej, stwarza wrażenie, jakby był w swoim żywiole, którym jest konflikt.[/b]

Wcale nie. Jest bardzo smutny. I stara się, na tyle, na ile może w tej sytuacji, być racjonalny i pragmatyczny.

[b]To dlaczego nie jest?[/b]

Czasami emocje biorą górę. Przekaz medialny tworzy oczekiwania publiczności. A jeśli prezes jest inny, pragmatyczny i programowy, to się do mediów nie przebija. Tym bardziej że PO konsoliduje gwałtownie swoją kontrolę nad mediami. Ale się stara. Obserwuję to, co mówi, gdy występuje „na żywo”. I ten obraz jest zupełnie inny. Czytam teksty, które pisze. Mimo wszystko, mimo tego, co mu się przydarzyło. Jest wybitnie chłodnym facetem. 

[b]

W jednym z pierwszych wywiadów po wyborach prezydenckich, zresztą dla „Rz”, Jarosław Kaczyński powiedział, że czołowi politycy PO muszą go przeprosić. [/b]

Powinni go przeprosić i byłoby z głowy. Za Palikota, za to, co mówił o Lechu Kaczyńskim. Za Komorowskiego i jego wypowiedzi w stylu „jaka wizyta, taki zamach”, za zagrania poniżej pasa w czasie kampanii. 

[b]Jakie zagrania?[/b]

Choćby to, co w czasie kampanii mówił Tusk, rzucając całą parę: że trzeba za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by wrócił PiS, straszenie PiS-em.

[b]Taka jest polityka, na tym chyba ona polega?[/b]

Jednak Kaczyński starał się grać dżentelmeńsko. Jest to głęboko myślący człowiek, w którego biją jak w bęben. 

[b]A może to Jarosław Kaczyński bije we wszystkich jak w bęben?[/b]

Nie bije. On się broni. Jest z tych, którzy bez przerwy wszystkich drażnią. Też taka jestem.  

[b]Ale pani nie jest politykiem.[/b]

Dlatego nie jestem, bo cały czas musiałabym się szarpać.

[b]Może Jarosław Kaczyński powinien jednak po tym wszystkim, po śmierci brata i najbliższych współpracowników, odejść z polityki?[/b]

On cały czas analizuje politykę i rozumie te wszystkie zagrożenia. Cały czas dojrzewa emocjonalnie. Uczy się teraz żyć sam. Brata traktował jako bardziej dorosłego, któremu ufał. A światu nie ufał. Musi się nauczyć ufać.

[b]Myśli pani, że to się tak da: nauczyć zaufać, i to jeszcze w wieku ponad 60 lat?[/b]

Wszystko się da, bo wierzę, że człowiek panuje nad swoim losem. 

[b]Efekt jest jednak taki, że społeczeństwo jak nigdy dotąd jest podzielone. I to już nie jest tak, że ludzie oglądają codzienne występy polityków niczym zabawną szopkę. Pojawiły się autentyczne negatywne emocje.[/b]

To jest model, w którym istnieją dwa segmenty społeczeństwa niemogące się ze sobą porozumieć. I żyjące w dwóch czasach historycznych. Jedni w czasach realizmu tomistycznego, z potrzebą godności, sprawiedliwości. Nawet krzyż, gdziekolwiek by stał, ma dla nich swój głęboki sens. 

[b]A ten drugi świat?[/b]

Ci żyją w warstwie powierzchownej, uznając, że krzyż w przestrzeni publicznej nic nie znaczy. Może znaczyć tylko we własnej, prywatnej przestrzeni. Albo w ogóle są zeświecczeni. Popadli w bylejakość i uważają, że wszystko jest żartem. 

I to są rzeczywiście dwa światy, bez możliwości porozumienia. Jest to poważny problem. Zmierza to w tym kierunku, że każdy z tych światów ufa tylko swojej elicie. Najczęściej kończy się to wojną domową albo rozpadem. Bo nie ma żadnego poziomu wspólnego, który by obie strony respektowały.

[b]To by oznaczało, że jest jeszcze gorzej niż w czasach PRL. Wtedy mówiło się, że kto nie jest z nami, ten jest przeciw nam. Ale w pewnym stopniu była to tylko fasada.[/b]

Dokładnie tak jest. I dlatego mówimy, a pierwszy powiedział to Kaczyński, że jest to kryzys polskiej demokracji. Dlatego należało przepraszać, ale nie tak, jak zrobił to Komorowski.

[b]Rz: Czy to, co widać dzisiaj w polityce, to chocholi taniec, w którym PO i PiS się zakleszczyły?[/b]

W każdej nieracjonalności warto szukać czegoś, co jest jakąś strategią, czymś racjonalnym. Utrzymanie tej spirali emocji w momencie bardzo trudnych dla Polski decyzji politycznych i ekonomicznych jest w interesie PO. Tym bardziej że taka sytuacja wywołuje wrażenie, że PiS nie spełnia roli kontrolnej, jaką powinno, będąc opozycją w momencie trudnych wyborów. A przynajmniej tak to wygląda w mediach. 

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”. Kto decyduje o naszych wyborach?
Plus Minus
„Przy stoliku w Czytelniku”: Gdzie się podziały tamte stoliki
Plus Minus
„The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę”: Historia pewnego czasopisma
Plus Minus
„Bug z tobą”: Więcej niż zachwyt mieszczucha wsią
Plus Minus
„Trzy czwarte”: Tylko radość jest czysta