Jak to był ujął śp. Stefan Kisielewski: „Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się problemy nieznane w żadnym innym ustroju". Ostatnie posiedzenie sejmowej Komisji Zdrowia przekonało mnie jednak, że można przez kilka godzin rozwiązywać wyłącznie takie problemy.
Dla człowieka, który 60 lat spędził na testowaniu projektów politycznych, jest oczywiste, że jedynym rozwiązaniem „problemu" leczenia ludzi jest likwidacja Ministerstwa Zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia oraz wydziałów zdrowia w województwach, powiatach, gminach i miastach. A także wszystkich współpracujących z nimi organizacji. Co oznacza uwolnienie wielu lekarzy (podobno ok. 50 tys.), którzy obecnie, zamiast leczyć chorych, produkują i oceniają papierki. Co z kolei oznacza likwidację kolejek do lekarzy.
I, oczywiście, zaoszczędzenie przez budżet 10 proc. sum wydawanych na „służbę zdrowia" i przekazaniu gigantycznej reszty na obniżkę podatków i podwyżkę emerytur.
Szpitalne poletko
Każdy, kto odrobinę zastanowił się nad tym zagadnieniem, zdaje sobie sprawę, że takie rozwiązanie napotka opór (1) klientów „służby zdrowia" nawykłych do darmochy. Twierdzę tu, że przy zdecydowanym działaniu władz nie byłoby z tym większego problemu. 90 proc. ludzi policzyłoby sobie te podwyżki emerytur i obniżki podatków...
Znacznie gorszy byłby opór ludzi pasożytujących na nieszczęśliwych chorych: