Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/janke/2009/08/24/pielegnujmy-wolnosc-internetu/" "target=_blank]blog.rp.pl/janke[/link]
Czy pamiętacie państwo, co czuliśmy, kiedy w stanie wojennym dostawaliśmy otwarte listy ze stempelkiem "ocenzurowano"? Jak upokarzająca była świadomość, że naszą prywatną korespondencję czytał – a przynajmniej mógł czytać – jakiś urzędnik? Co czuliśmy, kiedy słyszeliśmy w słuchawce nagranie "rozmowa będzie kontrolowana"? Ci, którzy tego nie pamiętają, niech zapytają starszych przyjaciół albo rodziców.
Otóż, gdyby – [link=http://www.rp.pl/artykul/2,351244_Czy_to_koniec_anonimowosci_w_Internecie_.html" "target=_blank]ujawniona w ubiegłym tygodniu przez "Rzeczpospolitą"[/link] – propozycja policji, CBA i ABW, by totalnie inwigilować Internet, weszła w życie, mielibyśmy do czynienia z taką samą sytuacją. Tyle że na znacznie większą skalę. Przedstawiciele rządu na szczęście błyskawicznie wycofali się z fatalnych pomysłów. Zapewne przerazili się reakcji zainteresowanych. W ciągu jednego zaledwie dnia zdążyli się o projekcie wypowiedzieć przedstawiciele rozmaitych instytucji i firm z branży nowych mediów. Podejrzewam, że gdyby rząd nie zrobił kroku w tył, dziś mielibyśmy festiwal najróżniejszych akcji protestacyjnych organizowanych przez tysiące użytkowników sieci. Inwencja internautów jest nieograniczona, a dziś dysponują oni skutecznymi narzędziami porozumiewania się, organizowania, gromadzenia i wywierania nacisku.
Tej sprawy nie można jednak uznać za załatwioną i cieszyć się, że zagrożenie minęło. Niestety tego rodzaju pomysły – być może w innej, mniej absurdalnej formie – zapewne będą wracać. Warto więc mówić o skutkach takich regulacji, ale też i o tym, skąd się takie pomysły biorą. Dlaczego ludziom, którzy słowo "wolność" potrafią mielić na dziesiątki różnych sposobów, wolność w Internecie nie odpowiada?
[srodtytul]Prawo do prywatności [/srodtytul]