Ale ci, którzy potrafią chłodnym okiem spojrzeć na spikera warszawskiego klubu, zarzucają mu nie tylko niepotrzebne podgrzewanie atmosfery, ale też styl wiejsko-weselny, dyskotekowość, która nie przystoi klubowi zmierzającemu do Europy. Nie przystoi zwłaszcza, od kiedy jest bardzo nowoczesny stadion z lożami VIP, a kiełbaski z grilla zostały zastąpione bufetami z prawdziwego zdarzenia.
Spiker Legii nie umie się do nowych czasów dostosować. Mówi, że nie chce zapowiadać na stadionie pociągów, ale grać razem z drużyną. Jeśli oni mogą na boisku, a kibice na trybunach, to on może z mikrofonem. Wszystko, żeby tylko jego ukochana Legia wygrała. Za wszelką cenę.
Uważa, że nie musi być obiektywny, nie musi ukrywać emocji. Kiedy przyjeżdża zapiekły wróg Legii, to nie ma przebacz. Wy nam tak, to ja wam jeszcze mocniej, a że mam mikrofon, to zawsze krzyknę głośniej i przyłożę mocniej. Potem echo rozejdzie się po mediach, zwłaszcza jeśli na stadionie wybuchnie bijatyka.
Tak było niedawno podczas meczu z Jagiellonią. Hadaj podgrzewał atmosferę, wrzasnął do gości: „Nigdy nie będziecie mistrzem!". Tamci zareagowali agresywnymi okrzykami, a wtedy kibice Legii wyłamali metalowe bramki i rzucili się na kibiców Jagiellonii.
Stefan Szczepłek, dziennikarz sportowy „Rzeczpospolitej" od lat z sympatią śledzący losy Legii, karierę konferansjera z Łazienkowskiej podsumowuje krótko: – Wojciech Hadaj to jest szkodnik i takich ludzi trzeba tępić.