Subotnik Ziemkiewicza: Hodowanie pisowców

W mieście nie za dużym, nie za małym, leżącym w pewnej odległości od Warszawy, ale nie tak znowu daleko, trafił się jeden z tych szaleńców bożych, bez których świat byłby zupełnie nieznośny.

Publikacja: 18.09.2010 13:02

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Coś mu padło na głowę, żeby organizować tam wielkie, coroczne, najlepiej kilkudniowe wydarzenie artystyczne, multidyscyplinarne i przyciągające z jednej strony gwiazdy, a z drugiej tłumy publiczności. Tak po prostu, żeby jakoś rozruszać senną okolicę. I jak to się czasem szaleńcom bożym zdarza, zdołał zarazić swym szaleństwem kilkadziesiąt osób, które włożyły w sprawę własne pieniądze, czas i pracę. I ściągnąć do miasta dziesiątki ludzi znanych z różnych dziedzin, które urzeczone oczywistym szaleństwem organizatorów przyjechały bez honorariów z wystawami, koncertami i spotkaniami autorskimi.

Jednym słowem ? cholerny kłopot dla włodarzy miasta. Już sam fakt, że ktoś nieupoważniony urządza taką imprezę zupełnie poza władzami jest niebezpieczny. Jeszcze sobie ludzie pomyślą, że władze są niepotrzebne, że można bez nich – do czego by to doprowadziło! Więc w tym roku włodarze miasta poczuli się zmuszeni też zorganizować dla ludności imprezę. Przypadkiem dokładnie w tym samym czasie. Ściągnęli nawet gwiazdy ze starego filmu Wajdy, który co prawda o mieście nie wspominał, ale niektóre sceny były tam właśnie kręcone. Fakt, oficjalna impreza przy tej urządzonej przez wolontariuszy wypadła blado, ale za to pokazano ją w telewizji, no i wydano na nią kilkaset tysięcy podatniczych złociszów, ponoć nawet ponad pół miliona. Po to się wszak takie rzeczy robi, żeby puścić w obieg trochę publicznego grosza, dać komuś zarobić. A tu ? zalęgli się dywersanci, którzy robią jakiś lewy, nielegalny festiwal, na prywatnym terenie, za prywatne pieniądze, i władza ani jej zaplecze nic z tego nie mają!

Uczciwie uprzedzałem sprawcę całego zamieszania, że tak się to dla niego skończy: został ogłoszony „pisowcem”. On i wszyscy, którzy mu pomagali. To chyba oczywiste – skoro ktoś bruździ władzy, a władzą są w miasteczku ci, którzy reprezentują prawdziwą elitę, to musi być „pisowcem”. I do rozmaitych mniejszych i większych kłód, jakie już wcześniej facetowi rzucano pod nogi, dołączona została szydercza kampania, wykpiwająca „pisowską” imprezę, którą – jak przekonują lokalne media i zawodowi wpisywacze na lokalnych internetowych forach ? ci lepsi, mądrzejsi mieszkańcy miasta, ci co czytają i oglądają to, co należy i co z nich czyni miejscową elitę i inteligencję, po prostu omijają łukiem. Wszyscy przecież wiedzą, że prawdziwe gwiazdy to te od Wajdy, które sprowadził za uczciwy grosz zarząd miasta, a nie te, które przyjechały za darmo do jakichś oszołomów.

Polska w pigułce. To, co w krajach cywilizowanych budzi szacunek i wdzięczność, u nas jest tępione. Ale w tej historii jest dla mnie najzabawniejsze, że cała kupa ludzi została „pisowcami”. W tym zwłaszcza główny organizator, człowiek z gatunku „szalony artysta”, który zupełnie polityką się nie interesuje i pewnie miałby problem ze zdefiniowaniem swych ideowych afiliacji.

Witam w klubie.

Podczas, gdy prezes czyści z osobowości partię, obsługującą politycznie Polskę Tubylczą, szerokie zaplecze tejże Polski Tubylczej i jego jakość na szczęście rośnie. I będzie rosnąć, mogę z perspektywy swych świeżo ukończonych 46 lat o tym zapewnić, bo działanie tego mechanizmu obserwowałem już nieraz.

