Czy Polak może być komunistą

Kiedy zobaczyłam tę książkę, pomyślałam: o Boże, kolejna wnuczka komunisty biadoli, że prawica i IPN postponują jej krewnego.

Aktualizacja: 12.04.2013 15:45 Publikacja: 12.04.2013 11:31

Jednak praca Aleksandry Domańskiej

„Ulica cioci Oli. Z dziejów jednej rewolucjonistki"

wciąga. Historia Heleny Kozłowskiej (Beli Frisz), babki autorki nie jest może specjalnie odkrywcza – trudno zresztą, żeby była, skoro utkana jest głównie z domysłów, przypuszczeń i cytatów (czego tu nie ma? Brzozowski, Broniewski, Wat, Czeszko, Gontarczyk itp.).

Zobacz na Empik.rp.pl

Ale już to, co się kryje w tle opowieści o losach funkcjonariuszki KPP i PPR jest ciekawe. Próba Domańskiej, by obronić intencje babki, dobrze pokazuje zapętlenie elit III RP – tych wywodzących się z dysydenckich domów.

Mogą potępić Stalina jako kata i despotę, mogą – komunizm jako ideologię, która nie ustrzegła się błędów i wypaczeń, ale już wobec działalności swoich przodków zachowują daleko posuniętą wyrozumiałość. Nie przechodzi im przez gardło, że ich bliscy działali w złej sprawie, że członkostwo w KPP nosiło znamiona zdrady, a PRL została zainstalowana sowieckimi bagnetami. Z ludzkiego punktu widzenia pewnie to zrozumiałe. Z punktu widzenia historycznej prawdy – już nie. To zapewne stąd wziął się też brak rozliczenia, choćby symbolicznego, stalinowskich oprawców, którzy specjalnie nie niepokojeni dożywali swych dni.

Może gdyby babka Aleksandry Domańskiej była katem, a nie propagandzistką, autorce łatwiej przyszłoby ją oskarżyć. A tak miota się, szukając dla każdego etapu życia towarzyszki „Oli" usprawiedliwienia. Coraz bardziej nużącym lajtmotiwem staje się wymówka: „ale przecież była ideowa". Stąd też zapewne niewyartykułowana do końca polemika z historykiem Piotrem Gontarczykiem, który komunistów traktuje bez złudzeń – jak zwykłą sowiecką agenturę.

Domańska zaś całą przedwojenną działalność Beli chciałaby widzieć jako „romantyczną". Przekonuje nawet, że jej babka, która w więzieniach przesiedziała 7 lat, była kimś w rodzaju więźnia sumienia. Biorąc jednak pod uwagę, że ta funkcjonariuszka KPP brała za swoją rewolucyjną robotę pieniądze z Moskwy (o czym zresztą pisze jej wnuczka), trochę to zgrzyta.

Domańska snuje przypuszczenia, że jej babka uciekła w komunizm przed swą  żydowską wspólnotą, która w tamtym czasie zaoferować jej ponoć mogła tylko społeczne wykluczenie. Wybrała więc ideologię likwidującą narody (w przenośni i – jak się miało okazać – dosłownie). Choć wstępując do KPP sama się zarazem ze społeczeństwa II RP wykluczyła. Komuniści byli powszechnie znienawidzeni. Nic wspólnego nie chciały mieć z nimi nawet inne partie lewicowe.

Domańska szuka dla Beli usprawiedliwienia także wtedy, gdy ta po wybuchu II wojny światowej zaczyna pracę w sowieckim urzędzie w Białymstoku. W pewnym momencie przyznaje jednak bezradnie: „Jeśli rozmyślam tu o Broniewskim, to dlatego, że szukam jakiejś »równoległości« z postawą ideową mojej babki. Ale on nigdy nie zapisał się do partii, a zwłaszcza do WKP(b). A Ciocia Ola owszem". Jeśli jeszcze weźmie się pod uwagę kontekst historyczny – Sowieci okupują połowę Polski, tysiącami wywożąc jej obywateli na Syberię – „ideowość" Beli Frisz nabiera nieco bardziej złowrogiego wymiaru.

Podobnie w 1943 roku, gdy Niemcy ujawnili zbrodnię katyńską. Helena Kozłowska jest już prominentną działaczką PPR w okupowanej Warszawie. „Gontarczyk twierdzi – zauważa Domańska – że ostateczną kompromitacją polityczną komunistów było wskazanie na hitlerowców jako winnych mordu katyńskiego (...) Powstał jednolity front, a w oficjalnym biuletynie AK napisano wówczas: »Każdy Polak – robotnik, chłop czy inteligent – który ulega propagandzie komunistycznej, który współpracuje w najmniejszej mierze z komunistami – staje się zdrajcą takim samym, jakim jest volksdeutsch (...) Polak nie może być komunistą, bo przestaje być Polakiem«".

W początkach PRL Kozłowska nie wyrywała paznokci żołnierzom wyklętym, nie strzelała im w tył głowy, nie podpisywała nawet wyroków śmierci. Robiła „tylko" w propagandzie. „Nie ma w tym nic zdrożnego" – zapewnia Domańska. I dalej się tłumaczy: „Nie da się bez konsekwencji odciąć z własnego życiorysu rodziców, dziadków".

Fakt. Czytając biografię jej babki, myślałam o swojej. Były niemal rówieśniczkami. Obie urodziły się w małych miasteczkach w drobnomieszczańskich rodzinach. Ale moja babka nigdy nie zanegowała swojego losu i swojej wspólnoty, wszystko więc – szkoła, harcerstwo, Kościół, rodzina – pchało ją w stronę polskości. Pewnie dlatego o II RP mówiła „nasza Polska". O PRL stworzonym przez „Olę" i jej towarzyszy nie powiedziała tak nigdy.

Jednak praca Aleksandry Domańskiej

„Ulica cioci Oli. Z dziejów jednej rewolucjonistki"

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”