Pielęgnujmy wolność Internetu

Dzięki swobodzie dyskusji w Internecie nasza wolność się poszerzyła. Warto, by pamiętali o tym i dziennikarze, i politycy, zwłaszcza ci, których korzenie tkwią w ruchu solidarnościowym

Aktualizacja: 24.08.2009 18:32 Publikacja: 24.08.2009 18:26

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/janke/2009/08/24/pielegnujmy-wolnosc-internetu/" "target=_blank]blog.rp.pl/janke[/link]

Czy pamiętacie państwo, co czuliśmy, kiedy w stanie wojennym dostawaliśmy otwarte listy ze stempelkiem "ocenzurowano"? Jak upokarzająca była świadomość, że naszą prywatną korespondencję czytał – a przynajmniej mógł czytać – jakiś urzędnik? Co czuliśmy, kiedy słyszeliśmy w słuchawce nagranie "rozmowa będzie kontrolowana"? Ci, którzy tego nie pamiętają, niech zapytają starszych przyjaciół albo rodziców.

Otóż, gdyby – [link=http://www.rp.pl/artykul/2,351244_Czy_to_koniec_anonimowosci_w_Internecie_.html" "target=_blank]ujawniona w ubiegłym tygodniu przez "Rzeczpospolitą"[/link] – propozycja policji, CBA i ABW, by totalnie inwigilować Internet, weszła w życie, mielibyśmy do czynienia z taką samą sytuacją. Tyle że na znacznie większą skalę. Przedstawiciele rządu na szczęście błyskawicznie wycofali się z fatalnych pomysłów. Zapewne przerazili się reakcji zainteresowanych. W ciągu jednego zaledwie dnia zdążyli się o projekcie wypowiedzieć przedstawiciele rozmaitych instytucji i firm z branży nowych mediów. Podejrzewam, że gdyby rząd nie zrobił kroku w tył, dziś mielibyśmy festiwal najróżniejszych akcji protestacyjnych organizowanych przez tysiące użytkowników sieci. Inwencja internautów jest nieograniczona, a dziś dysponują oni skutecznymi narzędziami porozumiewania się, organizowania, gromadzenia i wywierania nacisku.

Tej sprawy nie można jednak uznać za załatwioną i cieszyć się, że zagrożenie minęło. Niestety tego rodzaju pomysły – być może w innej, mniej absurdalnej formie – zapewne będą wracać. Warto więc mówić o skutkach takich regulacji, ale też i o tym, skąd się takie pomysły biorą. Dlaczego ludziom, którzy słowo "wolność" potrafią mielić na dziesiątki różnych sposobów, wolność w Internecie nie odpowiada?

[srodtytul]Prawo do prywatności [/srodtytul]

Pierwszy powód jest oczywisty. To zagrożenie terroryzmem, choć w Polsce ciągle stosunkowo niewielkie, oraz rozwój nowoczesnej przestępczości. Współcześni gangsterzy coraz częściej używaj ą nowoczesnych technologii, zatrudniają najlepszych specjalistów i zamiast włamy wać się łomem do sklepu jubilera czy robić podkop pod bank, ślęczą przy komputerach i łamią kody bankowe. Poza tym także przestępcy komunikują się za pomocą e-maili i wykorzystują wirtualną sieć do popełniania realnych przestępstw. Z tego punktu widzenia pragnienie państwowych służb, by móc śledzić korespondencję, identyfikować anonimowych dyskutantów, jest całkiem naturalne.

Z łatwością mogę sobie wyobrazić frustrację funkcjonariusza CBA, który śledzi wątki jakiegoś śledztwa korupcyjnego i szlag go trafia, że nie ma natychmiastowego dostępu do korespondencji podejrzanego i wszystkich jego przyjaciół. Gdyby miał, pewnie śledztwo poszłoby szybciej. Jednak aby uzyskać możliwość wglądu do listów internetowych, musi teraz przejść mniej lub bardziej żmudną procedurę, co pewnie zabiera czas. Może więc dać mu ten dostęp? Przecież to dla naszego bezpieczeństwa.

Służby demokratycznego państwa chciałyby – dla naszego bezpieczeństwa oczywiście – w takim sam sposób jak w stanie wojennym otwierać wszystkie nasze listy, a za chwilę pewnie słuchać naszych rozmów. Z tą różnicą, że teraz komunikujemy się ze sobą za pomocą innych narzędzi.

W demokratycznym państwie służby są potrzebne i muszą mieć narzędzia do tropienia przestępstw, ale nie mogą być wszechwładne. Po to wprowadzane są ograniczenia. I dlatego o prawo założenia podsłuchu ciągle trzeba występować, a nie można podsłuchiwać każdego bez ograniczeń.

Gdyby było inaczej, mielibyśmy do czynienia z łamaniem prawa do prywatności, a nawet powrotem do policyjnego państwa, tyle że w dużo inteligentniejszej wersji. Czyli groźniejszej. Tyle że dziś nie ma czerwonego alarmu, nic nie wiemy o tym, by al Kaida planowała w Polsce, z pomocą surfujących po sieci Polaków, jakieś spektakularne akcje.

