Dopóki nie są zbyt wysokie, dopóty zarówno przedsiębiorcy, jak i zwykły Kowalski nie będą szukali dróg ucieczki od fiskusa. Ot, po prostu, dla świętego spokoju. Ci, którzy obracają większymi kwotami, też wolą sobie tak ułożyć swoje rozliczenia ze skarbówką, by nie można im było niczego zarzucić.
Dlatego właśnie tysiące polskich firm, i to niekoniecznie tylko tych największych, tworzą schematy przepływu zysków z wykorzystaniem Cypru czy Luksemburga. To cywilizowane kraje Unii Europejskiej, tyle że z atrakcyjnymi do niedawna paragrafami pozwalającymi uciec od podatku. To nie Hongkong czy Panama – klasyczne czarne dziury podatkowe, które nie chcą informować o tym, kto tam ulokował pieniądze. Podatnicy wolą zmniejszać swoje podatki bezpiecznie i legalnie.
Nic dziwnego, że ową legalność władze chcą ukrócić. Już wkrótce przestanie być atrakcyjne fikcyjne zakładanie spółek w Luksemburgu czy na wyspach Man, Jersey czy Guernsey. Ważne tylko, by w tej grze z podatnikiem nie przesadzić.
Co jakiś czas powraca przecież także w Polsce pomysł wprowadzenia drakońskich stawek podatków dla najbogatszych obywateli. Do czego one mogą doprowadzić – widać choćby po przykładzie francuskiego aktora Gerarda Depardieu. Być może niejeden zarzuci mu brak patriotyzmu, ale pewnie trudniej być fiskalnym patriotą, gdy tenże fiskus ograbia go z trzech czwartych zarobków. Wielu innych dobrze zarabiających, a niekoniecznie tak znanych jak Depardieu, też przed zbyt wysokimi podatkami ucieka. Po prostu mają tyle pieniędzy, by opłacić eksperta, który im zaproponuje legalny sposób ucieczki przed podatkiem. Tak jak ci Polacy, którzy korzystali z cypryjskich schematów, a już planują „przenosiny” np. do Danii.
Polski rząd szczęśliwie nie myśli o tak drakońskich stawkach podatków. Ale zapowiedzi znanych firm doradczych powinny być przestrogą: gdy za mocno skubie się podatników, to po prostu uciekną. I nawet garści pierza nie zostanie.