Mam pełną świadomość, że ostateczna decyzja obozu rządzącego w sprawie Trybunału Konstytucyjnego leży w rękach prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Wobec tego wszelkie, nawet płynące z wewnątrz środowiska PiS głosy (i propozycje) liczą się tylko o tyle, o ile nie wychodzą poza polityczną kalkulację Jarosława Kaczyńskiego. Nie chcę oceniać, czy to źle czy dobrze, że faktyczny dysponent polskiej polityki nie pełni w państwie żadnej z newralgicznych funkcji. Jak każdy muszę się pogodzić z tym, że decyzja, której implikacje mogą być ważne dla Polski przez dziesięciolecia, zależy wyłącznie od niego. Zarazem chcę wierzyć, że ma pełną świadomość, że to właśnie z jego osobą i nazwiskiem będzie się wiązała ocena tego ważnego „epizodu” polskich dziejów. To wyjątkowa odpowiedzialność. Także dlatego, że spoczywa na jednym człowieku.
Dlaczego kwestia kompromisu w sprawie Trybunału jest tak ważna? Bo – możliwe, że całkiem przypadkiem – staje się dla Zachodu testem polskiej praworządności. Odkładam na bok temat zamachu na Trybunał koalicji PO/PSL i potrzebę dyskusji o nowym modelu sądu konstytucyjnego. To sprawy ważne, ale nie kluczowe dla najbliższych dni. Nadchodzące tygodnie, które przyniosą nam opinię Komisji Weneckiej i dyskusję o Polsce na forum Komisji Europejskiej, rozstrzygną o tym, czy Polska będzie postrzegana jako równorzędny partner w relacjach z Europą Zachodnią i USA czy jako kraj politycznego ryzyka. Osobiście uważam, że nie stać nas na ten status. Byłby to oczywisty regres z perspektywy ostatnich 25 lat. Z krajami ryzyka nie rozmawia się jak równy z równym. Przechodzą na polityczny i gospodarczy margines. Powoli wypadają z obiegu. Czy to histeria? Nie. W moim najgłębszym przekonaniu to realizm.
Wierzę, że podobnie patrzy na ten problem Jarosław Kaczyński. W dobie poważnego kryzysu UE nasze państwo może dać dwa różne sygnały. Sygnał wspólnotowy bądź sygnał autarkiczny. Ten pierwszy oznacza, że stoimy po stronie europejskich partnerów. Drugi to deklaracja wyboru ścieżki państwowej (narodowej) samodzielności.
Jestem głęboko przekonany, że na obecności w zjednoczonej Europie (prawda, że niedoskonałej) więcej dziś zyskujemy, niż tracimy. Autarkia jest i pozostanie iluzją. Dlatego z Polski powinien wyjść sygnał o potrzebie kompromisu w sprawie Trybunału. Sygnał o szacunku dla instytucji europejskich i samej zasady wspólnotowości. Wierzę, że prezes Prawa i Sprawiedliwości pójdzie właśnie tą ścieżką. Konfrontacja z opozycją jest sprawą drugorzędną.