Czy Oleksy jest kanarkiem?

Przygotowania do Kongresu Lewicy Społecznej wywołały w SLD awanturę. Józef Oleksy prowadził od miesięcy żmudne negocjacje, organizował mówców, panele dyskusyjne, oprawę. Twierdzi, że już prawie udało mu się namówić Aleksandra Kwaśniewskiego do udziału w komitecie honorowym. Teraz jednak nici z tego – pisze publicystka.

Publikacja: 10.04.2013 19:32

Ryszard Kalisz został w poniedziałek wyrzucony z SLD. Nikogo to chyba nie zaskoczyło, może poza nim samym. Strategia „odcinania plasterków salami” jest przez Sojusz realizowana konsekwentnie. Doświadczeni działacze spodziewali się więc takiego werdyktu sądu partyjnego.

Lech Wałęsa zapowiedział, że podczas kongresu postara się odebrać lewicy monopol na społeczną wrażliwość

Ale tego samego dnia miał miejsce jeszcze jeden wstrząs w SLD, tym razem zaskakujący: Józef Oleksy, wiceszef partii, wypowiedział posłuszeństwo Leszkowi Millerowi. – Jak Józef decyduje się na tak radykalny krok, to Leszek powinien zacząć się martwić – mówi jeden z dawnych eseldowskich baronów. – On rzadko ryzykuje...
Otwarty bunt trwał krótko – około 24 godzin – ale wyłom się dokonał. – Co Leszek Miller panu zrobił, by zmienił pan zdanie? – pytali dziennikarze. – To, co zrobił, będzie dojrzewało... – odpowiedział Oleksy.

Albo jeden, albo drugi

Oleksy nie ma wśród kolegów z partii opinii szaleńczo odważnego straceńca. Pełni raczej rolę barometru. – Albo kanarka w kopalni – martwi się jeden z członków zarządu Sojuszu. Czy tym razem, rzucając gromy na głowę Millera, Oleksy przepowiada katastrofę?

Dlaczego były premier pierwszego rządu kierowanego przez polityka SLD zezłościł się na szefa Sojuszu? W poniedziałek Miller miał umówione w Gdańsku spotkanie z Lechem Wałęsą. Rozmowa przebiegała w miłej atmosferze. Wałęsa narzekał na kapitalizm i neoliberalne oblicze polskich przemian. Miller – podobno spontanicznie – zaprosił go więc na Kongres Lewicy Społecznej, wielkie dla SLD wydarzenie, organizowane przez Józefa Oleksego. Ma się odbyć 15 czerwca na Stadionie Narodowym. Przekaz ma być jasny: wielki obiekt, dużo gości, wizerunek potęgi Sojuszu. Oleksy prowadził od miesięcy żmudne negocjacje, organizował mówców, panele dyskusyjne, oprawę. Twierdzi, że już prawie udało mu się namówić Aleksandra Kwaśniewskiego do udziału w komitecie honorowym. Po zerwaniu stosunków z SLD obecność byłego prezydenta byłaby kojącym plastrem na dusze zdezorientowanych podziałami i rozstaniami członków Sojuszu. Niektórzy marzyli, że mogłoby przy takiej okazji dojść do wielkiego pojednania.

Ale teraz raczej nici z tych planów. Lech Wałęsa zgodził się przybyć na Kongres Lewicy, a chwilę po tym Aleksander Kwaśniewski – jak relacjonują jego współpracownicy – zadzwonił do Oleksego z pytaniem: „Co to wszystko ma znaczyć?!”, i zapowiedzią wycofania się z imprezy. A Oleksy – główny organizator kongresu – nic o zaproszeniu Wałęsy nie wiedział. I w spontaniczne gesty nie wierzy. – Leszek Miller zakpił sobie z Lecha Wałęsy, a ten zakochany w sobie – tak jak i Leszek Miller w sobie – przyjął to zaproszenie. Dziwi mnie niesłychanie, że Leszek Miller wbrew wszystkim procedurom, toczącym się w sprawie kongresu, nagle zaprasza kogoś, kto obalał pierwszy rząd lewicowy w Polsce i nigdy nie złożył w tej kwestii słowa samokrytyki – mówił Oleksy kilkadziesiąt minut po przyjęciu zaproszenia przez Wałęsę w radiowej Jedynce. Co ważniejsze, zapowiedział, że rezygnuje z kierowania radą polityczno-programową, która była upoważniona do organizacji kongresu. I postawił tezę dość kłopotliwą dla Leszka Millera: – Jeśli nie przeszkadzają nam poglądy Lecha Wałęsy i mamy go uważać, o zgrozo, za człowieka lewicy, to widzę celowość zaproszenia Janusza Palikota na kongres – oświadczył.

