Rz: Co takiego jest w polityce, że od dekady mimo kolejnych porażek próbuje pan wrócić do Sejmu albo przynajmniej dostać się do samorządu?
W polityce jestem od czasów studiów na UW. Dokładnie 13 grudnia 1981 roku podjąłem decyzję o walce z komuną w ramach podziemnej „Solidarności". Rzucałem ulotki, organizowałem demonstracje, drukowałem i kolportowałem bibułę do wpadki 18 kwietnia 1984 roku. Wpadłem w drukarni, ale udało mi się uciec milicji w kajdankach. Ukrywałem się w Zakopanem z lewymi papierami. To był ciężki czas codziennej, realnej walki z władzą. Dzień bez walki z komuną był dniem straconym. Wtedy złapałem tego bakcyla i został mi na całe życie. I nie jestem wyjątkiem. Czasem się zastanawiam, czy te starania o powrót do polityki mają jeszcze sens, ale później znowu próbuję. Lubię organizowanie struktur, kongresy, wystąpienia, debaty. Walka nadaje memu życiu sens.