Z powodu kwest na cmentarne zabytki jestem co roku nie tylko odwiedzającą, ale też jedną z tych osób, z którymi się rozmawia, przystając przy puszce na datki. Mogę też usłyszeć strzępy rozmów ludzi przechodzących alejami. Idą z bukietami kwiatów jak na imieniny, często uśmiechnięci, bo nareszcie razem, bez rozmów przez komórki i tej nieustannej obecności wirtualnego świata. Cmentarze są wolne od panowania rewolucji elektronicznej. Tak, to wolny kraj, można powiedzieć, i nawet ciekawe byłoby sprawdzenie, czy tam przypadkiem nie ma innej strefy klimatycznej niż ta za bramą, gdzie wszyscy już wyciągają telefony. Tylko cmentarze bronią się skutecznie przed władzą wirtualną. Już samo to, nawet podświadomie, pozwala cieszyć się na coroczną podróż do wolnego miasta.
Każde święto ma jednak swoją głębię, ale też swoją powierzchowność. Bo tak naprawdę o czym rozmawiamy tego dnia? Przede wszystkim o tym, jak i kiedy jechać, by uniknąć korków. To podstawa. Gdzie umieścić przyjezdnych kuzynów? Jak się ubrać stosownie do pogody? Kwiaty sztuczne czy prawdziwe? Buty eleganckie czy wygodne? W miastach, gdzie odbywają się kwesty, szukamy ulubionych postaci, którym trzeba coś wrzucić do puszki. I przy tym te rozmowy. Dziewięćdziesiąt procent o polityce, o stanie kraju.
Przystajemy też często przy najpiękniejszych grobach, nagrobkach znanych ludzi. Tak, ci ostatni, trzeba przyznać, mają oddane to, co się im tego dnia należy. Opowiadamy o nich dzieciom, jesteśmy skupieni, smutni, że odeszli. Co do grobów najbliższych, to czyścimy je z liści, trochę zadumy i powrót do domu. Ale czy potem rozmawiamy o zmarłych, czy raczej o ich grobach? Ile czasu tego dnia poświęcamy wspomnieniom, albumom, opowieściom dla młodszych pokoleń? Czy dzień zmarłych zaczyna się i kończy tylko na cmentarzach? Przecież to jest cały dzień. Nie tylko kawałek przechadzki. Ilu z nas przez resztę dnia skupia się na tych, co odeszli? W mediach wspominani są ci zasłużeni. A co z członkami naszych rodzin? Dlaczego w tradycji tego święta tak mało wspomnień? Wraz z odejściem pogaństwa odcięliśmy się od „dziadów", od przywoływania duchów. Ale przecież to miało głębszy sens. To przecież nie jest dzień odwiedzin, tylko dzień pamięci. Należy się ona naszym rodzinom, naszym przodkom, naszej tożsamości.
Jeśli gdzieś zachowały się pamiętniki ojca, babki, należałoby tego dnia poczytać wszystkim chociaż kawałek. Upiec ciasto dokładnie według przepisu ciotki, nawet jeśli nie było najlepsze. Powspominać tych, o których nie pamięta reszta rodziny. Tak jak w Boże Narodzenie śpiewa się kolędy przekazywane z pokolenia na pokolenie, tak tego dnia najmłodsi powinni dowiedzieć się jak najwięcej o bliskich zmarłych. Ci, którzy przyjeżdżają tego dnia do rodzin, powinni zabrać ze sobą wspomnienia i zdjęcia. Wszystko po to, żeby dzień zmarłych nie kończył się na cmentarzu, żeby trwał do późnego wieczora.