Zaprosić Palikota na kongres?! Nic gorszego szefowi Sojuszu nie można było zaproponować.

Powinien wcześniej zadzwonić

Politycy Sojuszu przyznają, że jest problem. Trudno byłoby robić kongres bez Oleksego. SLD nie może sobie pozwolić na kolejne głośne rozstanie, więc trzeba było pójść na ustępstwa: w zamian za pogodzenie się Oleksego z obecnością Wałęsy na kongresie, Miller zaprosi Kwaśniewskiego. Oraz – by jakoś złe wrażenie konkurowania byłych prezydentów zatrzeć – generała Jaruzelskiego.

Podczas wspólnej wtorkowej konferencji Oleksy nie wycofał się z oskarżeń pod adresem Millera, a nawet je jeszcze mocniej zaznaczył, ironizując, że – jak mu wytłumaczono – miał „złudzenie optyczne”, skoro wydawało mu się, że Miller „klęka” przed Wałęsą.

Wcześniej sugerował, że szef Sojuszu zaślepiony jest nienawiścią. – Poprzez to zaproszenie [dla Wałęsy] Leszek Miller przekroczył granicę nienawiści do Aleksandra Kwaśniewskiego – oświadczył. Chodziło jego zdaniem o przyćmienie Kwaśniewskiego i spowodowanie, by jego przyjście nie było głównym wydarzeniem spotkania na Stadionie Narodowym. – Powinien zadzwonić, zanim zaprosił Wałęsę – przyznają nawet politycy z otoczenia Millera – Oleksy ma przecież cały czas wizję spisku, który obalił jego rząd na zlecenie Wałęsy rękami prezydenckiego ministra Andrzeja Milczanowskiego. I nigdy tamtej klęski Wałęsie nie wybaczy.

Mimo zajmowania stanowiska wiceszefa Sojuszu, Oleksy traktowany jest przez wierchuszkę SLD protekcjonalnie, trochę jak kłopotliwa i marudząca ciotka. Leszek Miller ukuł nawet specjalny termin, którym podsumowuje te wypowiedzi Oleksego, które nie przypadły mu do gustu. – To jest takie „józiolenie”, typowe dla tego polityka – mówi wtedy. I liczy na to, że Oleksy – jak zazwyczaj – będzie wobec władzy lojalny. – Leszek nie wziął pod uwagę tego, że niedoceniana przez niego impreza, jaką miał być kongres lewicy, może stać się wielkim wydarzeniem, a dla Oleksego okazją do powrotu na pierwszą linię i przygrywką do eurowyborów – mówi jeden ze współpracowników Millera. – Józef naprawdę wierzył w swoją misję łączenia lewicy i ciężko pracował. Policzek, jakim było zaproszenie Wałęsy, całkowicie wyprowadził go z równowagi – dodaje.

Tym bardziej że Wałęsa następnego dnia jeszcze dolał oliwy do ognia, nazywając Oleksego „niskim starym komuchem” i zapowiedział z właściwym sobie taktem, że podczas kongresu postara się odebrać lewicy monopol na społeczną wrażliwość.

Marzenie Kalisza

Józef Oleksy postawił się i zmusił szefa SLD, by się z nim liczył. Zapraszać będą obaj i żadnej „samowolki” w tej kwestii już nie będzie. Zapowiedź, że na kongres w ogóle nie przyjdzie, mogłaby skończyć się kiedyś oficjalnym akcesem do Europy Plus. Propagandowo rzecz nie do przyjęcia. Chodzi o kogoś, kto dla SLD jest „solą ziemi”...

