Leszek Balcerowicz, przywracając Polsce realne pieniądze, uzdrowił rynek. Ale tylko częściowo. Rewolucji monetarnej nie towarzyszyła bowiem rewolucja własnościowa. Im częściej się podnosi kwestię prywatyzacji, tym wyraźniej widać, jak wielkim zaniedbaniem polskiej transformacji było i jest zaniechanie reprywatyzacji i – szerzej rzecz ujmując – regulacji spraw własnościowych. A przecież utopia komunistyczna – "wyzwolenie ludu" – polegała na wyzuciu obywateli z ich własności.
Polska zarówno w wymiarze państwowym, jak i gminnym pozostaje bezpańska. To, co władze komunistyczne zawłaszczyły, władze III Rzeczypospolitej przejęły i arbitralnie tym dysponują do dzisiaj. Przekazywanie własności z owego dominium w ręce prywatnych właścicieli czy swobodnych zrzeszeń (wspólnot bądź spółdzielni) jest procesem biurokratycznym. Przebieg ma powolny, bo nikt od 21 lat nie wyznaczył horyzontu czasowego na uporządkowanie własności.
W tym szaleństwie jest metoda. Nomenklatura szybko się uwłaszczyła na tym, co najlepsze, podczas gdy obywatelom w ich masie pozostały na własność – i to nie zawsze – mieszkania czy domy. To za mało, aby odtworzyć klasę średnią, wolną w swych życiowych decyzjach tą wolnością, którą daje majątek zabezpieczający na dalszą przyszłość.