Gary Lineker, bo o nim mowa, to najlepiej opłacany piłkarski ekspert na Wyspach Brytyjskich. Ale też wybitny sportowiec. Na mundialu w Meksyku w 1986 r., gdzie został zresztą królem strzelców, wbił naszej reprezentacji trzy bramki. Można powiedzieć żartem, że po tym nokaucie nie otrząsnęliśmy się do dziś. Lineker z kolei wciąż jest gwiazdą brytyjskich mediów. Na Twitterze obserwuje go ponad 8,5 mln ludzi i to właśnie tam ukazał się komentarz, który wywołał burzę. Lineker jest zresztą znany z kontrowersyjnych poglądów, ale tym razem posunął się dalej niż zwykle. Napisał mianowicie, że emigracyjna polityka brytyjskiego rządu „w niczym nie różni się od stosowanej w Niemczech w latach 30.”, a BBC ukarało go za to naganą. Jednak afera jeszcze się nie skończyła, choćby dlatego, że Lineker odmawia usunięcia swojego komentarza.

Najwyraźniej w Wielkiej Brytanii pewne standardy wciąż są przestrzegane. BBC, któremu zarzuca się liberalny przechył, w tym przypadku broni przecież konserwatywnego rządu. I to nie dlatego, że ktoś może stracić za to stanowisko, bo Brytyjczycy nie sterują ręcznie publicznymi mediami, tylko w imię zasad. I tego im autentycznie zazdroszczę. Jakieś zasady w debacie publicznej wciąż tam jeszcze obowiązują.

Tak się przypadkiem złożyło, że w tym samym dniu, kiedy BBC ukarało Linekera, w Parlamencie Europejskim otwarto wystawę na temat uchodźców z Białorusi. Stoi za nią osoba wielkich niegdyś zasług, nad której dzisiejszą działalnością najlepiej byłoby spuścić zasłonę milczenia. To europosłanka Janina Ochojska, reprezentująca PO, całkiem niedawno oskarżyła funkcjonariuszy polskiej Straży Granicznej o „ludobójstwo”, a wcześniej porównywała ich do katów z „niemieckich i sowieckich obozów”. Rzecz jasna nie spotkało ją za to nawet słowo upomnienia. A przecież porównanie kogoś z nazistą jest najcięższym możliwym oskarżeniem, co doskonale rozumieją w BBC.

Oczywiście druga strona politycznego sporu w Polsce ma podobne grzechy na sumieniu. I tam zagończycy, którzy obrażają przeciwników, są w cenie. Ale akurat redukcji ad hitlerum obecni rządzący nie stosują. Choćby z tego powodu, że od lat człowiekiem najczęściej porównywanym do Führera jest Jarosław Kaczyński.