W tym roku wakatów w szkołach jest więcej niż w poprzednich latach. Brakuje nauczycieli wszystkich przedmiotów – najbardziej przedmiotów zawodowych, ale i matematyków, fizyków, chemików, biologów, nauczycieli języków obcych. Brakuje także dyrektorów, bo wielu odchodzi z pracy, a kandydatów na to stanowisko coraz mniej.

I trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że odpowiedzialny za politykę kadrową w szkołach dyrektor nie ma środków, by odchodzącego nauczyciela zatrzymać. Oczywiście, są fajne szkoły i fantastyczni nauczyciele. To miejsca, w których chce się pracować i rzadziej myśli o wypowiedzeniu. Ale nawet najlepsza atmosfera przegrywa z koniecznością zapłacenia kredytu, kupienia drożejącego paliwa czy jedzenia. I wtedy niektórzy podejmują trudną decyzję o przebranżowieniu.

Zazwyczaj szef, który chce zatrzymać odchodzącego pracownika, oferuje mu podwyżkę. Ale nie w szkole – wynagrodzenia nauczycieli określa minister edukacji. Dyrektor może co najwyżej zaoferować nadgodziny, co zwiększy pensję, ale i dołoży pracy. Dyrektor nie może też zapłacić młodemu, choćby najlepszemu nauczycielowi stażyście wyższej pensji, bo zależy ona od stopnia awansu. Natomiast musi płacić więcej nauczycielowi dyplomowanemu, chociażby nie robił nic.

Na pojawiające się zarzuty rodziców dotyczące braku nauczycieli, słabej kadry, doraźnych, trwających tygodniami zastępstw, nauki na zmiany odpowiedź MEiN jest jedna – to sprawa dyrektorów. Podobnie jak np. konieczność zorganizowania nauki dla Ukraińców, gdy nikt nie wie, według jakich kryteriów sprawdzać ich wiedzę i promować do wyższych klas. Wcześniej to na nich spoczęła też odpowiedzialność za powtarzające się przechodzenie z nauki stacjonarnej na zdalną, nawet gdy nie mogli zagwarantować odpowiednich możliwości technicznych.

W oświacie wrze od dawna. Ostatnio z powodu majowej podwyżki w wysokości 4,4 proc., co w przypadku stażystów było w zasadzie wyrównaniem do poziomu płacy minimalnej. Coraz częściej mówi się też o strajku. Jednak po fiasku protestu w 2019 r. nauczyciele już wiedzą, że dopóki będzie skierowany przeciwko dyrektorom, a nie ministrowi, nic dzięki niemu nie uzyskają. To nie oni bowiem ustalają ich płace.