Jak zauważyli niektórzy, utrata miliardów złotych z niezapłaconych podatków to dla niego nic wielkiego. Mimo to, w poniedziałek posłowie złożą odpowiedni projekt, który ukróci wyprowadzanie przez firmy zysków za granicę i "oszczędzanie" na polskich podatkach. Nie mogą się ociągać, bo ustawy podatkowe muszą być opublikowane do końca listopada.
Dziwi mnie jednak, że minister, któremu, my, podatnicy, płacimy za to, by umiał dobrze liczyć, nie wie nawet, ile tak naprawdę państwo by straciło przez bałagan. Twierdzi, że szacunki „Rz" są zawyżone, ale swoich podać nie potrafi. To nieprawdopodobne. W kraju, w którym do każdego projektu powinny być wyliczone skutki jego realizacji! Ale jak widać w urzędniczej rzeczywistości standardy mogą być wprowadzane tylko na papierze, bo i tak nikt nie poniesie za nie odpowiedzialności.
Co więcej, Maciej Berek, prezes Rządowego Centrum Legislacji zapewnia, że w wyniku szybko przeprowadzonej kontroli nie wykryto uchybień. Nie wiem, kogo i jak kontrolowano, ale gdybym to ja prowadziła spółkę pod nazwą RP, każdy jej pracownik wiedziałaby, że ta ustawa musi zostać opublikowana do 30 września inaczej firma straci miliardy. Jak widać, w rządzie obowiązują nieco inne zasady i nikt takimi drobiazgami się nie przejmuje. Mam jednak nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona do końca.
Przypomnę, że swego czasu w Kancelarii Premiera zapomniano o groźnych przestępcach i późno opublikowano lex Trynkiewicz. Przysłowie mówi: do trzech razy sztuka, ale jeśli za trzecim razem się nie powiedzie, i media nie uratują polityków? Aż strach się bać. Proponuję zatem, by premier Kopacz wprowadziła procedury, które zapobiegną takim przypadkom. Bo nie wszyscy mają tyle szczęścia co minister Szczurek.