Dla młodych ludzi bowiem przesiąkniętych liberalną kulturą komercyjnych stacji, i celebryckich autorytetów kwestia małżeństw homoseksualnych, adopcji dzieci itd. będzie czymś oczywistym, naturalnym, nie budzącym sprzeciwu wobec czegoś co uderza w fundamenty świata tradycyjnych wartości. Inaczej skażenie liberalną kulturą jest tak duże, że nie ma od niego ucieczki.
Taki wniosek w skrócie wysnuto.
Coraz więcej wskazuje jednak na to, że ta diagnoza powielana przecież już wielokrotnie może okazać się błędna. A młodzi ludzie w "swoim buncie" nie traktują liberalnego słońca jako swojego miejsca, ale jako "ich miejsca". I skręcają gdzieś na skos, idąc własną na pozór irracjonalną, bo mniej "błyszczącą" i hałaśliwą drogą. Drogą, z której bliżej im do konserwatywnych wartości swoich dziadków, niż " autorytetów" z You can dance. itd.
Wiele pisało się już o angażowaniu się młodych ludzi w wydarzenia historyczne, choćby kolejnych rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego, które urosło w niektórych środowisk do rangi niemal kultowej. Potwierdzają to też publikowane wczoraj przez "Rz" badania CBOS wskazujące jak niewzruszalną wartością jest dla młodych rodzina.
W podwarszawskiej miejscowości, w której mieszkam w ciągu niespełna dwóch lat szeregi lokalnej grupy harcerskiej potroiły się, podobnie jest zresztą w Warszawie. Mojej 13-letniej córce, która wchodzi właśnie w fazę buntu bliżej jest do Paktofoniki z "Jestem bogiem" niż do " podstarzałego oblecha" Kuby Wojewódzkiego i jego kolegów.