Po otwarciu zwróconej przez niego teczki okazało się, że papiery zniknęły. Zważywszy na okoliczności i oczywisty fakt, że Lech Wałęsa nie był zainteresowany zniknięciem dowodów swojej niewinności, jest jasne, że kwity "Bolka" zniszczyć mogła tylko jedna osoba: tajemniczy don Pedro, szpieg z Krainy Deszczowców.
Czytaj więcej w tygodniku Uważam Rze
Czynem tym umożliwił on różnym "gorszym od faszystów" powtarzanie do dziś oszczerstw przeciw największemu i najbardziej znanemu na świecie z żyjących Polaków. Oczywiście, wszyscy ludzie na pewnym poziomie wiedzieli i tak, że prawdą jest tylko to, co mówi Wałęsa, zarówno gdy "przysięgał na Matkę Boską", że nic nigdy nie podpisał, jak i gdy tłumaczył, że "podpisał tylko, żeby ich oszukać". Tym bardziej że za każdym razem ręczyły za niego największe autorytety III RP. Oczywiście, "rozgrzani sędziowie" robili i robią co mogą, zamykając usta historykom, a nawet dopisując im do książek "dla równowagi" peany dla Największego. Niemniej jednak, brak rozstrzygającego dowodu mocno utrudnia im wszystkim robotę.
Z największym zatem oburzeniem społeczeństwo dowiaduje się, że wiarygodne kopie zaginionych dokumentów od lat leżą najściślej utajnione w archiwum sejmowym, i uporczywie odmawia się do nich dostępu. Dlatego wzywam wszystkie autorytety, luminarzy, celebrytów i intelektualistów, radę gminy Popowo Podgórne i w ogóle wszystkich ludzi "na poziomie" do ponownego pisania protestów, zbierania podpisów, alarmowania instytucji międzynarodowych i domagania się na wszelkie sposoby, by władze przestały wreszcie ukrywać przed nami niezbity dowód prawdziwości mitu założycielskiego III RP.
Autor jest publicystą tygodnika "Uważam Rze"