Czerwone i czarne

Przez wieki w czasach biedy, nędzy, kryzysu, niepewności względną stabilizację, a przy okazji społeczny szacunek, gwarantował wybór kariery wojskowej lub kościelnej.

Publikacja: 07.09.2012 20:00

Czerwone i czarne

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Ta stendhalowska alternatywa, jeśli wziąć pod uwagę kwestie materialne, jest aktualna i w czasach współczesnych, choć ani mundur, ani sutanna już nie dają dawnego prestiżu.

Można przypuszczać, że większość współczesnych nastolatek nawet nie rozumie znaczenia uroczego powiedzonka w stylu retro: „za mundurem panny sznurem". A gdyby zrozumiała, to mogłoby je ono tylko rozśmieszyć. Cóż, skoro – jak przekonują nas rządzący – Polska sąsiaduje ze wszystkich stron z krajami, które nieba chciałyby jej przychylić, to armia staje się dla państwa tylko zbędnym balastem. Normalne więc, że panny już dawno przestały oglądać się na ulicach za rogatywkami.

Tym bardziej że owe rogatywki, a choćby i mniej galowe, i mniej rzucające się w oczy części umundurowania, coraz trudniej na polskich ulicach dostrzec. Odnosi się wrażenie, że resztki polskiej armii, których obecnemu rządowi nie udało się jeszcze zlikwidować, nie chcą drażnić współobywateli, a tym bardziej przedstawicieli władz – swoim widokiem. Natychmiast po służbie ze wstydem zdejmują mundury i z ulgą przebierają się w cywilne łaszki.

Niestety, ta przypadłość nie dotyczy tylko wojskowych. Zaledwie parę dni temu, spacerując wieczorem przez centrum Warszawy, zobaczyłem w tłumie znajomą twarz. To znaczy jakby znajomą, ale jakąś inną. Mężczyzna sześćdziesięcioletni, z zaawansowaną już łysinką, dokładnie ogolony, z przyklejonym do twarzy jowialnym uśmiechem, w jakimś niemodnym sweterku, z ciężką torbą na ramieniu.

Minąłem faceta bez słowa, bo nie byłem w stanie przypomnieć sobie, skąd go znam. Olśnienie przyszło pół minuty później. To był ksiądz Marek, proboszcz mojej dawnej parafii, w której wziąłem ślub i ochrzciłem córkę. Doskonały organizator i tytan pracy, a proszę mi uwierzyć – parafia, w której działa, do łatwych nie należy. Sympatyczny, a przy tym budzący niekłamany szacunek, bo daleki od kumpelskiej pozy, jaką przyjmuje w naszych czasach tak wielu duchownych. Gdy w salce parafialnej siedział w sutannie przy swoim stoliku i notował coś pracowicie w  księgach, zawsze czułem od niego powiew siły i dostojeństwa.

Mężczyzna, którego spotkałem w okolicach Dworca Powiśle, był bez wątpienia ks. Markiem. Ale w świeckim stroju nie budził już szacunku, nie miał w sobie ani śladu tej magicznej mocy, która bije od wielu duchownych. Wręcz przeciwnie - zdawał się być mały i przygarbiony. Poczułem coś jakby wstyd, gdy uświadomiłem sobie, że mój dawny dumny ksiądz proboszcz, przemyka chyłkiem w cywilu przez centrum miasta. Nawet bez koloratki.

Przez moment zastanawiałem się, dlaczego zdjął sutannę, gdy wybierał się do miasta. Pewnie skłonił go do tego jeden z całkiem banalnych powodów, które powodują, że duchowni czasem nie chcą przyznawać się do tego, kim są. Tak czy inaczej bardzo zasmuciło mnie, że był w świeckim stroju.

Ktoś powie: nie szata zdobi człowieka. Ksiądz bez sutanny nie przestaje być księdzem. Biskup w spodniach, marynareczce i czarnej koszuli z koloratką nadal jest biskupem. To prawda, ale przykład, jaki daje innym duchownym, jaki daje swoim wiernym, nie jest budujący. Bo jakiż z niego hierarcha, skoro nie jest w stanie nawet zmusić się, aby w miejscach publicznych nosić tradycyjny strój kościelny? I niby dlaczego go nie nosi? Że bez sutanny jest wygodniej? Ależ duchownym, a tym bardziej biskupem, nie zostaje się po to, aby było wygodniej!

Decyzja, aby zostać księdzem, to nie jest takie samo postanowienie jak wybór studiów polonistycznych czy politologicznych. Duchowny to nie zawód, który można zmienić, gdy jest taka potrzeba lub ochota, ale misja na całe życie. To służba – taka sama jak wojskowa. Ale znacznie ważniejsza.

Twórcy internetowej „Akcji przywracania strojów zakonnych na ulice" zrozumieli to bezbłędnie. Rozpowszechniają w sieci plakat, na którym w samym środku miejskiego tłumu widać dumną sylwetkę franciszkanina o posturze braciszka Tucka, odzianego w czarny habit przepasany białym sznurem.

Ten habit czy sutanna to mundury kościelnego wojska. Nie bez przyczyny Benedykt XVI nawiązuje do pojęcia Ecclesia Militans, czyli Kościoła wojującego - ze złem. Papież uważa, że to określenie, które zostało wyrugowane z języka religijnego po Vaticanum Secundum, dobrze odpowiada na potrzeby naszych czasów. W charakterystyczny dla siebie dobitny sposób mówił o tym kiedyś Wojciech Cejrowski: gdy toczy się wojna przeciw Kościołowi, jego żołnierze powinni chodzić w mundurach.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy