Publikacja raportu MAK, która już doprowadziła do wahnięcia sondaży, odwróciła utarty sposób myślenia charakterystyczny dla ostatnich kilku miesięcy – katastrofa smoleńska znów zaczęła być sprawą całego państwa i wszystkich partii, a nie tylko dwóch formacji opozycyjnych: PiS i PJN. Jeszcze na początku stycznia przypominanie o katastrofie uznawane było za pisowską fiksację (do tego zjawiska przyłożyło rękę i PiS, i PO). Wszystko zmieniło się w ubiegłą środę.
Raport, którego wnioski podchwyciły wszystkie światowe media, okazał się miażdżący dla polskiego państwa, a w konsekwencji dla polskiego rządu. Trudno tego nie zauważyć nawet najgorliwszym sympatykom koalicji PO – PSL. Co gorsza, winy za taki przekaz nie ma jak zrzucić na Prawo i Sprawiedliwość. Fatalny efekt, jaki wywołało ogłoszenie rosyjskiego dokumentu, jest niemal wyłącznym skutkiem decyzji lub zaniechań Donalda Tuska.
[srodtytul]Klęska dyplomatyczna[/srodtytul]
Paradoksem jest, że PiS, oburzając się na rosyjski raport i domagając się od rządu twardej reakcji, de facto występuje w interesie Platformy. Bo MAK, obarczając całą winą Polaków, najbardziej pogrąża obecne polskie władze. Trudno zrzucić odpowiedzialność za przygotowanie lotu na otoczenie śp. Lecha Kaczyńskiego, bo zgodnie z prawem Kancelaria Prezydenta wyłącznie "wynajmuje" samoloty, za które odpowiada szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski oraz dowódcy wojskowi z Bogdanem Klichem na czele, czyli podwładni Donalda Tuska.
Poza tym MAK nie udało się dowieść, że na załogę Tu-154M naciski wywierał prezydent Kaczyński, a za wyszkolenie i odporność załogi na stres odpowiedzialność ponoszą władze – cywilne i wojskowe.