Ryszard Kalisz, pryncypialnie w poniedziałek z partii usunięty, zawsze był singlem, indywidualistą, a przede wszystkim człowiekiem na dobre i złe związanym z Aleksandrem Kwaśniewskim. Organicznie niezdolnym do gry zespołowej. Ale za to popularnym wśród elektoratu i w mediach. I dopóki nie trzeba było dokonywać wyboru co do lojalności między partią a byłym prezydentem – rachunek jakoś się zgadzał. Wolny elektron Kalisz partii się opłacał.

Teraz wykładnia usunięcia Kalisza została umieszczona na stronie internetowej. Każdy może się nauczyć, co odpowiadać dziennikarzom. Sformułował ją medialny numer 1 Sojuszu, Marek Barański. By spostponować Kalisza, nie wahał się nawet... pochwalić Janusza Palikota: „Ryszard Kalisz wiedział, jak należy postąpić w jego sytuacji. Dał mu przykład jego nowy szef Janusz Palikot, który uznając, że z PO już mu nie po drodze, złożył legitymację poselską i co prawda z ociąganiem, ale jednak złożył również mandat. Kalisz na to się nie zdobył. Najwyraźniej pragnął być wyrzucony z SLD i grać rolę skrzywdzonego. Spełniliśmy jego marzenie”.

Czy rzeczywiście? Komentarz Millera po usunięciu Kalisza był bezlitosny: „Kalisz może przestać udawać człowieka lewicy”. Swoje dołożyła partyjna oskarżycielka Joanna Senyszyn: „Kalisz zawdzięcza karierę SLD”. To dość brutalne potraktowanie pomogło Kaliszowi przetrwać po werdykcie partyjnego sądu. W polityce wygrywa przecież ten, kto nie da się sprowokować, a Kalisz wytrzymał do końca, choć jak twierdzą wtajemniczeni, był przekonany, że werdykt kolegów będzie łagodniejszy. Stąd okazywane pod drzwiami SLD emocje, nerwowy trochę śmiech i widoczne zakłopotanie.

Duży chłopiec?

Oczywiście wszyscy oczekują teraz akcesu Kalisza do Europy Plus. I pewnie – w tej czy innej formie – akces ten nastąpi. Im więcej znanych nazwisk w tej inicjatywie, tym większa pewność Aleksandra Kwaśniewskiego, że Janusz Palikot organizacji nie przejmie. Podobną optykę prezentuje Włodzimierz Cimoszewicz, który zadeklarował swoje poparcie dla takiej europejskiej listy, pod warunkiem że Palikota na niej nie będzie. I nie będzie – bo przecież lider RP od początku deklarował, że w tych wyborach startować nie będzie.
A czy w Europie Plus znajdzie się Józef Oleksy? Jego przejście miałoby wymiar naprawdę symboliczny. Bo utrata byłych gwiazd Sojuszu, takich jak Cimoszewicz czy Borowski, nie ma dla Millera większego znaczenia. I tak nie było ich na tej samej łódce. Ale strata Oleksego mogłaby okazać się bardzo wysoką ceną za próbę zneutralizowania Kwaśniewskiego podczas Kongresu lewicy. Szef Sojuszu stara się więc nie wypadać z roli zimnego rewolwerowca. – Józef Oleksy jest dużym chłopcem i wie, co robi – mówi tylko, i wcale się przy tym nie uśmiecha.

Autorka jest komentatorką Pierwszego Programu Polskiego Radia

Ryszard Kalisz został w poniedziałek wyrzucony z SLD. Nikogo to chyba nie zaskoczyło, może poza nim samym. Strategia „odcinania plasterków salami” jest przez Sojusz realizowana konsekwentnie. Doświadczeni działacze spodziewali się więc takiego werdyktu sądu partyjnego.

Lech Wałęsa zapowiedział, że podczas kongresu postara się odebrać lewicy monopol na społeczną wrażliwość

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Duopol kontra społeczeństwo
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
analizy
Aleksander Łukaszenko i jego oblężona twierdza. Dyktator izoluje i zastrasza
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?