Pierwszy Surdykowski przybył tam w 1891 roku. Zawód: piekarz. Narodowość wpisano mu ruską, bo taki był zabór. Prawo do pracy dostał zaraz po badaniu lekarskim i oświadczeniu, że nie jest socjalistą, bigamistą ani anarchistą. Ja z kolei zostawiłem tam syna, mam wnuki o nazwisku zabójczo trudnym do wymówienia przez Amerykanina, ale nieznające słowa po polsku.
Kiedy pracowałem w pierwszym zestawie dyplomatów wysłanych po upadku komunizmu, nasze zadanie było proste. Wystarczyło pokazać władzom i miejscowym ludziom – także Polonii – że jesteśmy normalni i przyjaźni, w przeciwieństwie do poprzedników, w większości funkcjonariuszy SB. Przecież dopiero co zakończyła się kadencja prezydenta Reagana, który nieustępliwą presją powalił kremlowskiego potwora. Przecież nazwisko Wałęsa i słowo „solidarity” otwierały wtedy wszystkie drzwi. Przecież Polacy kochają Amerykę!