Sędzia powinien stać ponad podziałami, więc ograniczenie publicznej aktywności członków Trybunału spotka się ze zrozumieniem. W istocie chodzi oczywiście o podporządkowanie ich jednej stronie polskiej kłótni politycznej.
Protesty będą anemiczne; wszyscy są zmęczeni przedłużającym się konfliktem. Unia też nie pomoże, najwyżej Bruksela wyda kolejny pomruk i wezwie do kompromisu, bo do sankcji trzeba jednomyślności, której nie będzie. Przecież nic z tego nie wynika. Trybunał i tak nie zastopowałby sztandarowych projektów PiS, jak 500+ czy obniżenie wieku emerytalnego. Kadencja Andrzeja Rzeplińskiego kończy się wkrótce, kadencje innych sędziów też nie są wieczne. Nieuchronnie zbliża się dzień, kiedy – jak w telewizji, obecnie „narodowej" – decydować będą posłuszni funkcjonariusze. Po co Rzepliński tak się stawia, po co mu ten łabędzi śpiew? Ale też po co Jarosławowi Kaczyńskiemu wytrwała chęć zniszczenia zapisanych w konstytucji zasad państwa prawa? A może to po prostu osobista niechęć? Wola upokorzenia elit, które nie są „nasze"; salonu, do którego nie bywamy zapraszani?