Ktoś mógłby powiedzieć, że te przykłady są nieporównywalne. Dobrze, przyjrzyjmy się zatem innemu, znacznie świeższemu, przykładowi.
Niedawno radne jednej z warszawskich dzielnic zaproponowały w piśmie do burmistrza wprowadzenie dnia bezmięsnych posiłków w szkołach. Powód? „Kształtowanie postaw konsumenckich korzystnych dla środowiska, które najlepiej zacząć od najmłodszych lat" – donosiła kilka dni temu „Gazeta Stołeczna". Wiadomo, że hodowle mięsa są wielkimi trucicielami środowiska. Nie dość, że zwierzęta wydychają dwutlenek węgla, to jeszcze produkują śmiertelnie niebezpieczny dla naszej planety metan. Wyhodowanie określonej liczby kalorii mięsnej potrawy wymaga wielokrotnie większego nakładu energii niż w przypadku takiej samej ilości diety jarskiej. By przygotować porcję posiłku mięsnego, trzeba znacznie większej ilości upraw, niż by przygotować porcję równie energetycznego posiłku roślinnego – taka już jest natura, że świnka czy krówka, by przybyło jej kilogram mięsa, musi zjeść znacznie więcej kilogramów paszy. Radne doszły do wniosku, że trzeba o tym uświadamiać Polaków już od dziecka.