Przypadek opisany wyżej (celowo nie podaję nazwy miasta ani nazwisk, by wydobyć ze sprawy pierwiastek uniwersalny) jest jednym z wielu. Osławiona „lista pisowców” sporządzona w warszawskiej szkole dziennikarskiej nie jest jakąś aberracją, tylko praktyką powszechną; zwykle takie listy sporządzane są dyskretniej, ale mechanizm usuwania „pisowców” działa od dawna, a po elekcji kandydata wszystkich polskich sitw i ustanowieniu monopolu jedynie słusznej władzy wszedł na wysokie obroty. Znajoma aktorka została niedawno sczyszczona z dużej imprezy organizowanej przez TVP, bo w ostatniej ktoś na nią doniósł, że kilka lat temu występowała w „pisowskim” kabarecie. Co zabawne, nikt nawet nie próbował ściemniać i wymyślać pretekstów, powiedziano jej wyraźnie, że dla takich nie ma i nie będzie tu miejsca.

„Słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy”, jak uczył Okudżawa. Trzeba na przykład zatrudnić na uczelni córkę, załatwić pracę szwagra kobicie, zachałturzyć – zawsze ktoś stoi na drodze. I to przeważnie ktoś zdolniejszy, lepszy, a każdym razie zbyt dobry, żeby go ot tak szurnąć. Na szczęście ci zdolniejsi mają zwykle poczucie swej niezależności, a to czyni ich politycznie „niebłagonadiożnymi”.

Czy Jarosław Kaczyński albo któryś z jego przybocznych uznałby za sympatyczkę PiS Janinę Jankowską? Czy ona sama by się za taką uznała? Nie ma znaczenia. Większość „pisowców” wcale nie uważa się za pisowców, psioczą nawet na Kaczyńskiego i jego politykę. Nic im to nie pomoże. „Pisowca” poznaje się tak, jak Żyda czy homoseksualistę, po tym, że zaprzecza. Im bardziej zaprzecza, tym bardziej dobitny dowód, że jest.

Za czasów mojej młodości w taki sam sposób zostawało się elementem antysocjalistycznym, i niejeden człowiek, który na początku tylko chciał naiwnie zaprotestować przeciwko bałaganowi i marnotrawstwu w zakładzie czy sobiepaństwu jakiegoś kacyka, stawał się szybko działaczem podziemia. Dwie przeciwległe części ludzkiego ciała są jakoś tak dziwnie ze sobą połączone, że przeciętny człowiek dopiero jak w jedną oberwie, to drugą zaczyna ruszać. I odwrotnie, jak na jednej siedzi zbyt wygodnie, to na przeciwnym końcu procesy myślowe zamierają zupełnie. Nie chwaląc się, jako jeden z drobnych przykładów ? już kilka razy w małych miejscowościach zdarzyło się, że dyrekcja szkoły zabraniała urządzenia spotkania ze mną. W efekcie na spotkanie urządzane w końcu gdzie indziej uczniowie walili tłumnie, ku zdumieniu miejscowych organizatorów. A czym się zdumiewać? Jak dyrekcja zabrania, to znaczy, że warto posłuchać. Gdyby przyjść kazała, to by było gorzej. Tak to właśnie działa na dłuższą metę.

Dlatego patrzę na sporządzanie „list pisowców” i na rugowanie „pisowców” z artystycznego i medialnego półświatka bez złości, z filozoficzną zadumą, a nawet z satysfakcją. Jako były „element antysocjalistyczny”, obecny „pisowiec”, i przyszły… nie wiem jeszcze, jak się będzie kogoś takiego nazywać po zeskichaniu się obecnej władzy i jej salonów, ale zamierzam i spodziewam się być nim nadal. Czego i sobie, i wszystkim państwu życzę.

Coś mu padło na głowę, żeby organizować tam wielkie, coroczne, najlepiej kilkudniowe wydarzenie artystyczne, multidyscyplinarne i przyciągające z jednej strony gwiazdy, a z drugiej tłumy publiczności. Tak po prostu, żeby jakoś rozruszać senną okolicę. I jak to się czasem szaleńcom bożym zdarza, zdołał zarazić swym szaleństwem kilkadziesiąt osób, które włożyły w sprawę własne pieniądze, czas i pracę. I ściągnąć do miasta dziesiątki ludzi znanych z różnych dziedzin, które urzeczone oczywistym szaleństwem organizatorów przyjechały bez honorariów z wystawami, koncertami i spotkaniami autorskimi.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?