[srodtytul]Bat na blogerów [/srodtytul]

Wprowadzenie powszechnej inwigilacji, o której myślały policja, ABW i CBA – pomijając możliwe nadużycia – miałoby też wiele innych skutków. W ubiegłym tygodniu po ujawnieniu tych planów przedstawiciele wielkich firm internetowych mówili o gigantycznych kosztach operacji. A właściwie o niemożności jej zorganizowania w praktyce. Gdyby jednak została choćby w części wprowadzona, jestem przekonany, że natychmiast wielu internautów i wiele firm przeniosłoby się na zagraniczne serwery. To też by ich trochę kosztowało, ale zapewniałoby swobodę. Krajowy biznes zapewne by na tym stracił i zmniejszyłyby się wpływy z podatków. Firmy mogłyby bowiem zacząć przenosić swoje interesy do innych krajów. Tam, gdzie jest jeszcze wolność.

To czarny scenariusz. A inne zagrożenia? Wszystko to, co wiąże się z utratą anonimowości przez internautów. Ze swobodą dyskusji. Z tym wszystkim, co już udało się zbudować dzięki wolności w sieci. Wielu blogerów czy dyskutantów na forach internetowych, wiedząc, że są inwigilowani, zapewne zaprzestałoby swojej działalności. Serwisy społecznościowe mogłyby stracić popularność, bo ich użytkownicy wiedzieliby, że ich opinie są jak na talerzu i w każdej chwili ktoś może je ujawnić.

Warto przypomnieć, co dała nam swoboda wypowiedzi w Internecie bez konieczności podawania swoich danych. Warto o tym mówić, bo ta wolność staje się zagrożeniem dla utrwalonych porządków. Ta wolność może rozbijać hierarchie, podważać autorytety i pozwalać na pokazywanie nieco innego obrazu rzeczywistości niż ten ustalony w kilku najważniejszych newsroomach redakcyjnych.

[srodtytul]Chamstwo nie większe niż gdzie indziej [/srodtytul]

Wolność w Internecie wywołuje coraz większą panikę w niektórych środowiskach. Dlaczego? Bo narusza ich utrwaloną pozycję. Dlatego tak chętnie i tak intensywnie rozprawiają się z chamstwem, które ma rzekomo dominować w dyskusji w sieci. Oczywiście chamstwo w Internecie jest i należy z nim walczyć, ale nie ma go tam więcej niż w świecie realnym, na ulicach największych polskich miast, a nawet w rozmowach na redakcyjnych korytarzach. Zabawne, że głównymi rycerzami w walce z chamstwem w sieci zostają osoby, które w debacie same nie unikają brutalnych i nierzadko chamskich ataków.

Jeszcze kilka lat temu w debacie publicznej dominował jeden ośrodek myśli. Na szczęście zmiany w Polsce doprowadziły do spluralizowania wymiany myśli. Ale ciągle dostęp do głosu miało kilkanaście, może kilkadziesiąt osób. Teraz (zbliżone) szanse w walce słowem mają wszyscy: i nauczyciel ze Żnina, i inżynier z Piotrkowa, i pracownik naukowy z Poznania. Rynek idei stał się bardziej wolny. Jeśli ktoś umie zgrabnie pisać, jest bystrym obserwatorem rzeczywistości, dzięki swojej pracy i talentowi może zdobyć taki sam posłuch jak popularny dziennikarz czy polityk. Blogerzy wyłapali już wiele informacji, czasem drobnych, które umknęły uwadze zawodowych dziennikarzy. Skojarzyli wiele faktów i dokonali ciekawych analiz, które nie pojawiły się w tradycyjnych mediach.

Wiele z tych osób zrezygnowałoby jednak zapewne z udziału w debacie, gdyby musiało się podpisywać imieniem i nazwiskiem. Bo w przeciwieństwie do dziennikarzy czy polityków – za to, że wypowiadają swoje, nieraz ostre opinie – nie dostają pieniędzy. Pracują gdzie indziej, i jeśli ich poglądy nie podobają się np. szefowi w pracy, mogą ponieść przykre tego konsekwencje.

Dzięki swobodzie dyskusji w Internecie nasza wolność się poszerzyła. To wielkie osiągnięcie demokracji. Dlatego też powinniśmy jej bronić i pielęgnować ją, a nie dusić. Wolność jest wielką wartością. I tę wartość powinniśmy chronić.

Czasem, w sytuacjach specjalnego zagrożenia, jakieś elementy tej wolności mogą zostać zawieszone. Dziś jednak nie ma takiej sytuacji. Warto, by pamiętali o tym i dziennikarze, i politycy, zwłaszcza ci, których korzenie tkwią w wielkim ruchu wolnościowym, który obalił w Polsce komunizm w 1989 roku. 4 czerwca świętowaliśmy narodziny wolności. Chrońmy ją więc dobrze.

[i]Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej" oraz szefem portalu salon24.pl [/i]

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Muzeum Auschwitz to nie miejsce politycznych demonstracji
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Zarzuty dla Morawieckiego. Historyczna sprawa, która podzieli Polskę
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Dlaczego Putin nie zatrzyma wojny? Jest kilka powodów
Opinie polityczno - społeczne
Ptak-Iglewska: Zazdrośćmy Niemcom frekwencji, najwyższej od czasów zjednoczenia
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie polityczno - społeczne
Marek Cichocki: Kto sięgnie po władzę w Europie
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”