***(Autentyczne) W pewnym mieście zmarł bogaty kupiec, zapisując cały swój majątek bratankowi. Sąd wszczął postępowanie spadkowe. Chodziło tylko ?o ustalenie, czy spadkobierca przyjmuje spadek cum beneficio inventarii, czy też sine beneficio inventarii (z dobrodziejstwem inwentarza czy bez). Konieczne stało się przesłuchanie dziedzica, który mieszkał w jakimś zapadłym miasteczku, bez sądu. Zwrócił się więc sąd orzekający z prośbą do urzędu gminnego o dokonanie przesłuchania. Po pewnym czasie nadeszła odpowiedź następującej treści:
„Podpisany urząd gminny prosi o wyjaśnienie, co to znaczy cum beneficio inventarii, bo nikt z radców ani burmistrz tego nie wie, nie można było zatem Trębalskiego na tę okoliczność przesłuchać. Urząd gminny jednak obwinionego dla pewności zamknął w areszcie aż do nadejścia odpowiedzi". („Bocian" 1902 r.).
***Jędrzej Kitowicz, autor „Opisu obyczajów za panowania Augusta III", podaje, że poziom woźnych sądowych w osiemnastowiecznej Polsce nie był wysoki, czasami nawet nie umieli pisać i czytać. Jedni sami czytali wokandę i wywoływali strony, inni musieli zdać się na to, co przekazał im prowadzący sprawę. Wynikały czasem z tego zabawne sytuacje. Kiedyś w sądzie w Lublinie prowadzący sprawę kazał wywołać: „Jegomość pan Kapenhauzen przeciwko jegomości panu Rościszewskiemu". Tymczasem na korytarzu woźny krzyknął na całe gardło: „Jegomość pan kiep i błazen przeciw panu Rościszewskiemu".
*** Z mowy obrończej:
Adwokat: – Że oskarżony ma dobre serce, ?to wynika już z faktu, że skradzione przedmioty podarował swojej teściowej. („Bocian" 1897 r.)