Orwell w swym „Roku 1984" przewidział ekran działający jak kamera, umieszczony w każdym pokoju oraz powszechny podsłuch i „policję myśli". Sądził jednak, znając Sowiety i nazizm, że taki stan rzeczy zostanie jawnie narzucony siłą przez zmilitaryzowaną władzę. Wydaje się nam, że w ustroju demokratycznym nie byłoby to możliwe.
Jednakże to, co w tradycyjnym totalitaryzmie narzucano przez ordynarną przemoc, w demokracji może być wprowadzone przez ustawy. Streścił to Mark Twain: „Niczyje zdrowie, wolność ani mienie nie są bezpieczne, kiedy obraduje parlament". Rządzącym trzeba tylko dogodnego pretekstu do wprowadzenia totalnego nadzoru.
Taki pretekst już istnieje, a właściwie – preteksty. Jeden z nich to walka z terroryzmem. Już starożytni wiedzieli, że istotnym celem wojen jest spętanie własnych obywateli. Podczas wojny nie pyta się też wiele o słuszność, celowość ani wydatki. Rządom warto więc nieustannie walczyć z zagrożeniem ze strony fanatycznych islamistów itp.
Kontrole antyterrorystyczne idą coraz dalej, dalej niż kontrola obywateli rzekomo wolnych krajów zapoczątkowana z powodu II wojny światowej. Rejestrować można każdą rozmowę telefoniczną, e-maila i oczywiście trasy podróży. Komputery obserwują i rozpoznają twarze na ulicy. Dalsze udoskonalenia nastąpią. Czy naprawdę myślicie, że tajne służby tego nie nadużywają?
Kolejny ważny pretekst to przepisy podatkowe. Podatki wymagają ścisłej kontroli obrotu pieniężnego, gdyż są rabunkowe i zawiłe, trudno je obliczyć, a wielu się uchyla. Gdyby dominowały ryczałty czy inne proste i niskie podatki, nie byłoby powodu do zniesienia tajemnicy bankowej. A tak, służby skarbowe mogą dokładnie zrewidować i obrobić nasze kieszenie.