Reklama

Od absurdu do horroru

Le titre oblige, tytuł zobowiązuje, więc piszę czasami o absurdach. Oczywiście komunizm był, a jego pozostałości są największym Absurdistanem, żeby użyć tytułu książki Gary'ego Shteyngarta (polski przekład Vespra, Poznań 2007 – bardzo radzę przeczytać).

Publikacja: 22.02.2014 14:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Mimo (a może właśnie dzięki?) ogromu barbarzyństwa ustrój ten wydał najwspanialszych satyryków, których drzewo genealogiczne wywodzi się od Arystofanesa czy Woltera.

Właśnie ci zakazani i prześladowani satyrycy, często lekceważeni przez oficjalnie istniejących i funkcjonujących „inteligentów" (jest to termin nieprzetłumaczalny na normalne języki, gdzie słowo „intelektualista" istnieje – we Francji na serio, w krajach anglojęzycznych – nie bardzo; jednak pojęcie „inteligencji", a zwłaszcza „inteligencji pracującej" czy nawet „inteligencji pracującej miast i wsi", brzmi nawet nie jak absurd, ale jak niepoprawność językowa). „Moskwa – Pietuszki" Wieniedikta Jerofiejewa czy „Życie i niezwykłe przygody żołnierza Iwana Czonkina" Władimira Wojnowicza powinny być, a nie są, obowiązkową lekturą na wszelkich uniwersyteckich studiach o Związku Sowieckim, a pierwszemu wykładowcy socjologii czy nauk politycznych, który w Polsce włączy do lektur obowiązkowych jakiekolwiek dzieło Janusza Szpotańskiego – obiecuję ufundowaną przeze mnie specjalną nagrodę.

Oczywiście specjalne miejsce wśród genialnych utworów satyrycznych czasów komunistycznych zajmuje „Mistrz i Małgorzata" Michała Bułhakowa, która nie jest książką łatwą, choć wciągającą jak narkotyk (Bułhakow był zresztą uzależniony od opium) i różne jej warstwy odkrywają się przy kolejnym czytaniu.

Istnieje też opowiadanie Bułhakowa „Psie serce". Napisane w 1925 roku, krążące w samizdacie i wydane po raz pierwszy w ZSRR w 1987 roku, prawie pięćdziesiąt lat po śmierci autora; w Polsce ukazało się w 1989 roku w przekładzie Ireny Lewandowskiej. Jest to opowieść o tworzeniu „nowego człowieka sowieckiego" za pomocą eksperymentów eugenicznych. Wybitny uczony zaszczepia psu ludzką przysadkę mózgową i męskie jądra: pies zamienia się w „homo sovieticus" i wiele z tego wynika...

Bardzo niedawno rozmawiałam z moją przyjaciółką Gruzinką, kiedyś naukowcem (naukowczynią?) biochemikiem („biochemiczką"? Chyba jednak nie, bo „chemik" to uczony, a „chemiczka" to nauczycielka chemii w szkole średniej?), pracującej do 1992 roku w Instytucie Doświadczalnej Patologii i Terapii w Suchumi, dziś stolicy Abchazji (uznanej przez Rosję, Wenezuelę i kilka wysepek na Pacyfiku, ale oddalonej od Soczi o 140 kilometrów).

Reklama
Reklama

Okazuje się, że był to bardzo znany w świecie i ceniony instytut badawczy, który słynął przede wszystkim z tego, że przygotowywano tam małpy do podróży w kosmos. Dokonywano tam również wielu eksperymentów, którymi chwalono się w mniejszym czy większym stopniu, w zależności od politycznych nastrojów Kremla. W latach dwudziestych pracował tam między innymi bardzo znany profesor Iwanow, twórca metod sztucznego zapładniania. Na przykład bydła, co i tak nie za bardzo się przydało, bo wymarło ono z głodu w czasach dekułakizacji i Hołodomoru. Ale, jak powiedziała moja przyjaciółka, w Instytucie było tajemnicą poliszynela, że pod wodzą profesora Iwanowa próbowano również – w latach dwudziestych – krzyżować ludzi i szympansy.

Zaczęłam sprawdzać tę informację i okazało się, że nie tylko jest ona prawdziwa, ale że właśnie te krzyżówki suchumskie były natchnieniem dla Bułhakowa i „Psiego serca", o czym wie podobno każdy znawca tego autora. „Eksperymenty" zakończono ponoć pod koniec lat 20., głównie dlatego, że nic z tego nie wychodziło, ale dopiero po XX Zjeździe KPZR w 1956 roku wydano oficjalny zakaz używania ludzi do tego rodzaju eksperymentów.

Zdania są podzielone w kwestii tego, jak następowało zapłodnienie. Ponoć samicom szympansicom wstrzykiwano człowiecze nasienie, poza tym jednak – jedni utrzymują, że kobiety używane do eksperymentów były więźniarkami, inni twierdzili, że komsomołki ustawiały się w kolejkę, żeby dostąpić zaszczytu noszenia w swoim łonie nowego człowieka sowieckiego. Podejrzewam, że obie wersje mogą być prawdziwe.

Wiadomo, że jednym z największych wielbicieli i znawców socjotechniki Stalina był Hitler. Doktora Mengele poszukuje się do dziś, doktora Iwanowa nie znajdziemy, bo wiadomo, że zginął w okresie wielkiej czystki, aresztowany pewnie za to, że był „inteligentem", a nie za to, jak swoją inteligencję wykorzystywał. Ale miał kolegów i asystentów, była dokumentacja.

Gruba kreska nie powinna być tak gruba, żeby nie można było zajrzeć pod nią, aby zobaczyć zbrodnie przeciwko ludzkości czy gatunkowi ludzkiemu. Zwłaszcza że w 1992 roku Instytut Doświadczalnej Patologii i Terapii został zbombardowany i wszystkie małpy się rozbiegły. Niektóre do dziś biegają po okolicznych zapuszczonych sadach pomarańczowych i mandarynkowych, a niektóre zamieszkały w domach opuszczonych po Gruzinach. Jakie mają geny? Jakie chromosomy?

Plus Minus
Donald Trump wciąż fascynuje się Rosją. A Władimir Putin tylko na tym korzysta
Plus Minus
„Przy stole Jane Austen”: Schabowy rozważny i romantyczny
Plus Minus
„Langer”: Niedopisana dekoratorka i mdły arystokrata
Plus Minus
„Niewidzialny pożar. Ukryte koszty zmian klimatycznych”: Wolno płonąca planeta
Plus Minus
„Historie afgańskie”: Ludzki wymiar wojny
Reklama
Reklama