Proceder oszukiwania na VAT przy handlu prętami zaczął się w 2008 roku po wejściu Polski do strefy Schengen, a nasilił na początku 2011 roku – o czym świadczą dane Eurostatu pokazujące różnice w oficjalnych danych dotyczących eksportu prętów z Litwy i Czech do Polski w zestawieniu z danymi z Polski.
Na pręty przerzucili się wówczas oszuści działający wcześniej w recyklingu. O aferze napisał „Puls Biznesu” w grudniu 2011 roku! Dziennikarze wystąpili w roli kontrolerów skarbowych. Co robili w tym czasie kontrolerzy skarbowi? Zajmowali się między innymi ściganiem kioskarki z Łodzi za niewystawienie paragonu fiskalnego na kwotę 20 groszy.
Dopiero po 14 publikacjach w gazecie Ministerstwo Finansów zdecydowało się na zmianę regulacji! Zmiana ma szansę wejść w życie „jeszcze w tym roku”? Jeszcze? Czy „dopiero”? To zajmie „jeszcze” co najmniej pół roku, bo potrzebna jest zgoda Komisji Europejskiej, czyli łącznie po 32 miesiącach, odkąd się wszystko zaczęło. Do tego czasu przestępcy się przerzucą na jakąś następną branżę (osobiście obstawiam oleje roślinne). Pozostanie natomiast „odwrócone rozwiązanie”.
Komisja Europejska uparcie chce rozszerzać swoją indolencję (bo ciężko mówić o kompetencji) na sferę podatków dochodowych, choć nie może sobie poradzić z tymi – jak VAT – które regulować może już teraz. Im wyższe i im bardziej zróżnicowane stawki tego podatku w różnych państwach Unii, przy zerowej stawce na eksport, tym większe pole do działania dla przestępców. I proszę nie nazywać ich „przedsiębiorcami”.
Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma różnicy, czy się wyrywa torebkę staruszce idącej na zakupy, czy się wyłudza VAT, który staruszka zapłaciła, robiąc te zakupy. Dokonano już nawet kilku spektakularnych aresztowań tak zwanych słupów – czyli osób uczestniczących w procederze, ale oczywiście nie tych, które na nim najwięcej zarabiają.