Weszła na Ukrainę pieszo.
Samochód z psami zostawiła synowi po tamtej stronie granicy. Od niego dostała na drogę stare bermudy i czapkę z daszkiem. W ostatniej chwili jeszcze pozbyła się niepotrzebnych sukienek, żeby plecak był lżejszy, a w węgierskim supermarkecie kupiła kurtkę, bo będzie wracać jesienią. Na razie jednak z nieba leje się sierpniowy żar i zanim przejdzie między szlabanami granicznymi, plecak już przyklei się do koszulki. W kolejce „mrówek" z ukraińskimi paszportami staje pokornie jak wszyscy. No tak, zaczęło się: tu wobec człowieka w mundurze jesteś zerem.