Ledwie powstał nowy rząd, a nastroje i aspiracje wielu środowisk prawicowych zdają się świadczyć, że błędy z lat 2005–2007 zostaną powtórzone. Wiele wskazuje na to, że po ośmiu latach mozolnego utrzymywania się na powierzchni teraz prawicowe instytucje zostaną osłabione.
Realną siłę lewicy w Polsce wyznaczają instytucje, które stworzyła. To one, a nie prawicowe narzekania na układ, wszechpotężne lewactwo i konsumowane przezeń granty (bez których lewica poszłaby na dno), odpowiadają za dysproporcję sił między lewicą a prawicą nad Wisłą.
Dla dużej części aktywnej prawicy (media, think tanki, ośrodki naukowe etc.) rządy ugrupowań nieprawicowych były czasem walki o przetrwanie. W tym czasie lewica zaś spokojnie i miarowo rosła w siłę. Dlaczego? Ponieważ wyszła z racjonalnego założenia, że władza nie zawsze musi być im bliska, ale trzeba z nią jakoś żyć. Nie odwróciła się więc pryncypialnie od „systemu", „mainstreamu", „obozu władzy". Niewiele lub nic nie tracąc na płaszczyźnie ideowej, legalistycznie (serwilistycznie niekiedy też, ale przede wszystkim cynicznie) podchodząc do ekipy rządzącej, korzystała z możliwości, jakie dają programy różnych ministerstw. Lewica działa pragmatycznie, raczej szukając punktów stycznych z decydentami, niż eksponując różnice.
Tymczasem znaczna część prawicy zajęła stanowisko klerków, dystansujących się wobec rzeczywistości ukształtowanej przez PO. Demonstracyjnie odrzucających formy współfinansowania z budżetu państwa, lekceważących możliwość współpracy z instytucjami publicznymi, choćby na poziomie promocyjnym. Za rządów Platformy prawica w dużej mierze sama się zmarginalizowała.
Słabość organizacyjna i mniejsza niż u konkurencji zdolność oddziaływania są następnym czynnikiem sprawiającym, że prawica, ubiegając się o środki publiczne, nie ma czego szukać. Choć od tej reguły są wyjątki. Przykład „Teologii Politycznej" z początku 2015 roku pokazuje, że z przepychanek z Ministerstwem Kultury można wyjść z tarczą. Po odrzuceniu przez ministerstwo wszystkich wniosków „TP" czasopismo Marka Cichockiego, Dariusza Gawina i Dariusza Karłowicza potrafiło skutecznie zawalczyć o środki.